"Ty i ja, zawsze w przebraniach."
***
Małe mieszkanie z pewnością nie było tym, gdzie Chuuya spodziewał się skończyć. Z miejsca, w którym stał, opierając się o ścianę obok łóżka, wyglądało to na przestrzeń, w której żyją normalni ludzie. Miejsce, do którego mężczyzna wracał do domu po dniu spędzonym w przeciętnej pracy, takiej, która wymagała siedzenia w samochodzie w godzinach porannego szczytu, a następnie siedzenia przy biurku w swoim boksie przez osiem godzin, zanim znów wyruszy w miejskie korki, aby zakończyć dzień. To nie było miejsce dla czegoś takiego jak Chuuya.
W rogu pokoju stało krzesło, a na jego oparciu leżał pojedynczy koc, co wskazywało na to, że ktoś tam spał. Prawdopodobnie był to ten sam ktoś, kto teraz wydawał odgłosy zza bariery drewnianych drzwi z boku pokoju. Możliwości przemykały przez głowę Chuuyi, a każda z nich przyprawiała go o mdłości, gdy rozważał tożsamość drugiej osoby.
Kouyou byłaby łagodnym spojrzeniem i delikatnym dotykiem, bez wątpienia wyłudzając pełny raport o stanie Chuuyi od lekarza, który opatrywał najgorsze rany, aby mogła sobie wyobrazić jego ostatnie dni. Chuuya nie sądził, by mógł się pozbierać w obliczu takiego smutku (lub, co gorsza, litości).
Być może mógłby poradzić sobie z Hirotsu. Starszy mężczyzna stał się cichym filarem mentorskiej opieki, odkąd Chuuya przypomniał sobie ich historię. Ale czasami oczy starszego mężczyzny spoglądały na rudowłosego z powagą, jakby porównywał go do jego rodziców, do tego, kim mógłby być, gdyby żyli. Chuuya trochę poszukał i znalazł strzępki raportów, które wspominały o jego rodzicach, informacje, które malowały obraz dwóch zabójczych żywiołów, które prawdopodobnie wstydziłyby się, widząc, jak skończył ich syn.
Pozostał więc Dazai.
Palce Chuuyi mimowolnie bawiły się guzikami płaszcza szefa, wciąż jedynej rzeczy, która okrywała jego nagą sylwetkę. Jego ciężar stanowił dziwny komfort, tak jakby stanowił pełne wsparcie dla jego właściciela, jakby w fałdach materiału spoczywał zacięty spryt, który dowodził całą organizacją i mógł ochronić noszącego. Naiwnością było sądzić, że Dazai miał jakikolwiek interes w zapewnieniu Chuuyi bezpieczeństwa, ale w surowości swojej obecnej bezbronności, rudowłosy samolubnie trzymał się tej idei, nawet gdy zdjął płaszcz i położył go na łóżku.
Na stoliku nocnym leżały jego własne ubrania, od kapelusza po choker. Chuuya powoli zakładał poszczególne części, pogrążony w myślach.
Pod pewnymi względami, Dazai będący poza tym pokojem był najlepszym rozwiązaniem.
W tamtej chwili, sam na sam w łazience, różnica między nimi była wyraźna. Chuuya: nagi, bezbronny, skuty kajdanami swojej uległości wobec Nieuzdolnionych, siedzący u stóp Dazaia, który był ubrany w elegancki i drogi garnitur, roztaczający za plecami chaos jego wendety przeciwko Nieuzdolnionym. Dazai nie był typem człowieka, który potrzebuje potwierdzenia swojej władzy, ponieważ otaczał go płaszcz ciemności i mocy, który był wręcz namacalny. Oznaczało to, że prawdopodobnie nie wspomni tego momentu, a nawet jeśli zawisł on w powietrzu między nimi, Chuuya mógł udawać, że ignoruje jego konsekwencje.
Z drugiej strony, Chuuya nie był pewien, jak mógłby stawić czoła Dazaiowi po ujawnieniu, jak naprawdę żałosny był. Nie wiedział, czy będzie w stanie znieść tę chłodną pogardę, kiedy wiedział, że jego brawura nie będzie już przekonująca.
Palce Chuuyi przesunęły się po chokerze, a on poczuł, jak żółć podchodzi mu do gardła.
Wcześniej, ciężar na jego szyi był pocieszający w swojej znajomości. Teraz, na samą myśl, że będzie uciskał jego gardło, skóra mu ścierpła. Przesunął rękę i podniósł rękawiczki. Naciągając je stał odwrócony plecami do stołu, pozostawiając nietknięty naszyjnik, kapelusz i płaszcz.
CZYTASZ
don't you ever tame your demons [Tłumaczenie PL] || Soukoku
FanfictionKażdego roku, garstka dzieci rodzi się z nadprzyrodzonymi mocami. Tysiące dolarów i dziesiątki wyszkolonych specjalistów mają za zadanie zidentyfikować, wyśledzić i oznaczyć każdego z nich jako Devianta. Raz zidentyfikowani, nie mają żadnych praw, a...