Chapter ten

8 0 0
                                    

Przywracanie kochanka Harry'ego do porządku nie jest takie łatwe, jak mu się wydaje. 

Wybierają się do Liama, który uparł się, że kolejny ważny projekt, który nie cierpi zwłoki musi dopilnować sam Louis. 

Poranek mija im błogo, bo wylegują się w królewskim łóżku Tomlinsona, objęci i spleceni nogami. Nie chcą się stąd ruszać. Dzieci w przedszkolu, żona w pracy, kochanek w sercu i w ramionach. 

- Wiesz, że musimy jechać? - Louis trąca Harry'ego palcem wskazującym w podbródek. 

- Nie chcę. Zostańmy tak. - błaga go, lecz w zamian dostaje mordercze spojrzenie. 

- Zostaniemy, jak ją zostawisz. - dąsa się szatyn, po czym wyskakuje jak oparzony z łóżka. Jest już w połowie drogi po wybór ubrań, kiedy słyszy zachrypnięty głos sąsiada. 

I omójBoże, dałby pokroić się za ten dźwięk, by tylko słyszeć go codziennie rano. Przechodzą go dreszcze wzdłuż kręgosłupa i chce poczuć dłoń Harry'ego pomiędzy łopatkami, by rozmasowała to miejsce. 

- Obiecałem, że to zrobię. I chcę załatwić to jak najszybciej. Muszę to tylko z siebie wyrzucić, powiedzieć jej.. To nie będzie proste, ale wiesz, że dla Ciebie nawet zabiję. - i trzepocze rzęsami, bo myśli, że jakoś udobrucha tym mężczyznę. 

Louis tylko macha ręką i udaje się do toalety. 

To nie tak, że nie wierzy Harry'emu. To nie tak, że nie wierzy w niego. Posiada tą niesamowitą moc wierzenia każdemu; koniec końców wychodzi na tym najgorzej. Do przodu w swoich przekonaniach jest pchany dziwną siłą, bo wie, że będzie tak jak on powie. I czy to źle, że do tego przywykł? 

Zacznijmy ten festiwal spierdolenia potocznie zwany rozmyślaniem, więc Louis siedzi na sedesie i myśli. 

Że wszystko rozgrywa się w dziwnym tempie. Dopiero witali się przez płot, a później ratował jego stopę. Zaprosił go do swojej pracy, wybrali się na lunch i wypili razem kilka piw. Jego potomny jest dla niego jak syn, którego nie ma, aż w końcu wylądowali na jednej imprezie, która przeniosła ich do łóżka. 

Że nie mogą bez siebie żyć, co boli, bo jak wiadomo - Harry ma żonę. Ciężar którego Louis na całe szczęście się pozbył i nie mógł wyobrazić sobie lepszego zakończenia. 

Że widzi, jak z oczu Harry'ego bije blask za każdym razem kiedy on się uśmiecha. Kiedy zachowuje się jak totalny głupek co sprawia, że mężczyzna zakochuje się w nim z dnia na dzień coraz bardziej. 

Zakochana para, Louis i Harry. 

Festiwal zostaje zakończony głośnym pukaniem do drzwi, które przeplata się z przekleństwami i wykrzykiwaniem: "Louis! Ja też mam pęcherz! Zesikam się pod drzwiami, jeśli nie otworzysz!". 

Po krótkim śniadaniu wsiadają do samochodu i przemierzają w spokoju ulice Hollywood. Szatyn cicho klnie pod nosem na korki, bo uważa, że nie tylko jemu się spieszy więc wszyscy inni powinni jechać szybciej. Nie bierze oczywiście pod uwagę zmiany świateł - to wina kierowców. 

- Kiedy przestaniesz tak rzucać mięsem? - upomina go brunet. 

- Nie widzę tu żadnej świni. - bo co to by był za dzień, gdyby nie dopiekł Harry'emu? 

- Jesteś taki dziecinny, Louis. 

- Jestem chyba głuchy, bo już to na mnie nie działa. Jesteś pewien, że chcesz to mówić do końca życia? 

- Zastanowię się. 

Wybuchają śmiechem, przez co Louis zostaje bezczelnie strąbiony przez kierowcę za nim. Przegapił zielone światło. Jedyne na co go stać, to wystawienie środkowego palca przez ledwo uchylone okno i przejechanie z piskiem opon na czerwonym świetle. 

Cockblocker [Larry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz