9

387 41 2
                                    

Z reguły nikt nie cieszy się z perspektywy końca urlopu, bo oznacza ona powrót do codzienności i przymus stawiania czoła kolejnym problemom i wymaganiom pracodawcy.

Dla Hermiony jednak koniec urlopu oznaczał również przymus zmierzenia się z oceanem współczucia, jaki zaleje ją zapewne, kiedy wszyscy zauważą, że nie ma na palcu pierścionka. Nie chciała żeby ludzie jej współczuli, nie chciała, żeby za jej plecami szeptano i spekulowano, nie czuła się na siłach tłumaczyć wszystkim, dlaczego idealna, kochając się para, rozstała się na dwa miesiące przed ślubem.

Chciała uciec i nie wrócić. Wiedziała jednak, że to nie możliwe. To, że straciła swoją szansę na szaloną ucieczkę, zrozumiała kilka dni temu, kiedy po paru nieprzespanych nocach postanowiła, że da szanse sobie i Draconowi.

Tamtego ranka z sercem pełnym nadziei teleportowała się na Maui, do tej samej zaciemnionej alejki, w której zniknęła kilka dni wcześniej i niewiele myśląc ruszyła w kierunku Ohana Waikiki West. Biorąc głęboki oddech podeszła do konsoli recepcjonistki, a kiedy poprosiła ją o poinformowanie Dracona o jej obecności, usłyszała że mężczyzna opuścił wyspę kilka godzin po tym, jak zrobiła to ona. Nadzieja prysła, a Hermiona z krwawiącym sercem wróciła do domu, gdzie spędziła całą noc z butelką wina i zdjęciami. Tylko one jej po nim zostały, tylko te zdjęcia i cudowne wspomnienia.

Dziś natomiast nadszedł czas powrotu do codzienności, musiała iść na dyżur i robić dobrą minę do złej gry. Pogoda jakby w solidarności z załamaną kobietą, szczędziła dziś słońca. Niebo było zachmurzone, a wielkie kłębiące się chmury były zwiastunem rychłej, letniej burzy. Powietrze było ciężkie i niemal wyczuwało się w nim elektryczność.

W taką pogodę nikomu nie chciało ruszać się z łóżka. Jej nie chciało się podwójnie. Z głębokim niechętnym  westchnieniem zwlekła się jednak z pościeli. Za niecałą godzinę powinna być już na oddziale, a wypadałoby, żeby choć spróbowała upodobnić się do człowieka, a nie widma.

Po tym, jak wmusiła w siebie dwa tosty i kubek kawy, złapała swoją torbę i z głośnym trzaskiem teleportowała się do swojego gabinetu. Igor, który siedział już przy biurku, przeglądając jakieś papiery natychmiast podniósł swój wesoły wzrok.

     - Aloha!- zawołał wesoło, wstając żeby móc ją uściskać.

     - Witaj - odpowiedziała, z całych sił starając się brzmieć w miarę wesoło. Niestety nigdy nie była dobra w aktorstwie i udawaniu, wiec nawet znający ją tak krótko Igor, przejrzał ją od razu.

    - Eeeejjj, co to za ton?- zapytał, wyczuwając, że coś nie gra i spoglądając jej głęboko w oczy. Hermiona jednak szybko odwróciła głowę. - Aaaaa rozumiem - powiedział śmiejąc się.- Smutas, że trzeba było wrócić do pracy, co?- zagadnął.- W sumie to powinienem czuć się urażony... Liczyłem, że się choć trochę stęskniłaś...- rzucił przez ramię, puszczając jej oczko.

     - Taaak- szepnęła siląc się na uśmiech, może jednak uda jej się go zwieść choć na chwilę. - Wybacz.

     - Tobie?- zapytał retorycznie - Wszystko! - Uśmiechnął się szeroko, podnosząc łobuzersko jedną brew.

     - Nie rób takiej miny!- warknęła nim zdążyła choć przemyśleć swoje zachowanie. - Przepraszam...- szepnęła, zdając sobie sprawę z tego, że warczy na niego tylko dlatego, że przypomina jej Malfoya.

     - Hej, coś się stało?- podszedł do niej, obejmując ją po przyjacielsku. Może i się nie znał, ale to nie wyglądało mu na zwykłego dołka, że urlop dobiegł końca.

     - Wszystko się stało!!!- zaszlochała, odwracając się od niego. Tama się przelała i zapora pękła. A miała być taka twarda...

     - Siadaj - poprowadził ją do krzesła.- I opowiadaj, co jest grane?

Dramione: Bieg Ku PrzyszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz