Chapter fourteen

3 1 0
                                    

- Pójdziesz ze mną na tą rozprawę? - przeciera rękawem oczy, z których nadal lecą łzy. 

- Oczywiście, że tak. Nie płacz Louis, nie zniosę tego dłużej. - przytrzymuje jego ramiona, próbując przytulić. 

- Zostaw mnie. - warczy i wyszarpuje się. - Może lepiej będzie jeśli nie pójdziesz. Po prostu zostań z dziećmi. Jak wrócę, to może zająć się własnymi sprawami. 

- Ty też jesteś moją sprawą. - mruczy cicho, omiatając wzrokiem ogród. 

- To tylko Twoje zachcianki, Hazz. Zbieram się. 

///

- Gładko poszło, prawda najdroższa? - z przekąsem spogląda na byłą już żonę, odpalając papierosa pod sądem. 

- Mam Ci gratulować, bić brawa, nie wiem może kupię tort? - zakłada ręce na piersi, odrzucając swoje blond włosy. 

- Przyznaj, że jest Ci to na rękę. - wypuszcza dym spomiędzy ust, który wcale nie chce uciec. 

- Jak możesz Louis? To nadal nasza córka. Owszem, będziesz jej prawnym opiekunem, ale liczę nadal na widzenia. 

- Kiedy tylko zechcesz, ale nie przyprowadzaj ze sobą tego swojego Grega. 

- Tak bardzo go nienawidzisz? Boli Cię, że potrafi zająć się mną lepiej niż Ty? Że dał mi to czego Ty nie potrafiłeś?

Louis kręci tylko głową cicho się śmiejąc. Jakby już gdzieś to słyszał.. A czekaj, tak.

- Przestań się pogrążać. Mam nadzieję, że nie będziemy mieć wiele okazji do spotkań. Żegnam. 

Ugasza papierosa w stojącej niedaleko popielniczce, poprawia klapy od garnituru i świadomość, że jest już wolny w stu procentach, pcha go na skrzydłach do domu. 

Po drodze jeszcze wstępuje do kawiarni, zamawia swoją ulubioną kawę i oddala się parku po przeciwnej stronie ulicy. 

Myśli odbiegają gdzieś nieśmiało do Harry'ego, ich wspólnego życia - jak mu się wydawało - które zaraz zaczną. Siorbie niechlujnie gorący napój, który parzy jego język i usta. Nie zwraca na to większej uwagi, zdaje się, że jest pogrążony w smutku. Wszech obecnie ogarnia go spokój, choć powinien być nerwowy. 

Harry wyjeżdża. 

Harry go zostawia. 

Tyle oto dźwięczy mu nieznośnie w uszach i oddałby wszystko, aby pozbyć się tego bezpowrotnie. Przyporządkował mu się, zmienił nastawienie. Myślał, że znalazł to czego szukał. 

Czy warto było zaczynać? 

Zdecydowanie tak

Pozbył się ciężaru ze swoich barków, stawiając na szali wszystko co miał przeciwko pięknemu brunetowi o zielonych jak szmaragd oczach. 

A teraz wszystko przelatuje mu przez palce, niczym drobny plażowy piasek. 

Musisz wziąć się w garść, Louis, no dalej - myśli. - Jest jak jest.. Zdobędziesz to. 

///

Trzy ogromne walizki stoją przy wejściu, czekają na właściciela, który bez celu chodzi po mieszkaniu. 

Harry obserwuje jak dzieci beztrosko bawią się na ogrodzie i wie, że złamie Noah serce. Łamie swoje serce opuszczając swoją ostatnią deskę ratunku. 

To tylko Twoje zachcianki, Hazz..

To tylko Twoje zachcianki.. 

Nie, Louis zdecydowanie nie był, nie jest i nigdy nie będzie zachcianką Harry'ego. Jest jego pożądaniem i zastanawia się do ostatniej chwili, czy dobrze robi. Czy dobrze jest teraz wyjechać, oddzielić się od tego uczucia smutku i rozpaczy, choć nie wie tak naprawdę za czym. 

Cockblocker [Larry]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz