- Dalej, wysiadaj. - Louis go ponagla, klepiąc w kolano.
- Możesz przestać mnie popędzać? Mam zawiązane oczy i to wcale nie ułatwia mi sprawy. - szuka klamki po omacku, próbując wydostać się z auta.
- Żartowałem. Pomogę ci. - szatyn okrąża samochód, otwiera lekko drzwi i wyciąga rękę w stronę Harry'ego. - No jasne, nie widzisz tego. - mruczy cicho pod nosem, muskając dłoń bruneta.
- Czego tam warczysz? - Harry rzuca oschle robiąc pierwszy krok.
- Żebym ci zaraz nie powarczał, zachowuj się tak dalej to nici z niespodzianki.
- Dobrze tato, wybacz. - i wystawia język mając nadzieję, że Louis jednak to widzi.
- Utnę ci go, przysięgam jak mamę kocham. A teraz chodź, trzymaj się blisko. I wysoko nogi.
Kamyczki szeleszczą pod ich stopami, kiedy suną delikatnie po żwirowej dróżce. Słońce ich opala, a delikatny wietrzyk rozwiewa loki Harry'ego.
Wygląda pięknie - to pierwsza myśl kiedy spogląda na niego ukradkiem.
Przecież i tak nie przyłapie go na gapieniu się, więc czemu to ukrywa?
Pozwala mu delektować się ciepłą pogodą i jego towarzystwem.
- Jesteśmy blisko wody, Lou? - cicho pyta, w obawie, że spłoszy ptaki wyśpiewujące symfonie Mozarta.
- Skąd ten pomysł? - Louis terkocze niczym traktor, bo cholera - on ma naprawdę dobry słuch.
- Po prostu słyszę. Wiesz, wszystko inaczej wygląda w pobliżu akwenów.
- Przecież nie widzisz. - droczy się z nim.
- Widzę uszami.
Jeśli skłamałby, że Harry go nie zaskakuje z dnia na dzień, to błagałby o ucięcie obydwóch rąk natychmiast.
- Nic ci nie powiem. Jeszcze chwila i będziemy na miejscu.
- Tu musi być pięknie. Słyszę ptaki. Tak pięknie śpiewają. Też to słyszysz prawda? I woda. Słyszę szum. Louis, gdzie idziemy?
- Poczekaj.. Większy krok. Właśnie tak. Jesteśmy. Zdejmę ci przepaskę.
Zdejmuje mu chustkę, Harry przeciera zmęczone oczy. Powoli je otwiera przyzwyczajając do wszech obecnie panującej jasności. Zamyka i znów otwiera. Obraca się pięć razy wokół własnej osi i rozpościera ręce.
- Wytłumaczysz mi co to ma znaczyć? - widok zapiera mu dech w piersiach, stara się powiedzieć coś jeszcze, lecz głos grzęźnie w gardle.
- To jest nasze, Harold. Nasze.
Wskazuje palcem na mały domek letniskowy. Białe sztachetki nadają mu amerykańskiego stylu, lekko ścięty dach. Ogrodzony płotkiem średniej wysokości, wszędzie kwiaty w kolorach tęczy.
Harry nic nie mówi, zrywa się do biegu i w kilku susach schyla się do okien. Przystawia ręce do szyb, robi z nich daszek, aby dojrzeć zawartość środka.
- Otworzysz w końcu?! - brunet wrzeszczy ciągnąć uporczywie za klamkę, która nie ma zamiaru ustąpić pod naciskiem jego dłoni.
- Taki niecierpliwy.. - Louis chichocze, w końcu wpuszczając kochanka do domu. - Rozejrzyj się i powiedz czy Ci się podoba.
- Już mogę to powiedzieć: jest wspaniały, Louis.
Na tak małym metrażu Harry wyobraża sobie zagracone pomieszczenia, bez większego planu na zagospodarowanie. Jednak kanapa ma swoje miejsce naprzeciw kominka, a okna idealnie oświetlają salon naturalnym światłem. Wszędzie obrazy - z naturą w roli głównej, mała i przytulna kuchnia, w której Harry z pewnością bezwstydnie spełni swoje marzenia. Z okna sypialni która znajduje się na antresoli, widok na ocean. Niewielkich rozmiarów taras i ogródek za domem.
CZYTASZ
Cockblocker [Larry]
Fiksi PenggemarGdzieś w Hollywood, na Hillcrest Road, zaczyna się właśnie nowe życie biznesmena Styles'a, który na pierwszym miejscu stawia zawsze dobro swojej rodziny. Albo opowieść o Harrym i Louisie, gdzie ten drugi zostaje bardzo skutecznym i prywatnym 'cockb...