Stojąc w oknie obserwowała wybuchające fajerwerki, blisko niej stał Kozume. Stykali się ramionami i milczeli. Objął ją delikatnie w tali i przysunął do siebie. Jej ciało zareagowało przyjemnych dreszczem. Kenma zaśmiał się pod nosem z reakcji dziewczyny i nadal obserwowali rozświetlone niebo. Zaczęli delikatnie się kołysać, po chwili rozgrywający oparł się podbródkiem o jej ramię.
— To mój ostatni sylwester w życiu. — powiedziała ciszej. Chłopak odsunął się i zirytowany spojrzał na blondynkę.
— Zawsze musisz coś popsuć. — westchnął i usiadł na szpitalne łóżko, które delikatnie zaskrzypiało pod jego ciężarem.
— Po prostu stwierdzam fakty. — odparła niewzruszona.
— Jak ty możesz o tym mówić z takim spokojem? — spytał dość agresywnie.
— Nauczyłam się z tym ży... — jej wypowiedź przerwał odgłos otwierających się drzwi.
Do sali z wielkim hukiem weszły dwie dziewczyny. Dwie blondynki z dość widoczną różnicą wzrostu. Z zachowania można było wywnioskować, że są lekko podpite. Rachel spojrzała na Kenme, który był zdecydowanie bardziej zirytowany, niż chwilę wcześniej.
— Cześć Rachel! — usiadły uśmiechnięte po turecku na podłodze. — Chyba Wam nie przeszkadzamy, racja? — zaśmiała się niższa.
— Nie przeszka... — znów jej przerwano, tym razem był to głos Kenmy.
— Przeszkadzacie. — oznajmił ozięble. Trzeba przyznać, że nastolatka po raz pierwszy widziała tak chłodnego Kenmę, lecz nie można zaprzeczyć, że podobał jej się jeszcze bardziej.
— Na szczęście Ciebie nikt nie pytał. — odpowiedziała wyższa, która zaraz dodała. — Chciałyśmy tylko przyjść i pokazać jak rozjaśniłyśmy Kylie włosy, bo nie mamy przyjaciół. Ładnie prawda?
— Świetnie... — wymruczała niepewnie Petsch.
— Innej poprawnej odpowiedzi nie ma. — Kylie uśmiechnęła się i wstała. Pociągnęła za sobą Juliet i obie jakby nigdy nic wyszły.
Rachel i Kenma obdarowali się pytającym wzrokiem. Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi...
Siedziała na łóżku popijając ciepłą herbatę w kubku. W tle słyszała nudne pierdolenie swojego ojca jak cudownie nie idzie mu w pracy i jaka to świetna nie była inwestycja. Zdecydowanie ją to nie interesowało. Kenma odwiedził ją dziś rano przed szkołą, lecz prawdopodobnie wieczorem znów do niej zajrzy.
Można stwierdzić, że się od siebie uzależnili. Nie potrafią wyobrazić sobie dnia bez ich spotkania, wspólnego żarcia i rozmawiania. Mimo, że koniec jest coraz bliżej. Kenma mówi, że Rachel wygra walkę z chorobą, lecz każdy realista wie jaka jest prawda. To nie tak, że pogodziła się ze śmiercią, bo z nią się nie da pogodzić. Po prostu nauczyła się żyć ze świadomością, że któregoś dnia umrze. Nie ważne ile chemii w nią jeszcze wpakują, tego się nigdy nie pozbędzie. Jej duma już dawno podpowiedziała jej plan samobójstwa. Twierdziła, że lepiej pozbawić się życia przez siebie samą, niż ma to zrobić ktoś inny, w tym przypadku zasrana białaczka. Mimo tego odrzuciła ten idiotyczny plan, jeden powód wygrał z wszystkimi za i przeciw i nadal kontynuuje walkę z tym ustrojstwem. Tym powodem był on. Rozgrywający, mózg drużyny, a jednocześnie pieprzony nerd... Kenma.
— Słuchasz ty mnie? — z zamysłu wyrwał ją niski głos ojca.
— Tak, tak. Kontynuuj... — uśmiechnęła się niepewnie w jego stronę. On w odpowiedzi tylko westchnął.
— Jesteś dla mnie najważniejszą osobą w życiu córcia. Wiem, że nigdy nie dawałem Ci wystarczająco dużo. Obwiniam się za wszystko... Żałuję, że nie spędzałem z Tobą każdej wolnej chwili i chciałbym to naprawić o ile się jeszcze da. — Rachel słuchała tego z opadniętą ze zdziwienia szczęką. — Pieniądze to nie wszystko, ale ja próbowałem nimi nadrobić swoją nieobecność i...
CZYTASZ
Kenma Kozume
Fanfictionᴢᴀᴍᴋɴɪᴇ̨ᴛᴀ ᴡ sᴏʙɪᴇ, ᴄɪᴄʜᴀ ɴᴀsᴛᴏʟᴀᴛᴋᴀ ᴢᴀᴘʀᴏsɪᴌᴀ ᴅᴏ ᴢɴᴀᴊᴏᴍʏᴄʜ ᴊᴇᴅɴᴇɢᴏ ᴢ ᴛᴏᴘ ɢʀᴀᴄᴢʏ. ᴄʜᴏᴄ́ ɴɪᴇɴᴀᴡɪᴅᴢɪᴌᴀ ᴢᴀᴡɪᴇʀᴀᴄ́ ɴᴏᴡʏᴄʜ ᴢɴᴀᴊᴏᴍᴏśᴄɪ, ᴡᴇᴡɴᴇ̨ᴛʀᴢɴʏ ɢᴌᴏs ᴘᴏᴅᴘᴏᴡɪᴀᴅᴀᴌ ᴊᴇᴊ, ᴢ̇ᴇ ᴢ ᴄʜᴌᴏᴘᴀᴋɪᴇᴍ ᴍᴏᴢ̇ᴇ ᴍɪᴇᴄ́ ᴡɪᴇʟᴇ ᴡsᴘᴏ́ʟɴᴇɢᴏ, ɴɪᴇ ᴛʏʟᴋᴏ ᴜᴍɪᴇᴊᴇ̨ᴛɴᴏśᴄɪ ᴡʏśᴍɪᴇɴɪᴛᴇɢ...