-Jak mogła nam to wszystkim zrobić?- usłyszałam głos Cory.
-Jeszcze się dziwisz?!- uniósł się Ryan.
-Uspokójcie się, to pogrzeb- uciszył ich ktoś inny.
Spojrzałam w stronę w którą patrzą moi znajomi. Odbywała się ceremonia pogrzebu. Mojego pogrzebu? A ja? Ja stałam i na to patrzyłam. Ale nie jako człowiek, bo oni mnie nie widzieli.
Nigdy nie wierzyłam w życie po śmierci. Ale słyszałam, że jeśli dusza ma niepozałatwiane sprawy na ziemi, zostanie. Czy właśnie dlatego tu jestem? Ale nie wiem nawet co to za sprawy. Wiem jedno. Tym razem mi się udało. Nikt mnie nie zatrzymał. Rozejrzałam się. Nie było tu zbyt wielu ludzi, w sumie nawet się nie dziwię. Ale byli wszyscy, którzy otrzymali list. Ciekawe czy już zdążyli go przeczytać. Ciekawe co teraz o tym wszystkim myślą. Mają mnie za egoistkę?
-Jak śmieliście tu przyjść! To przez was ona nie żyje! To wy ją zabiliście!-krzyczała moja mama podchodząc do grupki moich znajomych.
Widziałam jak tata próbuje ją uspokoić. Była cała roztrzęsiona. Nie chciałam na to patrzeć, dlatego odeszłam. Chociaż czułam, że to z mojej winy. Bo to przecież ja stchórzyłam i się zabiłam.
Po zakończonej ceremonii, każdy rozszedł się w swoją stronę. Mi coś podpowiadało żebym poszła za swoimi rodzicami.
Patrzę na nich jak siedzą w kuchni przy kartce. To chyba mój list. Mają wyrzuty sumienia? Podchodzę bliżej i widzę łzy na ich policzkach. Nawet na mamy. Szybko przypomniała sobie, że miała córkę.
-Boże, co my zrobiliśmy- słyszę jej głos.
Czuję, że serce szybciej mi bije. Czy to możliwe? Skoro nie żyje..
-Teraz już za późno, by się nad tym zastanawiać- odpowiada jej tata, chwytając jej dłoń.
-To moja wina. Nie dałam jej wsparcia. Powinnam przy niej być- mama zaczyna bardziej płakać.
Nie mogę na to patrzeć, więc wychodzę. Zostawiam ich samych. Idę do mojego starego pokoju. Nic się tu nie zmieniło. Nie chcieli nic zmieniać? Może w głębi serca tęsknili? Idę dalej przez dom, wspominając chwilę z nim spędzone. Gdy jestem przy salonie, waham się. Wdycham głośniej powietrze i pokonuje dystans dzielący mnie do wejścia. Tu też nic się zmieniło. Siadam na kanapie i przymykam oczy. Ale wspomnienia nie wracają. Zastanawiam się przez chwilę. Teraz chyba nic już nie czuję, tylko mogę obserwować. Dlatego zpowrotem wracam do kuchni. Rodzice nadal siedzieli przy stole. Nie widziałam sensu by tu dłużej być. Wydaje mi się, że się wszystkiego dowiedziałam. W pewnym sensie im zależało...
Nie wiedziałam co mogę ze sobą zrobić, dlatego odpowiedź była oczywista. Poszłam do mojego lasu. Standardowo usiadłam na ławce na przeciwko fontanny. Listu nie było. To też dało mi wiele do myślenia. Istniał czy może zabrał ją ktoś inny? Minęło dopiero kilka minut a ja czułam się jakby minęło kilka godzin. Czas leciał strasznie wolno przez co nie wiedziałam co robić. Nie wiedziałam po co tu jestem. Może skoro umysł podpowiedział mi, żeby iść za rodzicami powinnam iść do każdej osoby, która dostała list? Po rodzicach był Peter. A później? O kim pisałam? Chyba o klubie samobójców, czyli Rosalie. Ale najpierw pójdę do samego miejsca. Jestem ciekawa czy coś się zmieniło od ostatniego razu.
Po wejściu do klubu poszłam od razu do piwnicy. Znalazłam pokój w którym byłam i podeszłam do ściany. Nie było moich inicjałów. Dlaczego? Wszystkich innych były. Nic się nie zmieniło. Tylko nie moje. Jakbym wcale nie istniała. Ktoś z moich bliskich przyszedł, by to zamalować?
Czas odwiedzić Rosalie. Z tego miejsca nic się nie dowiem.
Niesamowite było to, że mogłam znaleźć się w każdym miejscu, a inni nie zdawali sobie sprawy z mojej obecności. Rosalie siedziała w pokoju na swoim łóżku. Wyglądała okropnie. Miała podkrążone, zaczerwienione oczy. Prawdopodobnie od płaczu. Włosy w nieładzie i jakieś luźne ubrania. To z mojego powodu jest w takim stanie? Wcześniej też miała chyba depresję. Rosalie podniosła się z łóżka i skierowała się do drzwi. Wyszła z domu. Zatrzymała się dopiero na cmentarzu przy moim grobie.
-Przepraszam, to moja wina. To przeze mnie postanowiłaś się zabić.- słyszałam jak łamie jej się głos.
Podeszłam bliżej, bacznie obserwując.
-Wiem, że żadne słowa niczego nie zmienią, bo Ciebie już nie ma. Ale wiedz, że naprawdę żałuję. Masz rację czułam się źle i chciałam wiedzieć, że nie jestem jedyna. To było nie fair.
Rosalie zaczęła po cichu łkać. Nic nie mogłam zrobić, po prostu czekałam i słuchałam jej dalej.
-Mam ogromne wyrzuty sumienia. Sama nie wiem jak mogłam Ci to zrobić. Trzymałyśmy się a ja Cię zabiłam. Jak mam z tym żyć?
Co? Proszę, nie.
-Nie potrafię przestać o tym myśleć. Śni mi się to po nocach, w dzień też to wszystko wraca. Nie wiem jak uwolnić od tego myśli. To tak cholernie trudne. Nie mam na to siły. Przepraszam Cię. Wiem, że te słowa nie wiele zmienią. Jestem potworem. Chciałam podejść i przeprosić Twoich rodziców, ale nie byłam w stanie. Wiedziałam, że słowa nic by tu nie zmieniły.
Słuchało mi się tego coraz trudniej, chciałam stamtąd uciec. Ale zostałam w miejscu. Stałam i się przypatrywałam.
Rosalie zrobiła chwilę przerwy i zaczęła wpatrywać się w ziemię.
-Naprawdę nie wiem jak mam z tym żyć. Twoja mama, Ryan mają rację to my zawiniliśmy. Chcę ponieść tego konsekwencje. Bo ty nie zasłużyłaś na takie potraktowanie. Wiedziałam, że jesteś samotna i słaba. Byłaś najlepszym celem. Nie przewidziałam, że zajdzie to tak daleko.
Dziewczyna przetarła oczy i wstała.
-Do zobaczenia- powiedziała i odeszła.
Poszłam za nią. Cały czas czułam, że to z nią mam być.
Znowu znajdowałam się w domu Rosalie. Sprzątała właśnie swój pokój, wszystko dokładnie układając. Coś mi to przypomniało. Po skończonej pracy usiadła przy biurku wyciągając kartkę i długopis. Po dłużej chwili zaczęła coś pisać. Ustałam nad nią by móc zobaczyć treść.
Przepraszam,
Za to, że byłam słaba.
Popełniłam wiele błędów.
Ostatni był najgorszy.
Nie potrafię z tym żyć.
Czuję się sama.
Mam wrażenie, że wszyscy patrzą na mnie jak na morderczynie.
Mają rację.
To ja ją zabiłam.
Wykorzystałam ją, po czym zostawiłam z tym wszystkim samą.
Może gdybym była jej przyjaciółka, nie doszło by do tego.
Wiem, że to moja wina.
Nikt nie musi mi mówić, że jest inaczej.
Wiem, że to egoistyczne ale nie umiem i nie chce z tym żyć.
Nie zasługuje na to życie.
Muszę ponieść konsekwencje tego co zrobiłam.
Wiem, że to nie jest dobre rozwiązanie.
Ale inaczej nie potrafię.
Chciałabym pójść, przeprosić ich bliskich.
Jakoś to zrekompensować.
Ale wiem, że w tej sytuacji żadne słowa i czyny nie pomogą.
Przepraszam, że to teraz wy będziecie musieli chodzić na mój grób... Chociaż czy zatęsknicie?
Miałam wszystko prawda? Pieniądze, znajomych, super imprezy. Czego chciej więcej.
Szkoda tylko, że nie miałam rodziców..
Nie potrafię inaczej.
Wasza córka.
Ross.
Przełknęłam głośniej ślinę. Spojrzałam na dziewczynę. Poszła na dół do kuchni położyć list. Nikogo nie było w domu. Nikt nie mógł jej uratować. Umrze samotna...
Widziałam jak bierze leki popijając je alkoholem. Chciałam coś zrobić. Wykrzyczeć jej, że to nie jej wina, że nie żyje. Chciałam krzyczeć, że to i wyłącznie moja decyzja, że nikt nie mógł nic zmienić. Bo to ja nie chciałam żyć. Jedyne co mogłam robić to stać i na to patrzeć. Podeszłam do niej, dotykając jej rękę. Podniosła wzrok w miejsce gdzie byłam. To była ostatnia rzecz, która zrobiła...
Widziałam później jak znajdują ją rodzice, jak próbują walczyć o jej życie. Później karetka i czarny worek.
Nie czułam nic. Nie potrafiłam myśleć o ich bólu. Nie było nic. Tylko jedna myśl. To Twoja wina. To była moja wina. To ja napisałam ten głupi list. To przeze mnie czuła wyrzutu sumienia.
Zrozumiałam to za późno, to nie była ich wina. To ja nie chciałam żyć i nikt nie mógł tego zmienić. To tylko moja decyzja. Dlaczego o tym nie napisałam w tym cholernym liście...
Chciałam uciec. Chciałam, żeby to się skończyło. Jak długo jeszcze będę na to wszystko patrzeć? Skoro i tak nie mogę naprawić swoich błędów, już nic nie mogę zrobić... Więc po co to wszystko? Bóg chce żebym wiedziała jakie mój czyn poniósł za sobą konsekwencje? Co z resztą? Też sobie tak nie radzą? Musiałam to sprawdzić.
Poszłam do Davida. Zastałam go w salonie przy telewizorze, siedział na kanapie i pił piwo. Na stoliku zauważyłam już kilka pustych butelek. Od kiedy pije? Nigdy nie popierał alkoholu a teraz? To też moja wina? Zasłużył na to prawda?
Nie. Wiem, że nikt na to nie zasłużył. Do samego końca myślałam tylko o sobie. Zniszczyłam im wszystkich życie.
Przeszłam się po domu Davida. Dostrzegłam, że już nigdzie nie ma zdjęć z Corą. Czyżby zerwali? W sypialni natomiast zauważyłam nasze wspólne zdjęcie. Zrobiliśmy tylko jedno, wtedy nad morzem. Uśmiechnęłam się do siebie. Kochał mnie? Ale jakie to ma teraz znaczenie. Westchnęłam i poszłam zpowrotem do salonu. Spojrzałam na niego i pokreciłam głową. Powinien być teraz w pracy, pomagać innym ludziom a nie siedzieć bezczynni i pogrążać się w alkoholu. Ale wiem, że to przeze mnie, tylko nie wiedziałam czy da się to jakoś naprawić.
Tego dnia kolejna osoba odwiedziła mój grób. David usiadł i cały czas milczał. Dopiero po około 20 minutach ciszy odezwał się.
-Miałaś rację, nie nadaje się na psychologa. Nie potrafię pomagać innym ludziom. Tylko ich krzywdzę.- wziął głębszy oddech.- Ciebie skrzywdziłem. Potrzebowałaś mnie a ja Ci nie pomogłem. Zawsze będę o Tobie pamiętać i zrobię wszystko, żeby Ci to wynagrodzić. Będę lepszym człowiekiem dla Ciebie.
Wysłuchałam kilku zdań i zostawiłam go samego. Wiedziałam, że David sobie poradzi. Był silny. Może i miał wyrzuty sumienia, złapał go dół ale wiedziałam, że się nie podda. Nie był tym typem człowieka. On zawsze widział rozwiązanie.
Chciałam się dowiedzieć, co muszę zrobić żeby wrócić. Ale gdzie? Chcę tylko żeby to się skończyło. To całe zawieszenie. Jaki jest w tym cel?
Zrezygnowana poszłam do jaskini z moich snów jak i później rzeczywistości. Nie wiem dlaczego, tam poszłam. Po prostu czułam, że to tam właśnie powinnam być.
Niepewnie weszłam do jaskini, ale na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być w porządku. Podeszłam do jeziorka, klękając przy nim. Na tafli, zobaczyłam jakieś litery ale nie byłam w stanie poskładać ich w całość. Skupiłam się bardziej. To odbicie lustrzane. Wstałam i rozejrzałam się. Na ścianach jaskini znajdowały się jakieś napisy.
"Nie pozwól im zapomnieć".
Komu miałam nie pozwolić zapomnieć? Byłam pewna, że słowa kierowane są do mnie, ale nie wiedziałam co oznaczają, czy mają jakiś większy sens.
"To coś więcej, niż sen".
"Istnieje tylko to co widzisz".
Istnieje tylko to co widzę. Czy to oznacza, że każda sytuacja mogła się zdarzyć? Jak to możliwe?
"Niech wszyscy wiedzą kim jesteś".
Ale kim jestem? Jak mam komuś cokolwiek udowodnić skoro nie żyje? Jak mam się z nimi skontaktować?
"Staną się wiele gorsze rzeczy, to dopiero początek".
Czego początek? O co z tym wszystkim chodzi? Czy ktoś jest w stanie mi to wytłumaczyć? Co mam robić?
Przymknęłam oczy szukając jakiegoś rozwiązania. Gdy je znowu otworzyłam przede mną stał Sebastian z Peterem. Czy po śmierci też można mieć omamy?
-To nie możliwe- szepnęłam.
-Nie zapomnij- powiedział Sebastian.
-I nie pozwól im wszystkim zapomnieć- dodał Peter.
-Co? Ale o co chodzi?- spytałam patrząc na nich uważnie.
Żaden z nich nie odpowiedział na moje pytanie. Tylko kontynuowali swoje wypowiedzi.
-To coś więcej niż sen.
-Istnieje tylko to co widzisz.
-Proszę wytłumaczcie mi co mam robić-powiedziałam łapiąc się za włosy.
-To już ten czas- usłyszałam.
-Pamiętaj.
-Jak mam stąd odejść?- spytałam.
Znowu nie dostałam odpowiedzi.
Sebastian tylko wskazał ręką w jakimś kierunku. Odwróciłam się w tamtą stronę. Było tam jakieś przejście. Skąd się wzięło? Jestem pewna, że wcześniej tu nic nie było. Poszłam w tamtą stronę. Spojrzałam jeszcze raz na Sebastiana i Petera. W tym samym czasie kiwnęli głowami. Rozejrzałam się po raz ostatni po jaskini i przekroczyłam próg przejścia.
Oślepiło mnie jasne światło a w głowie pojawił się pisk. Zaczęłam ciężej oddychać, czułam jak wszystko wokół wiruje ale nie mogłam się niczego złapać. Pisk stawał się coraz głośniejszy a ja czułam, że tracę świadomość.
Otworzyłam oczy dopiero po kilku minutach. Leżałam w łóżku, okryta białą pościelą. Nade mną była lampa, a wokół mnie jakieś maszyny.
To szpital. Jakim cudem się tu znalazłam? Nagle do pomieszczenia weszli moi rodzice wraz z lekarzem.
Chciałam coś powiedzieć ale ból gardła na to mi nie pozwolił. Mama podeszła do mnie i chwyciła za rękę.
-W końcu się obudziłaś, już myśleliśmy, że nigdy to nie nadejdzie.
-W końcu?-wyszeptałam ledwo słyszalnie.
Mimo wszystko, do nich dotarły moje słowa.
-Byłaś w śpiączce przez ponad pół roku-powiedział lekarz, sprawdzając parametry na maszynie.
-Jak to?
-Nic nie pamiętasz?- spytał tata.- Miałaś wypadek. Przechodziłaś przez pasy. Potrącił Cię jakiś facet. Na szczęście już po wszystkim.
Co? Co tu się dzieje? Przecież, te wszystkie zdarzenia.
-A Sebastian?-szepnęłam.
-Ma się dobrze, później też na pewno Cię odwiedzi.
Jak to możliwe? Przecież pamiętam wszystko tak dokładnie, to nie mógł być sen w śpiączce. Jestem pewna, że to wszystko się wydarzyło. Przymknęłam oczy, a spod powiek wyleciało mi kilka łez.
-Skarbie, co się dzieje?- spytała moja mama.
-Po prostu, nie mogę w to uwierzyć. Muszę odpocząć.
-To dobry pomysł, powinnaś teraz dużo odpoczywać- poparł mnie lekarz.
Gdy byli już przy drzwiach, zatrzymałam ich pytaniem.
-Ile mam lat?
-17.
17? Czy to oznacza, że to jeszcze się nie wydarzyło?
Wszyscy wyszli a ja zostałam sama ze swoimi myślami. Co tu się działo? Mam 17 lat, a to by oznaczało, że moje wspomnienia są nie prawdziwe. Więc dlaczego są tak dokładne? Po raz kolejny usłyszałam otwierające się drzwi. Stał w nich Peter.
-Nie wszystko to sen, tylko im o tym przypomnij.
CZYTASZ
W Cieniu Snu
JugendliteraturSen czy jawa? Nastoletnia Liliana nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie, jak i na wiele innych, które robią mętlik w jej głowie. Schizofrenia, depresja, trudne wybory to nie jedyne jej zmartwienia. Czy uda jej się wygrać? Wydaje Ci się, że znas...