11

457 40 3
                                    

Kolejne dni mijały leniwie. Ron biorąc sobie za pewne do serca ich ostatnią „rozmowę" nie pojawił się więcej w jej życiu. A ona w końcu zaczęła stawiać mocne fundamenty dla swojej nowej rzeczywistości.

Martha i Igor niezmiernie cieszyli się, z faktu, że oto z każdym kolejnym dniem, smutna i załamana kobieta, która pracowała z nimi przez ostatnie tygodnie coraz bardziej zaczęła przypominać ich Hermionę. Uśmiechniętą, wesołą i skorą do żartów. Uśmiech nie schodził z jej twarzy nawet wtedy, kiedy wielkimi krokami zbliżał się szesnasty wrzesień.

Tylko raz jeszcze widzieli ją wzburzoną. A było to na początku miesiąca, kiedy w jej gabinecie niespodziewanie pojawił się gość. Najmniej spodziewany i bynajmniej nie mile widziany...

    - Można?- usłyszała męski głos, dobiegający od drzwi. Podniosła wzrok znad pisanego właśnie raportu.

    - Harry?- zdziwiła się. Nie miała z nim żadnego kontaktu od tamtego pamiętnego poranka. I prawdę mówiąc już nawet przestało boleć to, po której opowiedział się stronie. - Co tu robisz?

    - Byłem u Ginny - powiedział rozpromieniony.- Wczoraj urodziła mi córkę, wiesz?

    - Och, to świetnie. Gratuluję - powiedziała, bez większego jednak entuzjazmu.

    - Nazwiemy ją Lilly. Po mojej matce - mówił wchodząc do gabinetu.- To był pomysł Ginny. Czyż ona nie jest cudowna?- zagadnął siadając naprzeciwko niej.

    - Taaak, zapewne - odburknęła. Rodzina przede wszystkim tyle, ze ona nie była już jej częścią.

    - Herm, dalej się boczysz..- westchnął, kiedy w końcu zauważył brak cieplejszych reakcji ze strony brunetki.

    - Boczę? Nie, no skąd, a uważasz, że mam powód?- zapytała ironicznie, ze złością odrzucając pióro. Teraz już bez krępacji wbiła w niego wściekłe spojrzenie.

    - Hermiona, daj spokój. Było minęło. W każdym związku są problemy, ale przecież wy to wy. Hermiona, MY to my! Jesteśmy wielką trójką, to coś chyba znaczy, nie?- mówił entuzjastycznie, patrząc jej prosto w oczy.

    - Tak znaczy...- westchnęła, nie mogła uwierzyć, że dla niego zdrada to "było minęło". Zastanawiała się czy był naiwny, czy po prostu głupi.- W tej chwili to znaczy tyle, co nic! - posumowała wściekle.

    - Ale...- zaczął. Jej reakcja go zaskoczyła. Podejrzewał, że ciągle może być zła, ale żeby aż tak... - Hermiś...

    - Nie mów tak do mnie. Tak nazywają mnie tylko przyjaciele - warknęła.

    - Może zapomniałaś, ale ja jestem twoim przyjacielem - uściślił tonem nieco twardszym niż planował.

    - Czekaj, chwila, coś mi chyba świta...- ironizowała, przyglądając mu się.- Harry Potter, taaak pamiętam, kiedyś miałam takiego przyjaciela. Ale okazał się strasznym dupkiem, wiesz? Nawet gorszym niż niewierny ukochany - mówiła mściwie. Była już na tyle silna, aby wiedzieć, że da radę się nie rozpłakać, już nie.

    - Herm, zrozum, my nie mogliśmy inaczej...- starał się tłumaczyć. Problemem było to, że ona nie chciała tego słuchać.

    - Ależ rozumiem. Jak najbardziej rozumiem. Stanęliście po stronie Rona, to zrozumiałe, biorąc pod uwagę fakt, że jesteście rodziną. Rozumiem - zapewniła niemal słodko.

    - Wiesz, że to nie tak...

    - Nie, nie wiem. I tak szczerze mówiąc, to nie chce mi się tego słuchać. A teraz wybacz, mam dużo pracy - powiedziała, po czym wróciła do pisania raportu. Harry jednak nie ruszył się z miejsca, ciągle wpatrując się we wzburzoną kobietę. W końcu nie wytrzymała .- Och, jeszcze tu jesteś? Rozumiem, że zapomniałeś drogi do drzwi - westchnęła wstając. A kiedy podeszła do drzwi otworzyła je na całą szerokość, spoglądając na mężczyznę wymownie.

Dramione: Bieg Ku PrzyszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz