UnderFÅÎĻ I (Rozdział XX)

10 0 0
                                    

   Sans odetchnął głęboko i wystrzelił w Errora trzema Blasterami naraz. Z łatwością ich uniknął po czym on wystrzelił swoimi pięcioma Blasterami Sansa. Sans przeteleportował się i zniknął z pola widzenia Errora.
   - Ej, AntiVirus, są jakieś sygnały od Inka i reszty? - zapytał zdyszany Sans
   - Niestety nie - odpowiedział mu AntiVirus - ale jestem w stanie zlokalizować Virusa, który ich porwał. Jest gdzieś w twoim świecie.
   - Gdzie?
   - Gdzieś w Snowdin. Głęboko w lesie, niedaleko wejścia do Ruin.
   - Idziemy tam? - spytał Sans
   - Pójdę sam. Ty zostań i zajmij się Errorem
   - Dobrze, a co z tym wybuchem po którym tylu ludzi naszych i jego zniknęło?
   - Rozbłysk Rzeczywistości - wyjaśnił AntiVirus - Error użył mocy obu kryształów aby zdematerializować naszych ludzi kosztem jego kompanów. Teoretycznie po zniszczeniu kryształów jego działania powinny się anulować.
   - Hmm... Rozumiem. Wiesz gdzie mogli zostać przeniesieni Ink, Asriel i Betty?
   - Tak, domyślam się. Jeżeli to miejsce o którym myślę, muszę iść im na pomoc i to jak najszybciej.
   - W takim razie leć, ja zajmę Errora!
   - Dobra, trzymaj się.
   - Cześć.
   AntiVirus wpisał współrzędne na swojej klawiaturze i przeteteleportował się pod bramy Ruin. Po obu stronach miał las. Współrzędne wskazywały na to, że powinien skręcić w prawo.
   Szedł tak kilka minut. Wiatr wiał mu prosto w twarz. Płatki śniegu wladały mu prosto do oczu, a wiatr utrudniał mu poruszanie się. Po chwili wędrówki na drzewie znalazł dziwną, czarną maź.
   Co to za cholerstwo?, pomyślał i poszedł dalej. Później na drzewach dostrzegał więcej tej mazi. Poszukał czegoś takiego w swojej bazie danych. Nic takiego nie znalazł. Nagle dostrzegł wielką kałużę tej mazi. AntiVirus pochylił się nad nią i spróbował dojrzeć coś na dnie, aczkolwiek maź była tak gęsta, że nie był w stanie. Jako test, podnósł spory patyk z ziemi i pionowo zaczął wkładać go do kałuży z mazią. Patyk niemal natychmiast został wessany do środka, a maź delikatnie zabulgotała. AntiVirus pomyślał, że to może być jakiś kwas.
   - Włączyć pancerz kwasoodporny - powiedział AntiVirus, a jego ciało pokryło się zieloną osłoną.
   Zawachał się chwilę, po czym wskoczył do mazi. Kiedy tylko jego nogi jej dotknęły, coś wciągnęło go do środka.
   Przez chwilę nic nie widział, potem widział jakby fragmenty obrazów. Errora rozmawiającego z Asrielem, Inka uciekającego przed czymś, i trochę innych których nie rozpoznawał. Nagle znalazł się w jakiejś wielkiej sali. Na jej środku stało kilkanaście regałów wypełnionych jakimiś aktami. Przy regałach stał podnośnik, a na ścianach wisiały dziesiątki, jeśli nie setki monitorów. Większość z nich przedstawiała ciemne korytarze, niektóre jakieś pomieszczenia. Przy jednym z monitorów AntiVirus dostrzegł Virusa, swojego największego wroga. Szybko schował się za jednym z regałów i wstrzymał oddech. Virus na chwilę odszedł od monitora i poszedł sprawdzić coś przy którymś z regałów. AntiVirus przykucnął, aby przeciwnik go nie dostrzegł. Virus zbliżał się do niego coraz bardziej. Przeszedł tuż koło AntiVirusa nie zauważając go. Nic dziwnego, gdyż jedynym źródłem światła były monitory i latarka, którą trzymał Virus. AntiVirus odetchnął z ulgą kiedy nagle z jego pancerza wydobył się dźwięk:
   Pancerz kwasoodporny rozładowany. Rozpoczynanie procesu ładowania.
   Virus odwrócił głowę i pobiegł prosto na AntiVirusa.
   Szlag, pomyślał AntiVirus, zapomniałem wyłączyć pancerz!
   AntiVirus schował się za innym regałem jednak nie zdołał ukryć się przed Virusem. Nagle regał za którym AntiVirus się chował zniknął odsłaniając jego pozycję. Na jego twarz padło oślepiające światło latarki.
   - Proszę, proszę... - powiedział powoli Virus - Niespodziewany gość... Trzeba cię będzie należycie przyjąć...
   Dookoła AntiVirusa pojawiły się dziesiątki Blasterów Virusa.
   Virus zaśmiał się.
   - I co zamierzasz teraz zrobić?
   AntiVirus był przerażony. Z każdej strony otaczały go Blastery, a Virus zainfekował jego klawiaturę przez co nie mógł się przeteleportować.
   - Jesteś bezsilny... Niedługo cały świat jaki znasz taki będzie... Zanim go zmienimy ŅÅ ĽĚPŞŽÉ.
   - C-Co zamierzacie zmienić? - wyjąkał AntiVirus
   - Wkrótce się dowiesz... Tymczasem, pewnie chciałbyś się dowiedzieć gdzie jest trójka twoich przyjaciół, prawda? - nie czekając na odpowiedź, Virus kontynuował - także wsadziłem ich do Poczekalni.
   - Nie... Nie ważyłbyś się...
   - Ależ oczywiście, że bym się ważył! Hahaha! Oni nigdy nie znajdą wyjścia... Zanim to zrobią, umrą z głodu lub pragnienia albo dopadnie ich Obsługa. A pewnie wiesz, że bliskiego spotkania z nią jeszcze nikt nie przeżył, czyż nie?
   AntiVirus wzdrygnął się na samą myśl o Poczekalni. To okropne miejsce pomiędzy AntyPróżnią, a pozostałymi światami. Tworzą je korytarze o długości setek kilometrów, zamieszkałe przez kreatury zwane Obsługą. Mimo, że tak wyglądają, nie są robotami. To specjalne Potwory będące hybrydą innych Potworów między innymi z Futurefell, Outerfell, Steamfell i wielu innych zwyrodniałych uniwersów. Są pokryte rurami i kablami. Niektóre mają latarki, a niektóre telewizor na czubku swojego ciała. Służą one do oświetlania drogi. Mimo iż tego nie widać, mają one oczy ukryte głęboko pod warstwą rur i kabli tak samo jak ich ciało które w rzeczywistości jest kupą mięsa kryjącą się pod tą metalową osłoną. Nie posiadają one zmysłu węchu ani słuchu, za to wzrok mają doskonały. Są bardzo szybkie. Poruszają się zazwyczaj na jakimś kółku przyczepionym na spodzie ich ciała. Często kółek nie widać gdyż są przykryte kablami i rurami. Z Poczekalni jest kilkanaście wyjść, jednak szanse na znalezienie jakiegokolwiek są naprawdę znikome. Dlaczego? Ponieważ wyjścia się przemieszczają. Co około trzydzieści sekund zmieniają swoją pozycję. Wyjście to zwyczajne drzwi podpisane: "Znalazłeś". Gdy przejdziesz przez wyjście trafisz do miejsca w którym opuściłeś swój świat.
   Niestety oprócz wyjść są jeszcze wejścia. Są to takie same drzwi, jednak nie są one podpisane. Nie przemieszczają się. Gdy przez nie przejdziesz znajdziesz się w AntyPróżni. W więzieniu dla najgorszych Potworów tego multiwersum.
   Czas w Poczekalni jest zwolniony. Jeden dzień w Poczekalni to mniej więcej dziesięć minut poza nią. Poczekalnia znana jest niewielu. Było w niej dotychczas kilkaset osób. Na razie tylko piętnaście wyszło z niej żywych. Większość zgonów w Poczekalni jest sprawką Obsługi, mało która ofiara tego miejsca umarła z głodu lub pragnienia. Większość, w niewiedzy wędrowała po korytarzach w nadzei na znalezienie wyjścia. Zazwyczaj bezskutecznie. Obsługa znajdowała ich szybciej.

   AntiVirus wiedząc to wszystko myślał, że Asriel, Ink i Betty mogą już nie żyć. Czuł się bezradny. Stał otoczony śmiercionośnymi Blasterami Virusa, które zamiast od razu zabić, powoli roztapiały ofiarę skazując ją na kilkanaście minut cierpienia przed śmiercią. Jeden fałszywy ruch i AntiVirus zakończyłby swoje życie w siedzibie Virusa. Wędrował wzrokiem po sali w której się znajdował. W rogu pomieszczenia zobaczył drzwi. Musiał jakoś odwrócić uwagę Blasterów. Włożył rękę do kieszeni. Znalazł tam... Saszetkę z ketchupem. Bez zastanawiania się nad tym skąd wzięła się w jego kieszeni rzucił ją za siebie. Nagle wszystkie Blastery strzeliły w saszetkę, a AntiVirus pobiegł przed siebie.
   - Co ty robisz? - zdziwił się Virus. Zaczął strzelać w AntiVirusa swoimi Blasterami jednak ten był zwinny. Chował się za regałami i unikał strzałów swojego wroga. W końcu AntiVirus dotarł do drzwi i z całej siły szarpnął za klamkę. Drzwi ani drgnęły.
   - No co je-
   AntiVirus nie zdążył dokończyć, gdyż dosięgnął do promień Blastera Virusa. W sali rozległ się głośny krzyk.
   - I po co ci to było? - szyderczo zapytał Virus - jednego mniej.
   - D-D-Dwóch... - powoli wydukał roztapiający się AntiVirus.
   Virus usłyszał skrzypnięcie po czym został śmiertelnie zgnieciony przez wielki, spadający regał.
   AntiVirus nie miał jednej, a dwie saszetki z ketchupem w kieszeni. Jedną z nich odwrócił uwagę Blasterów, drugą zaś rzucił w linę podtrzymującą wiszący regał gdyż regały były nie tylko na podłodze, ale także pod sufitem. Nie były zbyt widoczne przez ciemność panującą w pokoju, ale AntiVirus domyślił się, że tam są przez podnośnik stojący przy regałach. Końcówka saszetki była na tyle ostra, że rzucona pod odpowiednim kątem z odpowiednią siłą, była w stanie przeciąć taką linę.
   Ostatnie, co AntiVirus zobaczył przed śmiercią był Virus zmieniający się w pył. Po chwili z nim stało się to samo.

Ciąg dalszy nastąpi...
__________________________________

UnderFÅÎĻ (Sezon I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz