Capitolo 5.

290 42 4
                                    

Dni mijały szybko, powoli się wydłużając. Po światach przyszła pora na Sylwestra, a po nim na święto Trzech Króli i zanim człowiek się obejrzał, na dworze dni były coraz dłuższe, a noce krótsze. Ze ścian zniknęły ozdoby świąteczne, Mikołaje schowane do szafy odpoczywały, gotowe na kolejny rok, a data w kalendarzu niebezpiecznie zbliżała się do Walentynek.

To nie tak, że Leo miał awersję do walentynek. W ten dzień jego kawiarnia pękała w szwach, bo ludzie zamawiali czekoladki, ciasta i ciasteczka, a także rezerwowali stoliki, aby patrzeć się sobie w oczy nad blaskiem świec. Po prostu tego dnia czuł się jeszcze bardziej samotny niż w jakikolwiek inny dzień w roku. Zwykle się tym nie przejmował, ale teraz, gdy Saya ćwierkała o swoim nowym chłopaku, którego poznała podczas noworocznego przyjęcia, czuł się strasznie.

Może to też dlatego, że zgodnie z jego przewidywaniami Marco przestał do niego pisać, co go ucieszyło, ale Gabriel wysyłał smsy tak typowo przyjacielskie, że każda wiadomość od niego go dobijała.

Sam nie wiedział co właściwie chce.

Ich znajomość rozwinęła się przez te półtora miesiąca. Widywali się codziennie w kawiarni, jak wcześniej, ale też pisali do siebie w wolnych chwilach oraz przynajmniej raz na tydzień się spotykali. Głównie w domu Leo, bo Gabriel narzekał na swoich współlokatorów z akademika i potrzebował miejsca, w którym będzie mógł spokojnie pomyśleć, ale też zdarzały się dni, w których wychodzili do pubu lub do kina.

Może wydawać się dziwne, gdy dwóch facetów idzie ze sobą do kina, zwłaszcza jak jeden jest zakochany w drugim, ale jak widać brunetowi to nie przeszkadzało. Prawdopodobnie tylko i wyłącznie dlatego, że nie miał pojęcia, że Leo się w nim kocha.

- Johnatan to najlepsze co mi się przytrafiło w tym roku. - zaćwierkała Saya, a Leo miał ochotę walnąć ją szpatułką do ciasta. Jeśli sądził, że gadanie pracownicy było irytujące wcześniej, to teraz sięgało zenitu. Naprawdę, cieszył się jej szczęściem, ale nie musiał słuchać o Johnatanie każdego dnia, w każdej minucie jej pracy. Spotykali się jakiś miesiąc, a ona zachowywała się, jakby poznała miłość swojego życia. Przecież po tak krótkim czasie nawet się nie wie, czy się tę osobę kocha.

Jednak przezornie się nie odzywał, bo gdy skomentował jej zachowanie tydzień temu, to ta zrugała go, że sam się zakochał w chłopaku, znając tylko jego imię i kierunek studiów, ona przynajmniej kocha się w facecie, który jest nią realnie zainteresowany. I tu miała go w garści.

Dzwoneczek przy drzwiach zadźwięczał wesoło, a stojące obok nich serce rozbłysło na czerwono. Zastąpiło Mikołaja z okresu świątecznego, bo nawet jeśli Leo nie znosił walentynek, to i tak nie mógł sobie odpuścić zrobienia z kawiarni najsłodszego, najbardziej serduszkowego miejsca w całym mieście. Jak nie na całej planecie. Aby pokręcić atmosferę miłości, zaczął posypywać kawy serduszkowymi posypkami, a zamiast tradycyjnych uśmiechniętych ciasteczek, teraz klienci dostają ciasteczka w kształcie serca, które dodatkowo mają wyżłobione napisy. Osoba stojąca z boku stwierdziłaby, że Leo jest fanem walentynek.

Johnatan wszedł do środka i zaczął się witać z Sayą taką ilością buziaków i czułych słówek, że nawet słodycz kawiarni przy nich zbladła, a Leo zebrało się na wymioty. Tak skupił się na parze, że nie zauważył, że za mężczyzną wszedł do środka jeszcze jeden klient, dopóki Gabriel nie odchrząknął, zwracając na siebie jego uwagę.

- Cześć. - powiedział, uśmiechając się jak zawsze uroczo, co jak zawsze spowodowało szybsze bicie serca baristy.

- Cześć. - odpowiedział. - To co zawsze?

- Tak. Dzięki.

- Dużo dzisiaj nauki? - zagadnął. Gdyby ktoś zaledwie półtora miesiąca temu powiedział mu, że będzie prowadził z Gabrielem zwyczajne pogadanki, byłby pod wrażeniem wyobraźni tej osoby. A teraz? Proszę bardzo. Rozmawiają jak starzy kumple, piszą do siebie smsy i chodzą razem na basen (to ostatnie to największy błąd życia jaki mógł Leo popełnić).

Pasteli ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz