Rozdział 1
-Wstawaj, musimy wychodzić- usłyszałam i poczułam dotyk na ramieniu.
-Jeszcze pięć minut-powiedziałam, po czym schowałam twarz w poduszkę.
-Nie ma czasu, czekam na dole.
Powolnie podniosłam się z łóżka, przetarłam oczy i spojrzałam na zegarek, była 10. Szybko połączyłam fakty i zdałam sobie sprawę z trzech rzeczy. Dzisiaj jest niedziela, 31 października, rok od śmierci mojego brata. To dzisiaj, po raz pierwszy zobaczę jego grób, po raz pierwszy przeciwstawię się temu co się wtedy wydarzyło. Cały czas mam to wyryte w pamięci, pamiętam każdy nawet najmniejszy szczegół.
Siedziałam na kanapie w salonie i oglądałam jakiś film. Nie zwracałam szczególnie uwagi o czym był bo od rana nie mogłam odpędzić dziwnych myśli. A na dodatek nie całą godzinę temu matka mi wykrzyczała jakim to jestem błędem w jej życiu. Co chwilę pojawiały się nowe obrazy w moim umyśle, przez co z każdą chwilą nienawidziłam ludzi jeszcze bardziej. Nawet nie zauważyłam gdy po jakimś czasie obok mnie ktoś usiadł. Był to Sebastian, mój starszy brat.
-Hej mała, jak się czujesz?
-Nie udawaj, że cię obchodzę- prychnęłam.
-Przecież wiesz, że jesteś dla mnie napr..
-Przestań!- krzyknęłam- Zawsze byłeś ukochanym dzieckiem rodziców. Taki idealny, bez żadnej zmazy. Wiesz co szczerze Cię nienawidzę. Najchętniej zobaczyłabym Cię w grobie!
Po policzku poleciało mi kilka niekontrolowanych łez. Sebastian wyciągnął rękę w moją stronę ale szybko ją odtrąciłam.
-Nie dotykaj mnie- powiedziałam z pogardą, przecierając oczy.
-Proszę uspokój się- powiedział cicho, po czym zamknął mnie w żelaznym uścisku.
Wszystko co wydarzyło się później, to była tylko chwila. Najpierw próbowałam się mu wyrwać, ale gdy to nie pomogło, pomyślałam jak bardzo chciałabym w ręce mieć coś ostrego. I jak na zawołanie poczułam, że trzymam nóż. Co wydarzyło się później było już tylko chwilą usypianego oddechu i ciężkich łez uderzających o posadzkę. Kiedy zdałam sobie sprawę, z tego co się wydarzyło było już za późno...
-Pospiesz się, nie będę dwa razy powtarzać- usłyszałam co spowodowało, że wróciłam do rzeczywistości.
Wstałam z łóżka, podeszłam do szafy, by wybrać dzisiejszy ubiór. Sięgnęłam po czarną, koronkową sukienkę a z nią powędrowałam do łazienki. Wykonałam poranną rutynę, po czym wróciłam po czarne buty na lekkim obcasie i tego samego koloru kurtkę ze skóry. Gdy zeszłam na dół do kuchni, wszyscy mieszkańcy placówki siedzieli już przy stole. Tak właśnie, mieszkam w domu dziecka. Po tamtej sytuacji rodzice wyrzucili mnie na bruk, a jako iż jestem niepełnoletnia znalazłam się w takiej a nie innej sytuacji. Usiadłam obok Amandy i sięgnęłam po chleb. Po mimo spędzonego tutaj roku, nadal z nikim nie rozmawiałam. Jedyny mój udział społeczny ograniczał się jedzenia wspólnych posiłków.
-Lilianna, pójdziesz na miejsce razem z p. Davidem- powiedziała pani Kate, jedna z opiekunów tego miejsca.
- Jasne- rzuciłam obojętnie.
-O 11 wychodzicie- dodała jeszcze po czym zajęła się rozmową z p. Davidem.
Patrząc obiektywnie, trafił mi dość dobry opiekun. Nigdy na mnie nie naciskał, żebym cokolwiek mówiła, ale to pewnie dlatego, że on praktycznie w ogóle nie mówił. Zresztą, nie ważne. Gdy skończyłam posiłek, razem ze wspomnianym wcześniej opiekunem wyszłam z placówki. Po godzinnej jeździe taksówką, w końcu dotarliśmy na miejsce. Gdy stanęłam przed bramą cmentarza, nagle zapomniałam jak się chodzi. Zastygłam w miejscu, nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu, ni w przód, ni w tył.
-W porządku? Jeśli chcesz możemy chwilę zaczekać- powiedział p. David.
Po woli pokiwałam głową.
-Nie, nie trzeba. Chodźmy- odparłam i podniosłam głowę wysoko do góry, by nie pokazać żadnych słabości.
Gdy już odnaleźliśmy grób Sebastiana, po mimo wszelkich starań kilka samotnych i gorzkich łez zaczęło spływać po moim policzku. Wspomnienia mimowolnie powróciły z ogromną siłą...
Sebastian po niecałych kilku sekundach, zorientował się co trzymam w ręku. Delikatnie się odsunął, po czym szepnął:
-Nie rób tego, bo później będziesz żałować.
-Dlaczego jestem taka beznadziejna?- spytałam powoli a moje łzy nadal płynęły.
-Nie jesteś- powiedział, po czym zrobił, dłuższą przerwę- Jesteś bardzo wartościową osobą.
Po tych słowach wyciągnął dłoń w stronę noża. Spanikowałam i próbowałam zabrać rękę. Sebastian, szarpnął nożem, w taki sposób, że ten rozciął mu krtań. Wydałam z siebie niemy krzyk i widziałam jak wszystko zalewa krew. Kanapę, podłogę, moją bluzkę oraz moją twarz. Po chwili Sebastian spadł na ziemię a ja upadłam na kolana obok niego. Potrząsnęłam jego ramię i z całych sił próbowałam go obudzić. Lecz na próżno, on już nigdy nie otworzył swych zielonych oczu. Łzy ciągle, usilnie leciały po mojej twarzy. Wszystko było takie nieludzkie, co mogłam zrobić? Cały czas rozpaczałam nad jego ciałem, do chwili gdy zobaczyłam, że wszystko wokół mnie płonie...
-Musimy wracać- usłyszałam za swoimi plecami.
Spojrzałam jeszcze raz w stronę grobu i starłam łzy z policzków. Sebastian był jedyną osobą, która traktowała mnie normalnie, jak członka rodziny.
Powoli zaczęłam iść w kierunku wyjścia. W połowie drogi zobaczyłam moich rodziców. Mama podeszła do mnie energicznym krokiem i zaczęła krzyczeć.
- Jakim prawem tu przyszłaś! Nie masz prawa się tu pokazywać!
- To mój brat! Mam takie same prawo jak wy!-odkrzyknęłam.
-Nie masz żadnego prawa! To ty go zabiłaś!
Nagle poczułam rękę na policzku. Poczułam piekący ból, a po chwili w moich oczach pojawiły się łzy. W oczach mojej rodzicielki również zauważyłam błysk ale bardzo szybko zniknął i tylko usłyszałam:
- Nienawidzę Cię, nie jesteś naszą córką.
Po jej słowach zostałam sama. Ruszyłam w kierunku mojego opiekuna, ale nie powiedziałam ani słowa. Gdy wróciliśmy do placówki od razu kroki skierowałam do pokoju. Rzuciłam się na łóżku i zaczęłam po cichutku łkać.
-Nie dotykaj mnie- krzyknęłam.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem potworem, nigdy nie powinnam znaleźć się tak blisko ludzi.
-Jesteś bezpieczna- usłyszałam.
Po tych słowach trochę się uspokoiłam w momencie gdy rozpoznałam do kogo należy głos. Jednak gdy poczułam delikatny dotyk na mojej skórze, zaczęłam drżeć.
-Nie, proszę, nie- powiedziałam przez łzy, a po chwili wszystko stało w ogniu.
- Nie zabijaj mnie!- usłyszałam krzyk.
Tylko nie to- pomyślałam.
-Proszę, uwolnij mnie, błagam- szepnęłam cicho.
Po chwili poczułam okropny ból brzucha i zobaczyłam krew. Z każdą chwilą byłam coraz słabsza a wszystko wokół mnie było jeszcze bardziej pogrążone w ogniu. Cały czas czułam czyjś dotyk na swoim ciele i dlatego zaczęłam się szarpać. Zaczęłam krzyczeć na ile pozwolił mi ból, a łzy nadal żewnie spływały po moich policzkach. Byłam tak bardzo bezsilna. Napiełam całe swoje ciało i zaczęłam mocno wymachiwać rękami i nogami.
-Cii, spokojnie, już wszystko dobrze- usłyszałam i poczułam delikatne potrząsanie moim ramieniem. Gwałtownie otworzyłam oczy.
- To tylko zły sen.
Obok mojego łóżka stał p. David. Więc, tak to był tylko sen, tylko zły koszmar. Przetarłam oczy i próbowałam zapanować na oddechem by zaczął być miarowy.
-W porządku? Wystraszyłaś połowę placówki- powiedział i delikatnie się uśmiechnął.
- Tak, przepraszam, to tylko koszmar- powiedziałam i spojrzałam na opiekuna.
-Za 10 minut jest obiad, więc już wstawaj- rzucił jeszcze po czym wyszedł z mojego pokoju.
Po zjedzonym posiłku, poszłam z spowrotem do pokoju, po czym włączyłam serial by zabić czas. Po kilku godzinach poszłam do łazienki, by wziąć prysznic. Postanowiłam że nie zejdę na kolację bo najzwyczajniej na świecie nie miałam ochoty na rozmowę z ludźmi. Nie żebym kiedykolwiek z nimi rozmawiała, przeważnie po prostu zaszczycam ich swoją obecnością ale nic więcej. Spojrzałam w lustro i zauważyłam, lekko siny policzek. Nigdy nie będzie normalnie- pomyślałam. Zdjęłam ciuchy i weszłam pod prysznic by rozkoszować się przyjemną kąpielą. Gdy skończyłam tę czynność, umyłam zęby i poszłam do łóżka by oddać się w objęcia Morfeusza.
Pierwszy raz od dawna przetrwałam całą noc bez jakiegokolwiek koszmaru.
W poniedziałek, przebudziłam się o 6.30 wraz z dzwoniącym budzikiem. Zdałam sobie sprawę, że czeka mnie kolejny męczący dzień w szkole. Wykonałam poranną rutynę w łazience, ubrałam rzeczy wyjściowe i poszłam zjeść śniadanie.
-Smacznego- rzuciłam w stronę ludzi, którzy byli już na śniadaniu. Zbyt szczególnie nie spieszyłam się z jedzeniem, ponieważ i tak nie miałam zamiaru iść na pierwszą godzinę lekcyjną. Była nią matematyka, której szczerze nienawidziłam, a skoro miałam już pięć jedynek to kolejna nie była mi do niczego potrzebna. O godzinie 8.10 p. Kate weszła do kuchni, spojrzała na mnie po czym spytała:
-Nie masz dzisiaj na 8?
-No mam.
-To co ty tu jeszcze robisz?- delikatnie podniosła głos.
Zmrużyłam oczy, po czym zmierzyłam ją od stóp do głów. Po chwili obojętnie odparłam.
- Po pierwsze jem śniadanie. A po drugie zaspałam więc pójdę na druga lekcje.
-To się lepiej pospiesz, żebyś zdążyła chociaż na drugą. I po raz ostatni przyjmuje od Ciebie taką wiadomość.
Prychnęłam na jej słowa po czym wstałam od stołu i powędrowałam do swojego pokoju. Wzięłam kurtkę i torbę i opuściłam placówkę by udać się do mojego ulubionego miejsca. Czujecie ten sarkazm? Gdy przekroczyłam próg szkoły i znalazłam się na korytarzu, kilka spojrzeń ludzi z mojej klasy podążyło za mną. Tak, też się za wami stęskniłam- pomyślałam. Podeszłam do mojej jedynej przyjaciółki.
-Hej- powiedziałam, po czym złożyłam pocałunek na jej policzku, chociaż bardziej to było tylko delikatne muśnięcie.
Zawsze gdy tylko mogłam, starałam się unikać jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. A wszystko zaczęło się gdy... Nie! Stop! Nie mogę cały czas o tym myśleć. Muszę w końcu się skupić na tym co tu i teraz, dlatego też pogrążyłam się w rozmowie z przyjaciółką. Gdy tylko zabrzmiał dzwonek skierowałam się z Corą w stronę sali od języka polskiego. Weszłyśmy do klasy, a chwilę po nas pani pedagog. Zaczęła coś tam mówić, że chce nas prosić o wypełnienie ankiety. Zbytnio nie uszczęśliwiła mnie ta nowina, ale był jeden plus. Bynajmniej minie trochę lekcji.
1. Dlaczego chodzisz do szkoły?
Bo mi każą?
2. Dlaczego warto mieć przyjaciół?
By egzystować z kimś obok.
3. Jak najlepiej spędzać czas? (Najlepiej dwa zdania)
Przespać go.
4. Jakie masz plany po liceum?
Nie mam, bo nie zdam z matmy:)
5. Co może pomóc, by w szkole była lepsza atmosfera?
Brak lekcji.
6. O jakich zajęciach dodatkowych chciałbyś usłyszeć w szkole?
O przerwach.
Nie mam pojecia kto wymyślił tę ankietę ale pytania były co najmniej beznadziejne. Po kilku minutach pani zebrała od wszystkich odpowiedzi, a pani od polskiego zaczęła nóżący wykład. Co pięć sekund sprawdzałam zegarek modląc się o przerwę. A najgorsze było to, że to dopiero początek tego cudownego dnia w szkole.
Po dwóch godzinach polskiego, miałam godzinę wychowawczą. Pan wychowawca jak zwykle czepiał się o moją frekwencję, mówiąc że w tym wieku powinnam już wiedzieć co jest ważne.
-Również radził bym Ci zacząć poprawiać oceny- powiedział.
-Za tego co wiem, to nie jest pan moim ojcem- odpowiedziałam, wlewając w moją wypowiedź dość dużą ilość jadu.
-Ale jestem Twoim wychowawcą i nie mam zamiaru się za Ciebie wstydzić. Więc z łaski swojej zabierz się za prace!- krzyknął.
Przewróciłam oczami po czym po cichu burknęłam:
-Idiota
- Coś mówiłaś?
-Żeby się pan tak nie denerwował, po złość urodzie szkodzi. Chociaż, widzę że panu to raczej już nic nie zaszkodzi- powiedziałam zjadliwie.
-Wynos się do dyrektora- ryknął na mnie i uderzył dłonią o blat biurka.
Podniosłam się z krzesła i spakowałam swoje rzeczy, po czym wyszłam z klasy. Oczywiście do dyrektora nie poszłam, bo tam widzieli mnie zbyt często. Na pozostałe lekcje również postanowiłam nie iść, dlatego wyszłam ze szkoły i poszłam w kierunku lasu. Odkąd pamiętam, uwielbiałam szwendać się po lasach. Panowała tam idealna harmonia, subtelna cisza a przede wszystkim mogłam być zupełnie sama. Delikatny szum liści na wietrze dodawał temu miejscu spokój. Nic nie było chaotyczne, każdy nawet najmniejszy hałas miał zupełnie inny wydźwięk, wszystko idealne, jakby bez żadnej skazy. Nieokreślony urok, wyjątkowość w każdym miejscu. Nie ważne jak często bym tu przychodziła, nigdy to miejsce mnie nie znudzi. Mało kto o tym wie ale mniej więcej po środku lasu znajdowała się fontanna. Co prawda od wielu lat nie działająca ale to tam uwielbiałam przebywać. Usiadłam na jednej z drewnianych ławek u wsłuchałam się w śpiew ptaków latających nad moją głową. Pierwszy raz znalazłam się tutaj dzięki mojemu bratu, to on mnie tutaj zabrał a tym samym ukazał prawdziwe piękno i harmonię natury. Pamiętam ten dzień, dość dokładnie. Chociaż kilka zdarzeń z tamtego dnia postanowiłam usunąć z mojej pamięci. Sebastian powiedział mi, żebym przychodziła tu za każdym razem gdy będę potrzebować odosobnienia. Gdy będę chciała coś przemyśleć, o czymś zapomnieć. Przez pierwsze trzy miesiące od jego śmierci przychodziłam tu dzień w dzień. Ale nawet tak cudowne miejsce nie było wstanie zagłuszyć poczucia winy. Moje sumienie cały czas mówiło mi, że to ja jestem winna za to co się wydarzyło. Natomiast umysł próbował zwalić winę na niego. Walka umysłu z sercem. Dobra ze złem. Boga z szatanem. Czy mogę za jego życie sprzedać duszę diabłu? Czy ktokolwiek zagłuszy moje winy? Setki myśli, zjeżdżających na tysiąc nowych, dziwnych dróg. Przestań myśleć głupia kretynko- pomyślałam po czym odpędziłam wszystko co tkwiło w mojej głowie. Znowu był tylko las i stara fontanna. A po chwili głos:
-Nie sądziłem, że kiedykolwiek Cię tu jeszcze zobaczę.
CZYTASZ
W Cieniu Snu
Teen FictionSen czy jawa? Nastoletnia Liliana nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie, jak i na wiele innych, które robią mętlik w jej głowie. Schizofrenia, depresja, trudne wybory to nie jedyne jej zmartwienia. Czy uda jej się wygrać? Wydaje Ci się, że znas...