Chuuya poderwał się na nogi, sięgając ręką po sztylet, który zawsze nosił przy sobie, zanim rozpoznał Dazaia. Na jego twarzy pojawiła się zmarszczka, ponieważ mężczyzna nigdy nie odwiedził go osobiście, a rudowłosy nie mógł powiedzieć, że widział go kiedykolwiek w ogólnej przestrzeni mieszkalnej kwatery głównej. Jego zakłopotanie wzrosło jeszcze bardziej, gdy zdał sobie sprawę, że ktoś stoi tuż za Dazaiem, niemal próbując schować się w jego cieniu. Był to młody mężczyzna, rękawy jego białej koszuli były przypalone, a nagie przedramiona wyglądały na różowe, jakby były poparzone. Nie było niczym niezwykłym widzieć kogoś zdenerwowanego w obecności szefa, ale w fioletowo-żółtych oczach mężczyzny było coś jeszcze, poczucie pośpiechu zmieszane z ogromnym zmęczeniem. Dla Chuuyi był to jasny znak szykującej się niebezpiecznej misji.
- Ach, Chuuya, nie jesteś zajęty, prawda?
Chuuya skrzywił się. Dazai dobrze wiedział, że nie był zajęty, ponieważ to właśnie on odsunął go od pracy w terenie.
- Nie, nie jestem.
- To dobrze, idę załatwić pewną sprawę, idziesz ze mną.
- Dlaczego?
Na twarzy Dazaia pojawił się ostry uśmiech i pochylił się lekko do przodu, a jego głos przeszedł w szept.
- Bo jestem twoim szefem i musisz mi jeszcze udowodnić, że jesteś wart tych wszystkich kłopotów, które spowodowałeś. - Wyprostował się, jego głos wrócił do swojego zwykłego, swobodnego tonu. - Poza tym, nie mam czasu na zebranie pełnej ochrony, wszyscy inni są na zewnątrz, będąc użytecznymi. Chodźcie.
Dazai odwrócił się na pięcie i ruszył korytarzem, nie czekając na odpowiedź Chuuyi, ponieważ wiedział że nie ma on nic do powiedzenia. Z cichym westchnieniem rudowłosy rzucił się do drzwi łapiąc kurtkę oraz kapelusz i dołączając do młodego mężczyzny, który szedł tuż za szefem. Chuuya zerknął na niego z ciekawością, młodzieniec obdarzył go przepraszającym uśmiechem, ale nie powiedział ani słowa, gdy ruszyli w stronę podziemnego garażu.
Samochód czekał tuż za windą i Dazai skinął głową członkowi mafii, który stał obok, zanim wsunął się na miejsce kierowcy. Nieznajomy chłopak zerknął na siedzenie pasażera i nagle stał się się bledszy niż wcześniej. Następnie obszedł samochód dookoła, by usiąść na miejscu za Dazaiem. Niechętnie, Chuuya wsunął się na opuszczone miejsce pasażera i zauważył, że młody człowiek zaczął zapinać pasy. Zdążył zrobić to samo na kilka sekund przed tym, jak wyższy mężczyzna nacisnął pedał gazu.
- Jasna cholera! - zaklął Chuuya wyciągając ręce, by złapać się dosłownie wszystkiego. - Nie możesz prowadzić jak normalny człowiek?
Dazai wzruszył ramionami.
- Trudno znaleźć urzędników państwowych chętnych do przyznania prawa jazdy Deviantowi.
Chuuya zerknął przez ramię na młodego chłopaka. Jego usta były zaciśnięte w cienką linię, a twarz wyrażała raczej zrezygnowanie niż strach. Odmowa nieznajomego wejścia na siedzenie pasażera nabrała sensu, gdy Dazai skręcił w lewo, nie hamując, a Chuuya znów przeklął.
- Co się stanie, jeśli zatrzymają cię za przekroczenie prędkości?
- Nie przekraczam prędkości - odpowiedział spokojnie - I nigdy wcześniej nie zostałem zatrzymany. Czy to prawda, Atsushi-kun?
Młody mężczyzna, Atsushi, spojrzał w dół na swoje kolana, marszcząc brwi, na pełnej żałości twarzy. Chuuya zerknął między nimi, zastanawiając się, co do cholery przegapił.
- Nie mógłbym powiedzieć, Dazai-san. - Kiedy Atsushi odpowiedział, jego głos był miękki. - Minęło trochę czasu, odkąd cię widziałem.
Dazai wziął kolejny ostry zakręt, usta wykrzywiły się w zakłopotanym uśmiechu.
CZYTASZ
don't you ever tame your demons [Tłumaczenie PL] || Soukoku
FanfictionKażdego roku, garstka dzieci rodzi się z nadprzyrodzonymi mocami. Tysiące dolarów i dziesiątki wyszkolonych specjalistów mają za zadanie zidentyfikować, wyśledzić i oznaczyć każdego z nich jako Devianta. Raz zidentyfikowani, nie mają żadnych praw, a...