UnderFÅÎĻ I (Rozdział X)

40 4 2
                                    

- Blueberry, Outer i Reaper obiecują zjawić się jak najszybciej. Reszta... Cóż... Niewiadomo - Ink przechadzał się po salonie domu Sansa i Papyrusa - Wasz świat jest w niebezpieczeństwie, a co za tym idzie... Wszystkie pozostałe również.
- Nie możemy zrobić nic więcej. Pozostaje czekać na nastepny ruch Errora - powiedział Sans
Nagle na środku pokoju pojawił się kolejny szkielet. Ubrany był na złoto-niebiesko. Jego ubranie było przyozdobione wieloma gwiazdkami.
- Cześć - powiedział - kazaliście wpaść więc jestem. Blueberry i Reaper też niedługo przyjdą. O co chodzi? Poza tym, że ON WRÓCIŁ... Nie wiem absolutnie nic.
- Error jakimiś cudem wydostał się z AntyPróżni najprawdopodobniej posługując się przy tym Asrielem - zaczął Sans - nie wiemy jak dokładnie to zrobił, ale musimy go powstrzymać... Właśnie dlatego zwołujemy ekipę.
W pomieszczeniu pojawiły się nagle dwa szkielety. Jeden niski z chustką na szyji, drugi wysoki, zakapturzony z kosą w ręku.
- Siemka! - przywitał sie niski
- Cześć Blueberry, cześć Reaper - przywitał się Papyrus - miło was widzieć.
- Właśnie dostałem wiadomość - powiedział Ink - Future i Lust też przyjdą. Co do drugiego nie jestem przekonany, ale sie przyda. Możliwe, że Storyshift też będzie, ale to nie jest pewne.
- Super - powiedział Blueberry - będzie łatwiej wsadzić Errora z powrotem do AntyPróżni.
- Nie chwal dnia Blueberry, nie chwal dnia... - powiedział Reaper

- A więc tak... - powiedział Asriel - tak chcesz pokonać Inka...
- No cóż.. Nigdy tego nie próbowałem, bo Ink zawsze przychodzi tak niespodziewanie... Ale ogólnie to właśnie taki mam plan.
- Cóż... A jak nam się uda to... Co zrobisz?
- Tak naprawdę to... Kontynuuję naprawianie światów... Niektórzy mogą nazwać moje metody... Szalonymi. Niestety nigdy nie udało mi się naprawić ani jednego świata. Jestem tym muszę przyznać lekko zażenowany. Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego co można osiągnąć dzięki naszym działaniom.
- Mhm... Czy... Jestem potrzebny cały czas, czy może... Mogę porobić coś prywatnego?
- Na razie nie jesteś mi potrzebny... Dam znać jak będziesz mógł się przydać.
- Dobra. Cześć! - Asriel odwrócił się i poszedł do swojej komnaty.

W salonie domu Papyrusa i Sansa znajdowało się już o wiele więcej szkieletów. Było ich tam wiele; o różnym wyglądzie. Byli ci niscy i wysocy. Niektórzy byli bardziej weseli, inni natomiast wydawali się czasem nawet mroczni.
- Panowie! - Ink stanął na stole tak, żeby wszyscy go doskonale widzieli i słyszeli. Wszyscy zamilkli - Zebraliśmy się tutaj, aby razem zaplanować oraz wykonać aresztowanie i wsadzenie z powrotem do AntyPróżni Errora. Będziemy musieli się maksymalnie skupić na naszym celu, ponieważ jest to nasza jedyna szansa.
- Skąd niby mamy wiedzieć, że Error faktycznie wyszedł z AntyPróżni? - zapytał zakapturzony szkielet zwany Reaperem - jeżeli to nieprawda to tracimy nasz czas!
- Nigdy nie możemy być pewni czegoś na sto procent, Reaper. Jednak Error jest poważnym zagrożeniem dla całego Multiwersum i nie wolno lekceważyć jego poczynań - powiedział Ink
- Wiem. Mówisz mi to jakbym o tym w ogóle nie wiedział - odpowiedział Reaper.
- Czy jest tu ktoś kto fakrycznie jest przejęty sprawą? - zażartował Sans
Pierwszy odezwał się niski szkielet zwany Blueberrym:
- Osobiście uważam, że powinniśmy zaplanować pojmanie Errora. Musimy uwzględnić przy tym każdy szczegół i każdą możliwość. Nie możemy sobie pozwolić ja żadną pomyłkę. Niech nic nie umknie naszej uwadze.
- Moim zdaniem - powiedział Sans - powinniśmy zaczekać na jego następny ruch.

Asriel zanurzył ręce w lodowatej wodzie po czym obmył sobie nimi twarz. Spojrzał w lustro.
"Kim jesteś?" Pomyślał "Co zrobiłeś? Dlaczego to zrobiłeś?" Szybko przeczesał lewą dłonią futro na czubku głowy i wyszedł z komnaty. Nie wiedział gdzie chce iść. Chciał się uspokoić. Oddalić się od wszystkiego co stresuje, zajmuje, męczy itp. W trakcie spaceru spotkał Betty.
- Cześć! - przywitała się dziewczyna
- Hej... Miło mi. Miło mi cię... um... spotkać. Tak, ee hej - Asriel lekko zakłopotany posłał Betty czuły uśmiech.
- Co... Dzisiaj robisz? Masz jakieś... plany czy coś?
- W zasadzie to... mam dzisiaj wolne. Więc... nie. Nie mam planów.
- Okej... To może byś mógł tak... Pójść gdzieś razem ze mną coś zjeść...?
- Dobra... Kiedy?
- Miałbyś czas teraz? - Betty uśmiechnęła się zakłopotana
- W sumie to nie mam nic innego do roboty - Asriel uśmiechnął się.
- Gdzie chciałbyś zjeść? Może być w MTT Resorcie? W tej restauracji... No wiesz.
- Tak, jasne, spoko.
Gdy Asriel i Betty weszli do Resortu, przywitał ich Mettaton.
- Witajcie! - przywitał sie swoim robotycznym głosem - Proszę, proszę! Widzę, że to nasz książę!
- Też sie cieszę, że cię widzę Mettaton - powiedział Asriel - załatw nam jakiś stolik... Z dala od tłoku.
- Już się robi! Jest jeden wolny o tam, przy oknie. Widzisz?
- Tak... Dzięki.
- Nie ma sprawy!
Asriel i Betty podeszli do wskazanego im przez Mettatona stolika i przy nim usiedli.
- Co tam... U ciebie? - spytała nieśmiałym tonem Betty
- Jest w porządku... W miarę się układa. A co u ciebie?
- Hm... Myślę, że wszytko okej.
Do stolika podszedł Mettaton.
- Co chcecie zjeść? - zapytał
- Hm... - zastanawiała się Betty - chyba wezmę to spaghetti - wskazała palcem na obrazek w menu.
- A ty Asriel?
- Chyba wezmę... To samo.
- Dwa razy... Spaghetti. Okej, narazie! - Mettaton odwrócił się i odszedł w stronę kuchni.
- Na pewno wszystko w porządku? - Betty spojrzała na Asriela - Wyglądasz na zmartwionego...
- Tak... Wszystko okej. Mam czasem takie... Gorsze dni.
- Rozumiem - Betty nie odrywała wzroku od Asriela - Co takiego powoduje te... Gorsze dni?
- Em... Nie wiem. Po prostu czasem takie są... I tyle - Asriel wbił wzrok w blat stołu - Nie ma konkretnego powodu - Asriel wiedział, że współpraca z osobą, która pochodzi z innego uniwersum wiąże się z niebezpieczeństwem dla jego bliskich. Dlatego nikogo nie chciał w to angażować.
- Widzę, że coś jest nie tak - Betty uśmiechnęła się - kiedyś cię rozgryzę.
- Masz też czasem gorsze dni...? - Asriel oderwał wzrok od blatu stolika i spojrzał na Betty
- Czasami... Jak nie mam nikogo... Do rozmowy lub... czegokolwiek. Samotność czasem wyniszcza...
- Masz rację. Nie wiem co bym zrobił gdybym nie miał żadnych znajomych... Rodziny... Nikogo.
- Na szczęście masz - Betty oparła głowę na dłoniach - Ja też.
Wtedy Mettaton przyniósł dwie porcje spaghetti i dodatkowe szklanki wody.
- Wasza kolacja! - powiedział, po czym uśmiechnął się i sobie poszedł
- Ale dobre... - powiedział Asriel - A tobie smakuje?
- Tak, tak... Jest dobre...
- Co... Robisz całymi dniami? Spotykasz się z kimś czy coś...?
- Tak w sumie to najczęściej chodzimy na spacery z Frisk... Tak to nie... Nie... Czasem też czytam, albo śpię - zaśmiała się - ogólnie jest w porządku.
______________________________________
Witam wszystkich. W sumie, to żegnam, ale nevermind. To koniec tego rozdziału. Mam zrobić jakieś... Sceny?!!!! Wiecie o co chodzi. Dajcie znać na dole w komentarzu. Boi!

(Jak ktoś nie wie to komentarze są tam na dole. Dziwie się, że nikt oprócz @mamdosyc nic nie pisze. Jakimś cudem. Napisz coś jeżeli ci się podoba. Albo nie! WHATEVER!!!)
XD Te wpisy na koniec wychodzą mi lepiej niż rozdziały.
Real boi!

UnderFÅÎĻ (Sezon I)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz