Rozdział 8

3 4 0
                                    

-Dlaczego nie dałeś mi unrzeć?- spytałam słabym głosem.
Aktualnie znajdowałam się w szpitalu, minęły dwa dni odkąd próbowałam odebrać sobie życie. Przez cały czas miałam podawaną kroplówkę, oraz byłam podłączona do innych dziwnych urządzeń. Co pół godziny maszyna automatycznie sprawdzała mi ciśnienie co strasznie mnie denerwowało.
-Dlaczego miałbym pozwolić Ci umrzeć?
Westchnęłam. Nie wiedziałam co powinnam na to odpowiedzieć.
Ale to on kontynuował.
-Odpoczywaj, zobaczymy się zapewne jak stąd wyjdziesz.
Po tych słowach podniósł się z krzesła na którym siedział i ruszył w stronę wyjścia. Nie zatrzymałam go. Nie chciałam teraz towarzystwa. Potrzebowałam chwili spokoju, żeby na nowo wszystko poukładać. A to nie było łatwe. Tylko cholernie skomplikowane. Nadal w głowie miałam myśl, że lepiej byłoby gdyby mnie nie odratowali. W końcu bym się uwolniła. Od jebanych ataków paniki, snów, zwidów i wszystkiego co sprawiało, że życie jest trudne.
Pomyślałam o Ryanie. Ciekawe czy wie. Niby z nim zerwałam o ile byliśmy razem. Napisałam tylko, że potrzebuje czasu i przestałam się odzywać. Mógł to odebrać jako zerwanie? Może tak by było lepiej? Ktokolwiek wie co się wydarzyło tamtej nocy? Kogokolwiek to obchodzi? Cora, Rosalie, moi rodzice? Ale co jeśli byłam tylko człowiekiem bez znaczenia. Może nie wszystkim dane jest życie? Może świat się pomylił? A może Bóg? Właściwie istnieje? Bo jeśli tak, to dlaczego na to pozwala. Nie powinien być miłosierny? Czy inaczej pojmuje to stwierdzenie? Kiedyś ktoś mi powiedział, że Bóg nie daje nam na barki czegoś, czego nie jesteśmy w stanie uradzić. Ale jak wiele jest w stanie znieść jeden człowiek? Gdzie jest granica ludzkiego cierpienia? Skąd Bóg wie ile ja jestem w stanie uradzić? Bo jeśli niby wie, to chyba słabo zna się na swoim fachu. Bo chyba jednak nie udźwignęłam skoro chciałam się zabić, prawda? A skąd teraz tym bardziej znaleźć siłę na walkę? Jak wrócić do pracy, szkoły z podniesioną głową z piętnem samobójcy? Można po czymś takim normalnie funkcjonować. To chyba bardziej wegetacja. A może jednak tym razem ktoś mnie uratuje?
Mogę szczerze stwierdzić, że to nie była przemyślana decyzja. Była to decyzja podjęta pod wpływem chwili. I odziwo na to też jest reguła. Podobno osoby, które planują własną śmierć tak naprawdę nie chcą umierać. Wierzą, że znajdzie się ktoś kto poda im pomocną dłoń i pomoże odnaleźć sens. Dlatego ja też to przyjmuje. Daje sobie 21 dni. Dlaczego tyle? Bo to moja szczęśliwa liczba. Może tym razem świat będzie dla mnie przychylny i znajdzie się ktoś kto postanowi mnie uratować.
To coś złego, że pomyślałam o jednej, konkretnej osobie? Tylko, że to było raczej nie możliwe.

***
W szpitalu spędziłam dwa tygodnie. Czemu tyle? Kto wie, skoro czułam się dobrze już wcześniej. Pobyt w szpitalu nie wiele zmienił. Od tego dnia o wiele bardziej spadł mi nastruj, nie miałam totalnie na nic siły. Ale wiedziałam, że muszę wziąć się w garść. Chociaż na te 21 dni. Dlatego od razu po wyjściu ze szpitala, postanowiłam że pójdę pobiegać. Udałam się w miejsce, gdzie nie było mnie już przez bardzo, bardzo długi czas.
Standardowo usiadłam na tej samej ławce, by móc patrzeć na fontannę. Bardzo uspakające jak dla mnie. Zamknęłam na chwilę oczy, by móc zapomnieć o świecie, który mnie otacza.
-Słyszałem o tym co zrobiłaś.
-Nie istniejesz.
-A może jednak.
Otworzyłam szeroko oczy i się rozejrzałam. Dlaczego? Poczułam, że rozpoczyna się kolejny atak paniki. Problemy z oddychaniem, sprawiały że czułam jakbym miała za chwilę umrzeć. Całe ciało mi drżało a ja nie wiedziałam kim jestem, co robię, czy aby na pewno wtedy ktoś mnie uratował. Nagle poczułam jak ktoś mnie całuje.
-Jak to zrobiłeś?
-Gdy Cię pocałowałem wstrzymałaś oddech, dzięki czemu atak paniki minął- zaśmiał się.
-Zajebiscie, ale nigdy więcej mnie nie dotykaj.
-Spookojnie, nie zamierzam.
Przewróciłam oczami i westchnęłam.
-Dlaczego znowu tu jesteś?
-Przecież ja nie odeszłem. To Ty mnie nie unikałaś. Nie przychodziłaś już tu tyle czasu, a przypominam Ci że zazwyczaj spotykałaś mnie tylko tu.
-Czyli jak przestanę tu przychodzić ty znikniesz?
-Faktycznie, masz zrytą psychikę- udawał, że się zamyślił.
-Odwal się. Kim ty właściwie jesteś?- spytałam ze złością.
-Kims kto będzie Ci przypominał, jak beznadziejnym przypadkiem jesteś. Nawet nie potrafiłaś się zabić. Żałosne.
-Nie muszę tego sluchac- powiedziałam po czym wstałam z ławki.
-Już uciekasz? Nie psuj mi zabawy- odparł z rozczarowaniem w głosie.
Nie miałam na to siły więc po prostu odeszłam. Ale chłopak szybko mnie dogonił.
-Chodź coś Ci pokażę.
Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w jakąś stronę.
-Jesteś pedofilem?-spytałam wyszarpując rękę z jego uścisku.
-Jezu, po prostu chodź i nie zadawaj pytań.
Nie wiem dlaczego ale poszłam za nim. Czułam, że i tak nie mam nic do stracenia. Szliśmy przez długi czas a Peter i tak się nie zatrzymywał.
-Daleko jeszcze?- spytałam znudzona.
-Jeszcze tylko troszkę. Nie chcesz poznać odpowiedzi?
-Jakich odpowiedzi?
-Zobaczysz.
-Musisz być taki tajemniczy?
-Musisz być taka niecierpliwa?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Dlaczego mam Ci ufać, skoro nawet Cię nie znam?
-Z Ryanem nie miałaś takiego problemu.
-Skąd o nim wiesz?
-Wiem wszystko.
-Stalkujesz mnie?
-Mam ciekawsze zajęcia, niż podglądanie lasek z problemami.
Nic nie powiedziałam tylko westchnęłam i dalej szłam za Peterem.
W pewnym momencie poinformował mnie, że jesteśmy już coraz bliżej. A ja zaczęłam mieć dziwne wrażenie, że już tu kiedyś byłam. Dopiero gdy ustaliśmy przy wejściu od jaskini, przypomniałam sobie. Mój sen.
Peter wszedł pierwszy a ja od razu za nim. Wszystko było dokładnie jak w moim śnie. Zaczęłam się uwazniejsz przyglądać. Ale znaczącego nic nie zobaczyłam.
-Jak mam poznać odpowiedzi?
-Jeszcze się nie domyśliłaś?
Po raz kolejny rozejrzałam się po jaskini. Dostrzegłam jeziorko, które również było w moim śnie. Ukucnęłam przy nim i dotknęłam ręką taflę wody. Była nieskazitelnie czyta ale nadal nie wiedziałam po co tu jestem. Zamyśliłam się na chwilę, próbując sobie przypomnieć czy mogłam tu kiedykolwiek być świadomie. Może kiedyś Sebastian pokazał mi to miejsce? Totalnie nie miałam pojęcia, ale chciałam poznać odpowiedź.
-Nie rozumiem- powiedziałam do Petera.- Nie znam tego miejsca.
-Jesteś pewna?
-W stu procentach.
-Więc wszystko jasne, mylisz się.
-Co? Pamiętała bym to miejsce, jak wszystkie w których byłam razem z moim bratem.
-Chcesz poznać odpowiedź?
-Po to tu się wlokłam.
-Nie wszystko, to sen.

W Cieniu Snu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz