Chapter fifteen

4 1 0
                                    

Pędzi do biura tuż po odwiezieniu Giselle do przedszkola. Nie chciał zamykać dziecka z opiekunką w domu, towarzystwo innych rówieśników dobrze jej zrobi. Choć z wielkimi oporami udało mu się wydostać ją z łóżka, wstała w lepszym humorze niż on, jakby zupełnie zapomniała o sytuacji z wczoraj. 

Szura butami i w końcu otwiera drzwi do gabinetu. 

- Louis? Czym sobie zasłużyłem na Twoją obecność tutaj? - pyta z przekąsem Liam, pospiesznie ściągając nogi z biurka. Strzepuje z siebie jakieś pozostałości po naprawdopodobniej paluszkach bekonowych, gdyż otwarta i do połowy zjedzona paczka wystaje lekko spod papierów. 

- Jak chcesz mnie wkurwiać, to się zamknij i najlepiej nic nie mów. - rzuca okularami na własne biurko i z niesmakiem przygląda się przyjacielowi. - I ogarnij trochę swoją przestrzeń. To nie chlew. 

- Co się ugryzło w dupę, co? Albo raczej kto? - zakłada ręce na piersi, uważnie wyczekując odpowiedzi. 

- Nie chcę o tym gadać okej? Zajmij się robotą. Zdaje się, że przed nami ważny projekt. 

- Jak mam z Tobą pracować, kiedy nawet długopis trzymasz odwrotną stroną? Louis, cholera, co się dzieje? Nie zgrywaj niedostępnej cnotki.

Parska pod nosem na porównanie, nawet śmieje się, kiedy przypomina sobie o tym, co za chwilę powie.  

- Harry wyjechał. 

Cisza. Cisza która rozdziera pomieszczenie i tylko te mądre oczy Liama przypatrujące mu się wzrokiem typu "A nie mówiłem?"

- I co? Nic nie powiesz? Nie nakrzyczysz na mnie jaki byłem durny? Weźże coś powiedz, bo oszaleję za chwilę.

- Nie chcę mówić.. 

- A nie mówiłem? - Louis mu przerywa i kończy za niego, a chytry uśmieszek zdobi jego piękną buźkę. 

- Dokładnie. Wiedziałem, że to się tak skończy. - mówi cicho oglądając swoje paznokcie, jak gdyby nagle zauważył za nimi brud. - Koleś od razu wydawał mi się dziwny. Poza tym niepotrzebnie mieszałeś go w sprawy firmy. Co jak teraz rozpowie, że jesteśmy najgorsi w tej części stanu? 

- Kurwa Liam, naprawdę? - ściąga brwi w konsternacji. - Tylko to Cię obchodzi? Nie to, że moja córka snuje się po domu jak cień, płacze bo wspomina jego syna, a ja jestem rozdarty pomiędzy jebać to, a kocham tego skurwysyna? 

- Nie znaliście się zbyt długo, a on zdążył rozwalić Twój ład. Życie poukładane perfekcyjnie. 

- Mówisz o Evie? To nie miało prawa bytu. W końcu sam bym z tym skończył, a on tylko mi pomógł. - opiera się o ścianę chłonąc przez okno widoki słonecznego Hollywood.

- Powinienem pójść i mu pogratulować? Nigdy Cię nie zrozumiem. - machnął ręką i ułożył wygodnie na fotelu. 

- Poza tym jakie sprawy firmy? Był tylko na jednym spotkaniu z tym debilem Horanem. 

- Uważaj na słowa. Zapewni nam dochód przekraczający sześć miesięcy tyrania.

-  W dupie mam jego i jego pieniądze. Robię to bo to kocham, a kasa to efekt uboczny satysfakcji. 

- Poeta romantyk się znalazł. - Liam prycha pod nosem nieco zirytowany i sfrustrowany zachowaniem przyjaciela. - Widzę za to, że wcale najgorzej się nie miewasz. 

- Jest jak jest.. - słowa wylatują z niego maszynowo. - Tak miało być. Zakończyłem ten rozdział z dniem wczorajszym i daje sobie spokój. W końcu jestem wolny jak nigdy przedtem, a nie chcę siedzieć i roztrząsać się nad faktem czy pewnego dnia sobie o mnie przypomni i wejdzie przez drzwi mojego domu z bukietem róż na przeprosiny. 

Cockblocker [Larry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz