W czasie wielu dni chłopcy bardzo się zaprzyjaźnili. Choć nie wiem, czy nie stali się jak bracia, albo i więcej. Znają siebie bardzo dobrze. Jeden o drugim wiedział praktycznie wszystko. Czasem nawet myśleli podobnie.
Często spotykali się i rozmawiali o rzeczach, które obydwaj lubili. Nawet czasem szli razem na mecz piłkarski. Potrafili spotkać się i po prostu pogadać. Potrafili być normalni, ale częściej byli sobą i się wygłupiali.
Po trzech tygodniach wspólnej znajomości upili się razem w domu Louisa. Jeden jęczał, że uwielbia Arsenal, a drugi, że woli Manchester City. Przez pięć minut twierdzili, że im gorąco, a przez kolejne pięć, że jednak zimno. Nawet stłukli wazon, ale Louis potem nie krzyczał, bo szczerze nie lubił go. Choć potem mieli potwornego kaca i nic nie pamiętali ( prócz, że byli pijani), nie żałowali, ponieważ była to pierwsza taka zabawa w historii ich przyjaźni.
- Ała! Boże, my chyba wypiliśmy z 3 litry tego świństwa.- mruknął Harry.
- Ja nie wiem ile dokładnie, ale trochę przesadziliśmy. – odparł Louis.
- Trochę… - burknął młodszy. Oboje leżeli na kanapie z bolącą głową i mieli ochotę tylko na odpoczynek. – Ale było fajnie. – zaczął się śmiać, ale przystopował, bo głowa dała o sobie znak. Louis zachichotał cicho.
- Wiem, że było. Chyba jednak nie zrobię tego więcej. – prychnął szatyn.Leżąc, opowiadali sobie głupie żarty. Jednak musieli trochę się ogarnąć, bo wyglądali jak menele. Jeden poszedł się umyć, bo stwierdził, ze śmierdział gorzej od swojej babci, a drugi przebrał się, bo wyglądał gorzej niż myślał.
Potem wspólnie stwierdzili, że zrobią coś do jedzenia, bo przez to wszystko byli głodni. Siadając przy stole w kuchni i jedząc, czuli się dobrze. Rozmawiali i znowu zaczęli się wygłupiać. Hazza przez przypadek trafił Louisa w oko, a drugi mu oddał i walnął w rękę. I znowu zaczęło ich wszystko boleć, i znowu leżeli jak umarli na kanapie.
- Nienawidzę cię. Nic nie widzę.- burknął Lou.
-A mnie boli ręka. Chyba zwichnąłem ją sobie. – odparł Hazza z wrogim wzrokiem. – Jesteśmy powaleni. Zamiast normalnie zjeść i pogadać, to się bijemy, jak małe dzieci.
- No.- mruknął starszy. – Przepraszam.
- Spoko, ja też. – i nadal leżeli śmiejąc się, jak dwa debile. Leżeli i leżeli. Gadali i gadali. Śmiali się głośniej niż można było sobie wyobrazić. – Louis?- przerwał chwilową ciszę.
- Mm?
- Uwielbiam te nasze wspólne spędzanie czasu. – odparł, przewracając się na brzuch, by widzieć przyjaciela, a ten się uśmiechnął.
- Wiem, ja również je uwielbiam. – odparł, pstrykając palcem nos drugiego. Zaśmiał się, gdy ten zmarszczył czoło i oddał mu. Harry oparł się na łokciach i westchnął. Louis popatrzył na niego z dołu. Uśmiechnął się, bo przyjaciel wyglądał uroczo i jak perfekcyjny model. Jego włosy lekko rozwiane, a oczy zamyślone. – O czym myślisz, Hazz? – spytał w końcu.
- A tak sobie. Gdyby nie ty, pewnie bym siedział u siebie i pierdolił do kota, że mi się nudzi.- szatyn się zaśmiał na te słowa, ale również był szczęśliwy, że Harry tak myśli.
- Też pewnie bym się nudził. – odparł. Chwilę mu zajęło myślenie, ile znaczy dla niego chwila z loczkiem. Stał się dla niego codziennym punktem dnia.__
Taki krótki słodki rozdział ...
a w 5 zacznie się dziać.
pewnie dodam w piątek lub sobote :)
CZYTASZ
Bo Kot...
FanfictionHistoria przypadku... Gdyby nie kot, na pewno by się nie poznali... To moje opowiadanie. Nie jest tłumaczeniem. Prawa autorskie.