Rozdział 12

3 4 0
                                    

Ostatni dzień, stał się najgorszym. Czułam się wypruta z emocji. Nie miałam siły na płacz, na cokolwiek. Miałam ochotę krzyczeć z bólu, wściekłości, zdrady ale żaden dźwięk nie był w stanie wyjść mi z gardła. Czułam się tak jakbym straciła kontrolę nad własnym ciałem. Tak jakbym nie była zdolna już do jakichkolwiek uczuć. I mimo złości która ogarniała moje ciało ja pozostawałam bierna. Powinnam im wykrzyczeć prosto w twarz co o nich myślę. Ale na to też nie miałam siły. A może odwagi? Bo w głębi serca czułam, że sama nie jestem bez winy. Bezsilna siedziałam na krześle przy biurku, zastanawiając się nad kolejnym krokiem. Podjęłam decyzję przez którą czułam rozczarowanie myśląc o wczorajszym dniu. Wczoraj wszystko zaczęło wydawać się łatwe, a dzisiaj? Ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. I mimo, że wiedziałam że świat nie jest idealny cały czas miałam nadzieję, że może jest coś więcej poza cierpieniem. Niestety życie pokazało mi, że nie. Wydaje mi się, że powinnam być na to gotowa. A jednak, byłam na tyle naiwna by uwierzyć, że zasługuje na szczęście, po tym wszystkim co przeszłam. Bez przerwy zestawiałam ze sobą dwa dni. Ten wczorajszy i ten dzisiejszy. Nie potrafiłam zdecydować, który odgrywa większą rolę. Zastanowię się później. Ale głos w głowie podpowiada, że już od dawna znam odpowiedź. Wydaje mi się, że tak. Powinno być to takie proste, ale wszystko jest wyjątkowo nie oczywiste. Wczoraj uświadomiłam sobie, że nie na wszystko mamy wpływ. Dzisiaj też powinnam o tym pamiętać...
Nie sądziłam, że usiądę po raz kolejny do mojego listu. Po tych zdarzeniach musiałam opisać do końca moją historię. Dlatego zacznijmy, teraz naprawdę pisze to ostatni raz. Ostatnia spowiedź. To przyszło mi na myśl, dlatego na początek wstawiłam taki nagłówek. Czas zakończyć tą opowieść.
Najlepsza przyjaciółko, piszę do Ciebie jeszcze raz. Mam wrażenie, że znałyśmy się od zawsze. Byłaś przy mnie zawsze, aż do pewnego momentu. Teraz już połączyłam fakty. Odkąd miałaś chłopaka, nie potrzebowałaś już przyjaciółki. Czułam ogromne wyrzuty sumienia, gdy zaczynało dziać się coś między mną a Davidem. Mimo to nie zatrzymałam się. Czułam, że potrzebuje tej relacji. Mówią, że karma wraca i chyba do mnie moja wróciła. Wiem o tym. Tylko wiesz co nie sądziłam, że coś co uratowało mi życie, mogłoby zabić mnie w jeszcze bardziej brutalny sposób. Zastanawiasz się dlaczego bardziej brutalny? Odebraliście mi honor i godność. Wiesz jak to jest się tak czuć? Mam wrażenie, że dopiero dzisiaj poznałam co znaczy prawdziwy ból. Kiedy serce pęka, ale ty nie masz już siły nawet na płacz. Czy czuje się rozczarowana? Poniekąd to z mojej winy. Ale wiesz co, dziwię Ci się. Jak mogłaś na to patrzeć. Wiedziałaś dużo wcześniej, że David wykorzysta moje uczucia ale nic z tym nie zrobiłaś. Pozwoliłaś na to by złamał moje serce. Też twierdzisz, że w ten sposób mógł mnie ocalić? Dając głupią nadzieję? Nawet jeśli minąłby tydzień, myślisz że coś by się zmieniło? Gdy z sekundy na sekundę tracisz wszystko. Cały świat Ci się wali na głowę. A ty nie możesz o nic walczyć, bo już przegrałeś. Nie twierdzę, że jestem bez winy. Wiedziałam, że jest w związku, zdjęcia mówiły same za siebie. Ale miałam nadzieję, że dla mnie z Ciebie zrezygnuje. Ale to była intryga. A ty patrzyłaś na to wszystko. Co teraz myślisz? Czujesz satysfakcję, że udało Ci się zniszczyć moje życie? Uważałam Cię za przyjaciółkę, ale gdy tak o tym myślę Ty nigdy nie byłaś dla mnie wyrozumiała. Patrzyłaś tylko na siebie. Gdy próbowałam się zabić, również się nie odezwałaś. Zależało Ci kiedykolwiek na mnie? Bo Twoja śmierć, by mnie dotknęła. Wtedy. Teraz? Już nic nie czuję. Nawet nie wiem kim jesteś teraz w moich oczach. Nie potrafię poskładać tego, zrozumieć. Nie wyszłaś za mną, nie prosiłaś o wybaczenie. Wyciągam wnioski, że chciałaś żebym cierpiała. W pewnym sensie sprawiło Ci to przyjemność. Mam rację? Mówisz sobie, że poczułam się jak ty? Ale ty przecież wiedziałaś. A ja? Mnie karmiono kłamstwami i nadziejami, które miały utrzymać mnie przy życiu. Wiesz co, mam nadzieję, że kiedyś przeżyjesz to samo. Ciekawe co zrobisz. Gdy ktoś w kogo wierzysz wbija ci nóż prosto w serce. Nigdy nie sądziłam, że tak to się skończy. Ale wiesz co, nawet nie jestem zdziwiona. Nadal jesteś moją przyjaciółką? A jeśli tak czy to oznacza, że przyjdziesz na mój pogrzeb? Nie myśl, że tego chcę, bo dla mnie jesteś już nikim. Ale na koniec chcę to odwołać. Nikomu nie życzę, żeby poczuł się jak ja. Nawet komuś takiemu jak ty. Może kiedyś zrozumiesz dlaczego Cię winie. Mimo wszystko podzielmy się winą razem. Razem jest łatwiej pokonać trudności.
David.. Do Ciebie nawet nie wiem jak skierować słowa. Jesteś psychologiem. Czy to oznacza, że wiesz jak się teraz czuję? Co zrobisz z tą świadomością? Ty też nie wyszłeś za mną, a to do końca mnie zabiło. Teraz już nie mam żadnych nadziei. Ostatnia już umarła. Nie liczę na więcej. Ale skoro wszystko potoczyło się w ten sposób chce zacząć od początku. Zaproponowałeś mi pomoc, na początku byłam przeciwna. Nie chciałam czuć się jak wariatka, która potrzebuje pomocy psychologa. Mimo wszystko poszłam do Ciebie. Zabawne było, to jak nie potrafiłeś sobie poradzić. Twoja bezsilność była widoczna na pierwszy rzut oka. Nie mogę przyznać, że pomogłeś mi jako psycholog. Pomogłeś mi zajmując moje myśli. To tylko tyle. Ale wystarczające.
Gdy zadzwoniłam do Ciebie poraz pierwszy pijana, czułam wstyd. Nigdy o tym nie powiedziałam, ale chciałam po prostu usłyszeć Twój głos. Zawsze gdy go słyszałam, czułam się bezpieczniejsza. Tylko nie dzisiejszego dnia. Dzisiejszego dnia Twój głos do teraz odbija się echem w mojej głowie. I nie jest mi z tym dobrze. Sprawia, że szybciej chce skończyć ze sobą. Ale wszystko po kolei, na to przyjdzie jeszcze czas. Już o tym wspominałam. Dzień w którym odwiozłeś mnie z imprezy. Twoje spojrzenie, mówiło tyle. Nie wiedziałam, że jesteś tak dobrym aktorem. Na prawdę Ci uwierzyłam, że coś dla Ciebie znaczę. Ale tamtego dnia po raz pierwszy pomyślałam, że mam u Ciebie szansę, ale gdy Cię dotknęłam nadzieja prysła. Więc znowu czułam się głupio, szczególnie gdy wiedziałam że będę musiała przyjść na spotkanie. Ale gdy się już tam znalazłam, chyba obydwoje zapomnieliśmy o tym zdarzeniu. Przypomniała mi się jeszcze jedna sytuacja. Teraz tak się zastanawiam. Czy uratowanie mnie było dla Ciebie tylko wyzwaniem? Bo gdy powiedziałam, że nie możesz mi pomóc, byłeś cholernie pewny siebie, że ci się uda. Usłyszałam wtedy od Ciebie, że ty nigdy się nie poddajesz. Jak się czujesz z faktem, że jednak przegrałeś. Czy może jednak byłeś na to przygotowany? Wątpię, tacy jak ty, z wysokim ego nienawidzą przegrywać.
I kolejne wspomnienie. Dzień mojej próby samobójczej. Gdy przeczytałaś ten cytat o jednym dniu, pomyślałam że mógłbyś sugerować mi ostatnią część. I usłyszałam ją z Twoich ust, gdy już odpływałam. Mimowolnie pojawił się uśmiech na moich ustach. To nie fair, skoro tak mnie zraniłeś. Wracając, nigdy nie przyznałeś się do tych słów ale widziałam Twoje zawstydzenie. Byłeś zmieszany gdy o tym wspomniałam a to dało mi kolejną nadzieję. Później poinformowałam Cię, że masz 21 dni żeby mnie ocalić. Byłeś pewny, że Ci się uda. Powiedziałeś, że to dużo. Ale gdy zostawało ich coraz mniej sam przestałeś być tego pewny. To dlatego zabrałeś mnie na tą wycieczkę. I pomogło. Zdawało się, że już wygrałeś. Naprawdę byłam z Ciebie dumna. A teraz? Czuję obrzydzenie. Wiesz dlaczego? Bo tak idealnie udawałeś swoje uczucia. Chociaż w małym stopniu Ci na mnie zależało? Chyba nadal chce wierzyć, że to się nie wydarzyło. Pierwszy raz, chciałabym żeby okazało się, że śnie. Ale to się nie stanie. Wiem o tym. Nie ma nie pasujących elementów do rzeczywistości. Wiem, że wszystko przepadło. Zabiłeś mnie drogi Davidzie. Jak będziesz się z tym czuł? Będziesz potrafił spojrzeć w lustro, gdy dowiesz się, że mnie już nie ma? To nieuniknione. Nawet gdybyś teraz przyszedł, nie byłoby szans na uratowanie mnie. Teraz rozumiem, że to jedyna droga. Nie potrzebnie zmarnowałeś swój czas. Powiedziałeś kiedyś, że jesteś psychologiem, że chcesz pomagać ludziom. Więc, zmień metody bo na ten moment Ci to nie wychodzi. Teraz jedyne czym się możesz pochwalić, to tym że udało Ci się mnie zabić do końca. Spokojnie, to nie tylko Twoja zasługa. Nie jestem na tyle głupia by zabić się przez chłopaka. Ale natłok zdarzeń mnie przytłoczył. I czuje, że nie ma odwrotu. Do zobaczenia, kochanie...
Wcześniej napisałam, że miałam dobre życie. Jak szybko można zmienić zdanie. Jeszcze wczoraj nie myślałam, że tak to się zakończy. Przez te wszystkie 21 dni ciągle miałam nadzieję, że komuś uda się mnie uratować. Teraz rozumiem, gdzie popełniłam błąd. Polegałam tylko na innych, a nie na sobie. A teraz jest już za późno. Przyznam szczerze, że chyba się z tym pogodziłam. Teraz już się nawet nie boje. Może to jest mi przeznaczone. Chociaż nie ukrywam nadal mam wrażenie, że to tylko sen i że za chwilę się obudzę. Od dawna nic nie jest realne, ale nauczyłam się z tym żyć. Ale chyba nie wystarczająco by zostać tu sama. Przyznaje, jestem słaba. Przegrałam...
Odłożyłam długopis i dopiero jedna łza spłynęła po moim policzku, gdy uświadomiłam sobie że to koniec. Najpierw jednak musiałam załatwić kilka ostatnich spraw. Pierwsze co zrobiłam to wydrukowałam sześć kopi mojego listu. Po jednym dla każdego. Wyszłam z domu idąc w kierunku poczty. Nadałam listy na właściwe adresy, a z tym dla Davida poszłam w miejsce gdzie tylko go widziałam. Nie znałam jego adresu, nie wiedziałam czy jest prawdziwy. Więc jedyne co mi zostało to pójście do lasu. Zostawiłam kopertę na ławce. Nie dbam o to, że może przeczytać to ktoś inny. Po prostu musiałam to tam zostawić. Jak wszyscy to wszyscy. Nie ma wyjątków. Nie robię tego by czyli się winni ale żeby zrozumieli jaką drogę musiałam przejść. Zanim wróciłam do domu wybrałam się na cmentarz by odwiedzić Sebastiana.
-Hej, przyszłam powiedzieć tylko, że przegrałam. Wiem, że pewnie nie tego chciałeś dla mnie, ale nie widzę już innego rozwiązania. Chce być w końcu szczęśliwa. Może teraz w końcu mi się to uda. Będziesz czekał tam gdzieś na mnie? Chciałabym Cię jeszcze raz spotkać. Chociaż na chwilę... Kolejne złudne nadzieję. Myślałam, że już się nie boje tej decyzji ale im bliżej tym mam większe wrażenie, że nie dam sobie rady. Ale teraz za późno by zrezygnować. Naprawdę nie mam wyboru. Bo jak z tym wszystkim żyć? Da się? Co zrobiłbyś na moim miejscu? Nadal myślę, że to tchórzostwo, ale nigdy nie miałam się za odważną. Boje się żyć. Nie potrafiła bym spojrzeć tym wszystkim ludziom w oczy. Co jeśli, któregoś dnia spotkała bym ich np. w sklepie? Na samą myśl o niektórych osobach, czuje jak pęka mi serce. No cóż to chyba tyle. Czas na mnie- powiedziałam po czym opuściłam cmentarz.

***
Gdy znalazłam się już w domu nadal nie potrafiłam przestać myśleć. Jaka decyzja jest właściwa? Z jednej strony chciałabym udowodnić im wszystkim, że mogę poradzić sobie sama ale z drugiej cały czas jakiś głos mówi mi, że to wszystko nie ma sensu. Następny podpowiada, że za chwilę się obudzę. Że David wcale nie złamał mi serca, że Cora się do tego nie przyczyniła. Karma wraca. Teraz zastanawiam się, czy to za złamanie serca Ryana. Też tak cierpiał? Chyba się nie dowiem, może lepiej. Wyrzuty sumienia są już wystarczające. Chciałabym po prostu uciec od myśli. Niestety to nie możliwe. Jeśli by tak można było to nie wahałam się by tu zostać. Ale nikt nie powiedział, że życie będzie proste. Okey, załatwmy ostatnie formalności.
Postanowiłam posprzątać całe mieszkanie. Podczas tej czynności natknęłam się na stare zdjęcia. Wiele wspomnień powróciło i znowu przez chwilę zapragnęłam żyć. Odłożyłam album i usiadłam zmęczona na łóżko. Rozejrzałam się po pokoju. Chyba nigdy nie było tu tak czystko. Rytuał samobójcy. Zaśmiała się na tą myśl. Czy to naprawdę już koniec? Najwidoczniej, nie chce tego przeciągać. Chociaż ten jeden raz nie mogę stracić odwagi.
Wyszłam z domu ostatni raz dokładnie się rozglądając. To już nowa historia. Poszłam do dobrze znanego mi miejsca. Klub samobójców. To tutaj poznałam ten nie idealny świat. To tu się wszystko zaczęło, więc i tu niech się wszystko skończy. Tym razem bez żadnego alkoholu. Swoje kroki od razu skierowałam do piwnicy. Wyjątkowo było pusto. Weszłam do tego samego pokoju co za pierwszym razem. Na ścianie nadal znajdowały się moje inicjały. Witam z powrotem.
Usiadłam na łóżko wyciągając z szafy żyletki i tabletki. Ostatecznie wybrałam żyletki. Po raz ostatni poczuję ten ból. Przejechałam kilka razy po nadgarstkach, dławiąc się łzami i powietrzem z bólu, który trawił moje ciało. Poczułam szybko przychodzące zmęczenie. Spadłam na podłogę, nawet nie byłam w stanie się podnieść. Nawet nie chciałam próbować. Pozwoliłam, by oczy się zamknęły, tym razem bez nadziei, że ktoś mnie uratuje...

W Cieniu Snu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz