Louis przez cały, kolejny dzień próbował skontaktować się z Harrym. Jednak ten nie odpowiadał. Martwił się o loczka strasznie.
Harry przez cały czas był smutny, zmieszany. Leżał tylko na łóżku i rozmyślał. Nie wiedział, czy to co wpadło mu do głowy w czasie patrzenia się w oczy szatyna, mogło, by być realne. Tak naprawdę nawet nie był pewny tego, co pomyślał. Nie odzywał się do nikogo. Był przybity. W pracy był rozkojarzony, a jego zamyślenie mu przeszkadzało. Prezes Stylesa czuł, że jest coś nie tak z jego najlepszym pracownikiem, więc dlatego Harry siedział w domu.
Louis mimo dobrych dni w pracy, nie mógł na chwilę zapomnieć o loczku. W końcu odważył się napisać wiadomość do młodszego.
Harry, jeśli coś się stało, odpisz. Proszę. Odezwij się. Martwię się. Przepraszam, jeżeli to moja wina.
Louis jednak nie dostał odpowiedzi.
Harry wpatrywał się w telefon i nie wiedział, co zrobić. Spojrzał na zegarek. 16:32. Pomyślał, że musi z nim porozmawiać, jednak nie potrafił. Nie czuł się dobrze.
- Nie, Lou. Nie mogę. – odparł do siebie, patrząc w sufit. Skulił się w kłębek i zaczął płakać, jak małe dziecko. Miał nadzieję, że kiedyś będzie mógł normalnie z nim porozmawiać.Cały czas leżąc i myśląc ,nie chciał nic robić. Telewizja, Internet mu nie pomagały. Nawet na meczu nie mógł się skupić. Patrzył wszędzie. Aż w końcu zasnął. Śniły mu się dziwne rzeczy, które przeraziły go. Obudził się, bo ktoś zaczął pukać do drzwi.
- Harry, otwórz, proszę.- usłyszał głos Louisa. Loczek zwlókł się z kanapy i poczłapał do drzwi. Otworzył je i zobaczył swojego przyjaciela. Louis przeraził się, jak zobaczył w jakim jest stanie.
- Boże, Hazz. Co się stało?- spytał, wtulając się do niego i zamykając za sobą drzwi.
- Nic, Lou. Nic…- odparł, odpychając go od siebie. Znowu poczłapał do salonu, rzucając się z jękiem na kanapę.
- Harry. Proszę, powiedz. Co się dzieję?
- Nic! – krzyknął. Louis zdziwił się reakcją przyjaciela. Ukucnął przy nim.
- Harry…- odparł, głaszcząc go po włosach. Harry trochę się uspokoił. Obrócił głowę, patrząc na szatyna. – Przepraszam, Hazz. Jeśli to ja coś zrobiłem, to przepraszam. – powiedział smutnym głosem. Loczek usiadł. Przeczesał włosy i spojrzał na niego.
- To nie twoja wina, tylko moja. – odparł, a szatyn zdurniał.
- Ale przecież ty nic nie zrobiłeś. – stwierdził.
- Zrobiłem, a raczej pomyślałem o czymś.
- O czym, Harry?
- Nieważne, Louis. Nie chcę o tym gadać. – odparł, układając się na kanapie. Jednak nadal wpatrywał się w Louisa. Szatyn był zdezorientowany tym, co usłyszał.
- Harry. Nie rozumiem. Przestałeś się odzywać, bo coś pomyślałeś? Harry, powiedz, o co chodzi.
- Nic nie powiem.
- Harry…
- Nie !
- Proszę Cię Hazz. – poprosił szatyn, siadając koło niego.
- Nie, Lou! Nie powiem Ci nic. Nic! Bo jeszcze pomyślisz sobie coś. Nie ma mowy!
- Co miałbym pomyśleć?!- Louis już się wkurzył, że loczek nie mówił mu prawdy.
- Co mógłbyś? Dużo. Że jestem trzepnięty, pojebany, postradałem zmysły.. nie wiem, jakbyś zareagował.
- Jezu, Harry na pewno bym tak nie pomyślał! Jesteśmy przyjaciółmi, co ty gadasz?
- No nie wiem, jak byś zareagował, gdybyś się dowiedział… - prychnął Harry.
- Hazz, ja wiem, że może znamy się mało, ale do cholery, jesteś naprawdę dla mnie bliski!
- Chyba nie wiesz o czym mówisz, Lou.
- Wiem o czym. I powiedz. Błagam. – Louis już nie wytrzymywał. Bał się, że go straci, a naprawdę zależało mu na byciu jego przyjacielem.
- Louis… przestań naciskać. Nie chce nic mówić, okay?
- Jezu, Hazza mówisz jakbyś pomyślał o zbrodni, albo o kradzieży…
- To co byś, kurwa mać, powiedział, jak dowiedziałbyś się, że kurwa twój pojebany przyjaciel chce Cię mieć na wyłączność i kurwa być przy Tobie… - chlapnął Harry, płacząc cicho. W tym momencie w środku szatyna wzrosło napięcie.
- Bym powiedział, że też tak kurwa chce! – krzyknął. Harry nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Spojrzał z niedowierzaniem.
- Co? Ty chyba nie zrozumiałeś, co powiedziałem, Lou!
- Oczywiście, że zrozumiałem, kurwa! Ja wszystko rozumiem!
- Tak, na pewno… Wiesz co, Lou, dajmy sobie z tym spokój. Mam dość. – odparł i wstał, kierując się do kuchni. Szatyn skierował się za nim. Loczek oparł się rękami o blat kuchenny.
- Hazz, ja wiem, że to dziwne, ale chyba pierwszy raz przy kimś czuję się szczęśliwy. – odparł Louis, siadając na krześle. Oparł głowę o dłonie. Harry zdziwił się strasznie. Odwrócił się do niego. Podszedł i ukucnął przy nim.
- Lou…
- Nic nie mów. Ja wiem, że to wszystko jest nieźle powalone, ale co mam zrobić, jak stałeś się dla mnie najważniejszy. Nie traktuję Cię normalnie… Harry… ja byłem zamyślony przez to, że pojawiłeś się w moim życiu. – odparł, a loczek wpatrywał się w niego osłupiały i przygryzł wargę. – Harry, ja wiem…
- Nic nie mów, Lou. – odparł Harry, który palcem uciszył Louisa. I zrobił to, co chciał wtedy, kiedy byli w domu u Louisa. Przyległ do jego usta. Louis na początku się zdziwił, jednak krótko to trwało. Loczek usiadł na szatynie, by jeszcze mocniej przyssać się do niego. Szatyn nie mógł opanować swojej euforii w środku, a loczek cieszył się, że w końcu ma kogoś przy sobie. Młodszy rozłączył ich pocałunek i oboje odetchnęli. Harry przejechał po wardze Louisa kciukiem, patrząc mu w oczy. – Boże, Lou. Przepraszam, ale tak bardzo chciałem to zrobić. Tak bardzo tego pragnąłem. – nic więcej nie powiedział, bo Louis ponownie przyległ do jego ust na krótko.
- Nic się nie stało, kochanie. Też tego pragnąłem. Nawet nie wiem od kiedy, ale … Kocham Cię, Harry… - powiedział Louis. Harry wzruszył się.
- Lou, ja Ciebie też kocham, skarbie…___
HEHE ! Tak! Fuck Yeah ! kocham ten rozdział.
Gwiazdkujcie kochani i komentujcie misie drogie :))
Hmm kiedy chcecie rozdział? :DD
___
CZYTASZ
Bo Kot...
FanfictionHistoria przypadku... Gdyby nie kot, na pewno by się nie poznali... To moje opowiadanie. Nie jest tłumaczeniem. Prawa autorskie.