Rozdział 10

2 4 0
                                    

Czego najbardziej się boisz? Proste pytanie? Zgadza się, ale odpowiedź nie daje satysfakcji. Zawsze myślałam, że jeśli pytanie jest łatwe, to odpowiedź będzie taka sama. Przekonałam się, że nic nie jest proste. Dlaczego? Ponieważ sami pozwalamy na to aby życie było zawiłe. Dlatego udzielę prostej odpowiedzi. Zacznijmy od nowa. Czego się najbardziej boisz? Błędów. Dlaczego? Ponieważ wystarczy jedna zła decyzja a cały świat może runąć. Pesymistyczny punkt widzenia? Okey, podejście numer trzy. Czego się najbardziej boisz? Błędów. Dlaczego? Bo nie mam pewności, że nie popełnię tego samego błędu jeszcze raz... Nadal pesymistycznie? Wytłumaczę.
Każdy człowiek dąży do idealności. Próbujemy sprostać oczekiwaniom, które stawiają nam inni ludzie. Błąd. Sami je sobie stawiamy. Znowu, dlaczego? Dlatego, że łatwo popadamy w samo niezadowolenie. Staramy się, coś udawadniać bo sami nie jesteśmy w stanie zaakceptować siebie. Liczymy, że ktoś uwierzy w nas, a wtedy my pokochamy siebie. Znowu błąd. Wiesz dlaczego? Ponieważ, jeśli to ty uwierzysz w siebie to inni też uwierzą. Nie poddawaj się, nawet gdy nie ma nikogo obok, dąż do swoich marzeń i celów nawet jeśli droga nie jest przychylna. Wiesz dlaczego? Bo to co najtrudniej zdobyć, najlepiej smakuje. Ładnie to wszystko brzmi? Jak dla mnie nie najgorzej. Ale zapomnij o tym wszystkim. Dlaczego? Uwierz, kiedyś sam zrozumiesz.
Lubiłam zastanawiać się nad trudnymi rzeczami. Czy to pomaga? Chyba powiem jak mój psycholog. Nie, bo sama nie chcę zmian.
Powinnam wziąć swoje nowe leki, które biorę już od jakiegoś czasu. Ale jakoś nie mam na to ochoty. Zamiast w buzi lądują we śmietniku. A ja znowu idę do miejsca gdzie wszystko się zaczęło.
Powoli siadam na ławce przymykając oczy. Mija minuta i kolejne, chyba nawet godzina. Ale nic się nie dzieje. Wstaje ospale z ławki, zastanawiając się gdzie stawiać kroki. W końcu podejmuje decyzję. Idę w stronę jaskini. Podróż jest długa, ale nie zamierzam rezygnować. Gdy jestem na miejscu zaczynam się wahać. Na pewno tego chcę? Nie wykluczone. Stawiam pierwsze kroki w jaskini. Nic się nie zmieniło, ale tutaj też nikogo nie ma. Zmęczona kucam przy jeziorku i chowam twarz w dłonie.
-Dlaczego?- pytam.
Ale nie dostaje żadnej odpowiedzi. Zaczynam czuć podenerwowanie. Wstaje szybko i podchodzę do ściany, uderzając w nią dłonią. Widzę jak po mojej pięści, spada kilka kropel świeżej krwi. Ale ból w niczym nie przeszkadza. Powtarzam czynność kilka razy. W końcu wyczerpana upadam na podłogę a z moich oczu wydobywają się łzy.
-Dlaczego teraz Cię nie ma?- pytam, będąc w totalnej rozsypce.
-Proszę, pokaż mi się.
Rozglądam się, ale nadal wszędzie pustka. Przymykam oczy. Co robić? Jeszcze 12 dni. Teraz wiem, że nic się nie zmieni...
W głowie pojawia się głos, że mam to na własne życzenie. Zgadzać się z nim? Chyba nie mam wyboru. Sama wszystkich odtrąciłam, więc nikt nie może mnie uratować. Ale drugi głos zaczyna się kłócić. To David Cię odtrącił. A polegałaś tylko na nim.
Pierwszy znowu na prowadzeniu. Osobę, która szczerze Cię kochała porzuciłaś dla gościa, który się Tobą nie interesował. Wybłagałaś jego uczucie. Drugi głos nie odbija piłeczki. Czy to oznacza, że się z nim zgadza?
Na prawdę wybłagałam to wszystko. Nie. Przestań, głupi głosie. To było coś szczerego, nie możesz mnie okłamywać! Szczerego? Zerwał by z nią. Jesteś tylko zabawką. Stop! Nie chcę tego słuchać! Nigdy by mi tego nie zrobił. Nie jest tym typem faceta. Przecież gdy ratował mnie z pierwszej imprezy nie miał jeszcze dziewczyny. To wtedy już zaczęło się coś między nami dziać. Naiwna. Jak długo będziesz go usprawiedliwiać? Może zmieńmy temat, teraz to nie ma znaczenia.
Jaki jest sens życia? Zależy o co pytasz. Może inaczej dla każdego to coś innego. A dla mnie? Po co szukać sensu? Życie po prostu należy przeżyć? Prawda? Jeśli wiesz jaki jest sens, łatwiej je przeżyć. Muszę się zgodzić. Znowu nie właściwy temat.
Nowy lepszy. Jak spojrzeć mu w oczy? Pomiędzy psychologiem a pacjentem nie powinno nic być. Tylko dlaczego pomyślałam o tym dopiero teraz? Okey, postanowione. Zakończę z nim wszystko. Nie jest jedynym psychologiem. Z nim czy bez niego, wygram. 12 dni. Obija mi się to w głowie. To dużo czy mało? Zgubiłam rachubę. Chyba dużo, ciągnie się to wszystko. Tylko co dalej? Co po tych 12 dniach? Zacząć znowu od nowa? To chyba nie jest nic złego. Przepraszam, nie mogę pozbierać myśli.

W Cieniu Snu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz