Tak to znów ja. Nudzi mi się, więc dodaje nowy rozdział. Chyba jeden z najdłuższych jakie kiedykolwiek napisałam.
Myślę, że ten rozdział wiele znaczy dla tego opowiadania ;) Naprawdę to opowiadanie jest w pewnym sensie moim odczuciem.
Dzięki za wszystko i mam nadzieję, że przypadło Wam do gustu to opowiadanie. Choć wiem, że jest ona czasem aż za słodkie to i tak je czytać ( choć niewiele osób zawsze dziękuje)
___
Harry za dużo nie spał tej nocy. Ciągle się budził. Myślał o swoim „zadowoleniu". Patrzył się na śpiącego Louisa. Bardzo się zmartwił tym, że może chodzić tylko o sceny łóżkowe. To po co miał się wprowadzić? Miał być tylko do części fizycznej?
Wstał z łóżka koło 4 w nocy. Niebo w oknie było lekko czerwone. Westchnął ciężko. W takich chwilach siedział na dachu i rozmyślał. Zabrał coś do jedzenia i pobiegł na górę. Położył się i wpatrywał w gwiazdy. Przypatrywał się każdej po kolei, myśląc o wszystkim. Z jednej strony kochał Louisa, ale nie wiedział, czy na pewno tak jest.
- A może sobie to wymyśliłem? – spytał siebie loczek i westchnął. – Może po prostu chcę bliskości z nim , a nie jego? – zmartwił się swoimi słowami. Ale zastanawiał się też z innej strony. Przecież czuł się przy Louisie tak dobrze. Przecież jego dotyk go uspokajał i czuł wtedy motylki w brzuchu. Uśmiechnął się, gdy pomyślał o tym. Jego skóra była przez to pokryta gęsią skórką. Popatrzył na ręce, nogi i brzuch. Uśmiechnął się szeroko. – Tak. Kocham go. Najbardziej na świecie. – powiedział do siebie i zamknął oczy. Odpłynął słodko w marzenia.
Louis budząc się po 9, nie miał przy sobie swojego misia. W pierwszej chwili myślał, że jest w łazience, ale nie było go tam. Zmartwił się strasznie. W kuchni też go nie było. Zadzwonił do niego, ale usłyszał telefon z sypialni. Ostatnim wyjściem był dach. Tam go znalazł. Pokrytego gęsią skórką. Spał słodko z uśmiechem. Czasem coś mówił w stylu „ Kocham go". Nie wiedział, dlaczego tu siedział, ani ile. Szybko go zabrał do łóżka, by mógł spokojnie spać dalej. Przykrył go kołdrą i pocałował jego policzek.
- Jezu, jak ty potrafisz mnie wystraszyć. – powiedział do siebie szatyn. Od Harrego usłyszał tylko ciche „Lou". Uśmiechnął się na dźwięk swojego imienia. Zaspany głos loczka był taki uroczy.
Szatyn zamknął drzwi sypialni i skierował się o kuchni. Zapatrzył sobie kawę i siedział w salonie, patrząc papiery z firmy. Za jakiś czas usłyszał ziewnięcie i krzyk. Wyleciał z salonu. Przyszedł do sypialni. Harry wleciał na niego.
- Kocham Cię, Lou. – powiedział do niego. Uśmiechnął się na te słowa.
- Czemu krzyczałeś, Hazz?
- Bo myślałem, że jestem na dachu. – zaśmiał się.
- Byłeś na dachu. Zmarzłeś, Harry. Przyniosłem Cię tu. – powiedział Louis. Harry posmutniał, gdy to usłyszał. – Czy coś się stało? – zapytał szatyn, ale nie uzyskał odpowiedzi. Harry tylko mruczał w swoim języku jak małe dziecko. – Harry?
- Em, myślałem o tym, co wczoraj mi powiedziałeś. Przestraszyłem się, że mogłeś pomyśleć, że robię to tylko dla... - uciął wypowiedź zielonooki. Louis pokręcił głową. – Ale zrozumiałem, że tylko przy Tobie mam takie uczucie. – mruknął zawstydzony Harry. Louis go przytulił.
- Wiem, Harry. Ja wiem. Nigdy nie myślmy już o tym. Też Cię kocham, Hazz. Jesteś moim małym promyczkiem w ciągu każdego dnia. – powiedział Louis prosto w zielone oczy, dotykając policzki palcami.
CZYTASZ
Bo Kot...
FanfictionHistoria przypadku... Gdyby nie kot, na pewno by się nie poznali... To moje opowiadanie. Nie jest tłumaczeniem. Prawa autorskie.