12

471 34 3
                                    

Siedząc w wygodnym, obitym ciemną skórą fotelu, czuła się jakby trafiła do swojego własnego raju na ziemi.

Silnik auta cicho mruczał, spokojna muzyka dobiegała z radia. Hermiona zaczerpnęła głęboki oddech, w powietrzu wyczuła zapach tak dobrze znanych sobie korzennych perfum. Zapach Dracona, którego tak bardzo jej go brakowało.

    - Milczysz...- usłyszała cichy miękki głos.

    - Milczę, bo nie wierzę, że to dzieje się naprawdę. Ze jesteś tutaj, że czuję twój zapach. Boję się, że za chwilę znikniesz, tak jak znika piękny sen - przyznała szczerze, obserwując mężczyznę.

    - Wiesz, chyba mogę cię zapewnić, że nigdzie się na razie nie wybieram. A już na pewno nie teraz, kiedy jesteś tutaj ty - odpowiedział, na chwilę odrywając wzrok od szosy, żeby spojrzeć na nią i uśmiechnąć się. Tak jak uśmiechał się tylko on.

    - Cieszę się - powiedziała, uśmiechając się do niego.

    - A ty?- zapytał, nie spoglądając na nią ponownie.

    - Co ja?- zapytała nieco zbita z tropu.

    - Masz już jakiś plan ucieczki? - uściślił i pozwolił sobie na szybki rzut oka na jej twarz.

    - Muszę cię zmartwić, ale nigdzie się nie wybieram. Nie teraz, kiedy nareszcie jesteś obok - odpowiedziała szczerze, łapiąc jego spoczywającą na drążku zmiany biegów dłoń.

    - Nareszcie?- zapytał zdziwiony, wychwytując z jej wypowiedzi słowo klucz i znów przenosząc na nią swój wzrok.

    - Mam nadzieję, że wiesz jak trudno było cię znaleźć? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.

    - A próbowałaś?- zdziwił się. Nawet przez myśl by mu nie przeszło, że mogłaby chcieć go odszukać.

    - Oczywiście - zapewniła gorliwie. - Najpierw na Hawajach, a potem tutaj, ale to na nic. Wyglądało to tak, jakbyś zapadł się pod ziemię. Z Maui wyjechałeś zaraz po mnie. A kiedy dotarłam do banku powiedzieli mi, że wyjechałeś i nikt nie wiedział na jak długo, ani dokąd i ślad się urwał - mówiła szeptem, wspomnienie tych ciężkich dni, ciągle było bolesne.

    - Cóż, taki miałem zamiar. Spalić mosty, żadnych sów, żadnych wiadomości. Nic - odpowiedział otwarcie.

    - No i ci się udało - westchnęła.

    - Gdybym wiedział, że mnie szukałaś...- zaczął posyłając jej ciepłe spojrzenie.

    - To co? - weszła mu w słowo.

    - To pozwoliłbym ci się znaleźć - zapewnił, spoglądając na nią poważnie. I na Salazara mówił prawdę! Gdyby tylko nie zaszył się tak bardzo, mogliby uniknąć wielu bolesnych chwil.

    - A gdzie, jeśli mogę zapytać uciekłeś?- zapytała nie wiedząc, czy powinna zaczynać ten temat.

    - W jedyne miejsce, gdzie wydawało mi się możliwe, zaleczyć złamane serce. Do Diabła. Spędziłem u niego prawie dwa miesiące, użalając się nad sobą. Boże, czego ja nie planowałem... - zaśmiał się. -  Wiesz, że chciałem nawet wtargnąć do kościoła w dzień twojego ślubu i w odpowiednim momencie krzyknąć „NIE!!!"?- zapytał.

    - Naprawdę? Jak w filmie - zachichotała.

    - Tak. Miałem też plan porwania cię, a nawet... cóż, zabicia Weasleya - przyznał lekko zażenowany.- No, ale każdy z nich został obalony przez Diabła. Każdego dnia uświadamiał mi, że skoro odeszłaś, to znaczy, że Weasley to jest twoje przeznaczenie, a ja muszę zapomnieć i żyć dalej. Tylko cholera, nie umiałem. Czułem się tak jakby ktoś wyrwał mi duszę. Moje serce biło, płuca pracowały, ale ja nic nie czułem. Boże, Blaise miał ze mną piekło w tych dniach. Starał się jak mógł, próbował nawet umawiać mnie ze swoimi znajomymi... nie protestowałem, jednak każda z nich odchodziła naburmuszona, kiedy już przy pierwszym spotkaniu zaczynałem mianować je Hermiona. W końcu Zab dał spokój ze swataniem mnie. A po kilku tygodniach wszelkich prób wyciągnięcia mnie z depresji, ja byłem do tego stopnia obyty ze swoim cierpieniem, że potrafiłem przybrać tą swoją maskę. Robiłem dobrą minę do złej gry. Byłem w tym na tyle dobry, że Diabeł uwierzył. Dyskretnie zaczął mi dawać do zrozumienia, że pora wracać, więc w końcu wróciłem. Przezornie zahaczyłem jeszcze o Nowy York, żeby do Londynu wrócić już po szesnastym. I znów minęło kilka dni, a Diabeł zapowiedział się z wizytą. Czekałem na niego w domu, kiedy dotarł do mnie jego patronus z informacją  „Smoku, miałem wypadek, jeśli przeżyję, szukaj mnie w Mungu" -idealnie udawał głos Zabiniego- Zamarłem. Najpierw ty, a teraz jeszcze Diabeł. Czym prędzej wybrałem się do szpitala, a tam... tam, poza zupełnie zdrowym Diabłem byłaś też ty. Na twój widok moje serce aż podskoczyło, jednak potem uświadomiłem sobie, że jesteś żoną Weasleya. Zabolało, oj i to bardzo. Znów poczułem, że moja wielka rana, która kiedyś była duszą, piecze zwiastując nadejście rychłego bólu. A potem, kiedy Zab powiedział, że nie wyszłaś za mąż byłem w takim szoku, że jak jakaś ostatnia sierota, nie potrafiłem wydać z siebie dźwięku. Wróciłem z Blaisem do domu, ale myślami byłem ciągle przy tobie. Aż w końcu Diablo nie wytrzymał, rzucając mi wściekłe spojrzenie, godne bazyliszka wywarczał, że mam jechać. Nie trzeba było mówić mi dwa razy. Wsiadłem w samochód i oto jestem - zakończył.

Dramione: Bieg Ku PrzyszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz