UnderFÅĮĻ I (Rozdział XIX)

8 0 0
                                    

- Lepiej zgarnij te swoje sznurki i stąd zmiataj - powiedziała szorstko Undyne, wyjęła swoją włócznię i cisnęła nią w Errora.
- Odsuń się, koleżanko, bo nie jestem teraz w nastroju na takie przepychanki - odpowiedział jej Error blokując jej atak czarną kością.
- Spokojnie Undyne - powiedział Sans - Bez nerwów. Nie denerwuj się, on tego bardzo, bardzo pragnie.
- Ngh... - Undyne przegryzła wargę - Nie mogę patrzeć jak ten pajac sobie z nami pogrywa - wskazała na Errora - on się nawet nie stara, on się z nami bawi!
Sans westchnął.
- On się nie bawi z nami. On się bawi NAMI.

Asriela obudziło donośne huknięcie. Głowa nie bolała go tak bardzo jak przedtem, jego rany na nogach i dłoniach były... Opatrzone. Były owinięte jakimiś bandażami. Od razu się domyślił, że to sprawka Betty. Dzięki opatrunkom mógł swobodnie wstać i chodzić. W pokoju było dalej tak ciemno jak wcześniej. Jedynym światłem była lampa ze zdobionym kloszem. Asriel podszedł do lampy i przyjrzał sie mu. Nie zauważył, że była na nim narysowana cała historia potworów. I to z opisem.

Dawno, dawno temu
Dwie rasy rządziły Ziemią
Ludzie i Potwory
Pewnego razu wojna rodzieliła oba te gatunki
Po długim czasie Ludzie zwyciężyli
Uwięzili potwory pod ziemią przy pomocy magicznego zaklęcia

Asriel zdziwił się gdyż tekst był pisany w jedej linijce na dole klosza więc tyle tekstu po prostu by się nie zmieściło. O dziwo tekst szedł dalej, mimo że cała historia została opowiedziana. Lampa wydawała się jakaś zaczarowana. Mimo tego, Asriel postanowił czytać dalej.

Góra Ebott 201X
Mówi się, że ten kto zajdzie zbyt głęboko w góry ten nigdy nie wróci.
Pewnego dnia, człowiek wpadł do Podziemia. Został ciepło przyjęty przez Rodzinę Królewską. Niedługo potem
=-=-==W==--=-=-=-==--S=-=-Z=-=-=-=--=-==-==-Y=-=-=-=-=S=-=-=-=-====-=C=-=-Y=-=-=-=-=-=-=-=-==-=-=-=U-=-=-=-==-=-=M=-=-=-=-=-==--=-=-A-=-==--R-=-=-=-==--=-=-L-=-=-=-==-I-=-=-=-=-=-=-=---=-===-=-==

==-=---=-===-
--==-=----=-==-
--==-==-=---
==-=-==--==
--=-=--=-=-=
=--=-==-==




























HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA

























Lampa zgasła. Asriel zląkł się. Próbował uciekać. Potknął się o coś i upadł na ziemię. Usłyszał znajomy, niski i zniekształcony głos:
- Im więcej znajdziesz, tym będziesz dalej. Zatem nie próbuj szukać przyjacielu. I niech to będzie dla ciebie przestrogą.
Nagle usłyszał świst i coś wbiło mu się w przedramię. Asriel głośno krzyknął. Po tym jak to coś prawie rozerwało mu rękę oprócz bólu pojawiło się pieczenie. Ale nie takie zwykłe. Asriel czuł się jakby ktoś włożył mu rozżarzone węgielki do otwartej rany. Nosem czuł zapach spalenizny. Zemdlał.

- Asriel! Asriel! Obudź się! Co się stało?
Asriel otworzył oczy i zobaczył pochyloną nad nim Betty.
- Uhh...! - chciał coś powiedzieć, ale poczuł piekący ból w przedramieniu.
- Azzy! Co ci się stało w rękę?
Betty zobaczyła dziwną, okropnie wyglądającą ranę na prawym przedramieniu Asriela. Wyglądała jakby w jego rękę uderzył mały meteoryt. Była to głęboka aż do nagiej kości dziura. Nie krwawiła. Wyglądała na jakby przypaloną i pokrytą popiołem. Wystająca kość nie była biała lecz czarna, co nawet u Potworów nie było normalne.
- Betty... Lampa... Uważaj. - wyjąkał ledwie przytomny Asriel
Betty odwróciła wzrok w kierunku nieprzerwanie świecącej lampy. Spojrzała na klosz i zaczęła czytać.

Dawno, dawno temu
Dwie rasy rządziły Ziemią
Ludzie i Potwory
Pewnego razu wojna rodzieliła oba te gatunki
Po długim czasie Ludzie zwyciężyli
Uwięzili potwory pod ziemią przy pomocy magicznego zaklęcia

Dalej historia się powtarzała.
- W tej lampie nie ma nic nadzwyczajnego - powiedziała Betty i szybko wróciła do Asriela. Obwiązała jego ranę bandażem.
- S-Skąd je masz? - spytał Asriel
- Nie chciałam cię budzić więc wędrowałam tymi korytarzami. Znalazłam pomieszczenie przypominające jakiś schowek około pięć minut drogi stąd. Było tam kilka pomidorów i butelek wody. Były tam też bandaże, latarka i baterie do niej. Nie dałam rady wziąć tego wszystkiego naraz więc zrobiłam dwa kursy. Po pierwszym opatrzyłam twoje rany. Trochę mi to zajęło. Jak skończyłam, poszłam drugi raz. Wracając usłyszałam twój krzyk i szybko tu przybiegłam. Aha, po drodze znalazłam na ziemi to.
Betty pokazała Asrielowi diodę z wystającymi z niej dwoma kablami, zielonym i czerwonym. Dioda była wielkości paznokcia u małego palca.
- Nie wiem do czego to - powiedziała Betty - Zasłoniłam też wejście tutaj szafą, żeby nic nam tu nie weszło.
Wielka stara szafa w całości zasłoniła wejście do pomieszczenia.
- Otwórzcie, błagam! - dało się usłyszeć głos zza szafy. Właściciel glosu zastukał głośnk kilka razy w tył szafy.
Betty szybko podbiegła do szafy i delikatnie ją przesunęła, aby zobaczyć kto stoi za szafą. To był znajomy jej szkielet.
- To ja Ink, błagam, wpuść mnie! To coś mnie goni!
Betty zaczęła odsuwać szafę tak aby Ink mógł wejść. Kiedy mógł sie zmieścić wbiegł do środka i pomógł dziewczynie z powrotem zasuwać szafę. Ledwo ją zasunęli a to coś, cokolwiek to było huknęło w szafę po czym zaskrobało w nią parę razy i powoli się oddaliło. Kroki tego czegoś brzmiały jak uderzanie metalową rurą w drugą metalową rurę. Kiedy kroki ucichły, Ink wydyszał:
- To coś... Ta kreatura, to było okropne! Obudziłem się w jakimś ciasnym pomieszczeniu z bolącą głową. Wyszedłem ciemnym korytarzem i po chwili wędrówki zobaczyłem światło. Ale to nie była lampa. To było to coś. To jakby zlepek kabli i rur z jakimś starym telewizorem na górze. Jest piekielnie szybkie. Kiedy mnie zauważyło, zaskrzeczało dziwnie(porównanie: dzwięk Kreacji w TJOC: Story Mode na strychu) i pobiegło w moją stronę. Nie wiem dlaczego, nie mogłem używać moich mocy, pobiegłem ile sił w nogach. Trafiłem na jakieś rozwidlenie, nie zastanawiając się nawet pobiegłem przed siebie środkowym korytarzem. Po chwili trafiłem do was. Dobrze, że wybrałem ten korytarz. Tamte mogły być ślepą uliczką. Nie wiem co to coś by mi zrobiło gdyby mnie dorwało... Macie coś do jedzenia?
- Pomidory- powiedziała Betty - tylko pomidory.
- Poproszę jednego, jeśli można...
Betty podała Inkowi jednego pomidora. Zjadł go nadzwyczaj szybko.
- Dziękuję... Co się stało Asrielowi?
Betty odwinęła bandaż na przedramieniu Asriela. Ink spojrzał na ranę i otworzył szeroko oczy.
- O nie...
________________________________

Sup?

Kolejny rozdział wleciał. Taki maraton robię. Nie wiem co mam napisać więcej, b0i!

UnderFÅÎĻ (Sezon I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz