2

535 40 5
                                    

Ranek przyszedł zbyt szybko. Kiedy o 5.30 zadzwonił jej budzik, jedyne na co miała ochotę to dalej spać.

Wiedziała jednak, że czekają na nią obowiązki a przede wszystkim pacjenci. Z głośnym westchnieniem otworzyła oczy, łóżko obok niej ciągle było puste. Ron jeszcze nie wrócił...

Dawno przestała go już pytać, co takiego poważnego mogło dziać się w Departamencie Sportu, że musiał spędzać w Ministerstwie całe noce. Pewnie i tak kolejny już raz usłyszałaby, że i tak nic z tego nie zrozumie.

Nie pozwalając sobie na kolejne łzy, ruszyła pod prysznic po drodze zabierając ze sobą świeżą bieliznę i lekką kwiecistą sukienkę na cienkich ramiączkach.

Ciepła woda nieco ją otrzeźwiła, a przede wszystkim zmyła smutek poprzedniego wieczoru. Kiedy po niecałych dwudziestu minutach opuszczała toaletę ubrana, pomalowana i gotowa do nowego dnia i kolejnych wyzwań, nie przypominała już tej słabej kobiety, która zasypiała w jej łóżku ledwie kilka godzin temu.

Sięgnęła po różdżkę i jednym zwinnym ruchem zaścieliła łóżko. Teraz czas na pokój. Nietknięta kolacja wylądowała w koszu, a umyte naczynia same wskoczyły na swoje miejsca. Rozejrzała się dookoła. Mieszkanie lśniło czystością, mogła już więc spokojnie iść do pracy.

Mimo, że mogła skorzystać z teleportacji, wolała się przejść. Do szpitala miała niecałe pół godziny spacerkiem, a ruch to przecież zdrowie. Zanim wyszła, schowała jeszcze do torby swój dyplom, aby móc pochwalić się nim w pracy.

Lubiła Londyn o tej porze. Większość ludzi ruszała się już do pracy. Na ulicach trwał zwykły wyścig szczurów, ludzi goniących za swoim szczęściem, szukających radości w zwykłym szarym dniu.

Bezimienne masy ludzkie przetaczały się koło niej. A ona obserwowała. Ubranych w garnitury maklerów, ich sekretarki w eleganckich kostiumach, gazeciarzy przekrzykujących się na rogach, sklepikarzy, którzy wykładali towar, piekarzy umazanych mąką, rozwożących swoje wypieki do piekarń.. Każdy z tych mijanych, zwykłych ludzi miał zapewne swoje marzenia, pewnie wielu z nich musiało z nich zrezygnować, podobnie jak zrezygnowała z nich ona. Na rzecz czego? Związku w którym stała się niemalże przedmiotem.

Nie tak miało wyglądać jej życie. Miało być inne! Jeszcze w Hogwarcie, kiedy walczyli wspólnie przeciwko Voldemortowi, wiedziała że kiedyś będzie szczęśliwa. A teraz, czy tak właśnie wygląda szczęście? Wieczna gonitwa za jutrem i niemożliwymi do spełnienia ambicjami Rona? Jeżeli tak, to ona już nie chciała być dorosłą.

Chciała znów poczuć się dzieckiem. Wrócić do Hogwartu, zaszyć się w bibliotece, uczyć do egzaminów, spędzać czas nad jeziorem i znów powyzywać się trochę z Malfoyem.

No właśnie Malfoy... Już nawet zapomniała, jak bardzo go nienawidziła, chociaż czy to naprawdę była nienawiść? No właśnie. Nic co wtedy wydawało się takie prawdzie, dziś takim nie jest. Może i on byłby inny...

- Dość Hermiono!! Myślisz o Malfoyu! Źle z tobą!- zrugała sama siebie w myślach, uświadomiwszy sobie jaki tor obrały jej myśli.

Prawda była jednak taka, że dość częsta myślała o tamtych latach i tych wszystkich ludziach Wiedziała coś praktycznie o każdym z nich.

Neville uczył Zielarstwa w Hogwarcie, Dean został podróżnikiem i pisze książki, Levander pracuje z Ronem, Parvati została kosmetyczką, Cho ma swoją kawiarnię na południu Anglii, Luna po śmierci ojca została redaktorką naczlną w Żonglerze. Zabini Blaise pracuje jako model, mijała bilbordy z jego twarzą każdego dnia, Pansy wyszła za mąż za jakiegoś mugolskiego maklera, a niedawno urodziła córkę. „Mały" Colin został aurorem, Goyle jest kucharzem i ma swoją własną restaurację. Ginny jest stylistką i to cholernie dobrą biorąc pod uwagę fakt, że mimo iż rzuciła prace, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży, ciągle ustawiają się do niej kolejki sławnych i sławniejszych z prośbą o wystylizowanie wizerunku. Harry natomiast pracował w ministerstwie.

Dramione: Bieg Ku PrzyszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz