Rozdział 7

1K 55 4
                                    

Ciężko dysząc, oparłam się o najbliżej stojącą ławkę. Postanowiłam, chociaż na chwilę odpocząć. Dlatego usiadłam i wzięłam łyk wody niegazowanej, znajdująca się w nerce, którą miałam przypiętą w pasie. Naprawdę cieszę się, że ją kupiłam. Przynajmniej nie muszę męczyć się z jakimś beznadziejnym plecakiem lub co gorsza z niewygodną torebką. Zwłaszcza że potrzebuję tylko wody i telefonu. Rozglądałam się po parku, który był prawie pusty. Nie ma co się dziwić, w końcu jest siódma godzina. Było tylko paru właścicieli psów.

W końcu znalazłam czas i co najważniejsze energię, aby trochę pobiegać. Na moje szczęście moja forma nie jest aż w tak kiepskim stanie, jak mi się wydawało. Jednak jestem trochę rozczarowana, ponieważ od prawie dwóch tygodni nie miałam, żadnej ciekawej i bardziej absorbującej sprawy. Myślałam, że wezwą mnie do morderstw w okolicy Blacksea, no właśnie liczba mnoga. Z tego, co wyczytałam w internecie, jest łącznie trzy ofiary. Jednak uważam, że jest ich więcej. W końcu władze nie mogą doprowadzić, aby ludzi ogarnęła panika, zwłaszcza że podejrzewa się o te ataki wilkołaki. Przynajmniej tak twierdzą mieszkańcy. Choć równie dobrze sprawcą może być jeden oszalały zmienny.

Skoro już o nich mowa to zaskakująco dobrze pracuje mi się z Adrienem. Jeszcze tak zabawnego i co najistotniejsze opanowanego wilkołaka nie spotkałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam traktować go jak młodszego brata, którego nigdy nie miałam. No trudno Leo wygrał zakład, mówi się trudno i idzie się dalej. Choć raz, gdy wilkołak przebierał się w strój służbowy, zauważyłam na jego plecach liczne pręgi. Chłopak był nieźle skołowana i nerwowo się do mnie uśmiechał. Najwyraźniej nie tylko ja mam bolesną przeszłość do ukrycia. Z tego powodu nie zamierzam pytać się, co mu się stało, gdyż przeszłość to już historia, która tu i teraz się nie liczy. A ja już nigdy więcej nie wejdę nigdzie bez pukania.

Mój odpoczynek przerwał mi ustawiony wcześniej budzik, w końcu nie mogę spóźnić się do pracy. Dlatego natychmiast ruszyłam w stronę mieszkania. Na szczęście miałam do niego raptem dziesięć minut. Od razu po dotarciu na miejsce, wzięłam prysznic z letnią wodą. W końcu po ciepłej chciałoby mi się spać, a zimna mogłaby mi przysporzyć kataru lub co jest dużo gorsze gorączkę. Z drugiej jednak strony mam tyle niewykorzystanego urlopu, że choroba to nie najgorszy pomysł. W końcu sama z siebie wolego nie zamierzam wykorzystywać, bo po co? Żeby jeszcze bardziej zaczęła przytłaczać mnie moja samotność. Do której, mimo że jestem przyzwyczajona to coraz częściej mam wewnętrzną potrzebę, aby próbować to zmienić. Lecz świadomość zaufania komukolwiek jest dla mnie przerażająca. Nie po tym, co zafundowała mi moja własna rodzina.

Kiedy wysuszyłam włosy, próbowałam je uczesać, jednak nie jest to proste, gdyż moje brązowe długie włosy są całe poplątane. Kolejny raz przychodzi mi myśl, żeby je ściąć, jednak od razu z tego pomysłu rezygnuje, gdyż wiem jak beznadziejnie mi w krótkich. Kiedy w końcu osiągnęłam swój cel, sięgnęłam po małe pudełeczko, w którym znajdowały się moje próbne soczewki kontaktowe. Które polecił mi okulista, gdy mój wzrok zaczął mi szwankować. Od dwóch tygodni próbuje się do nich przyzwyczaić, w końcu nie ma mowy, że będę nosiła okulary. Jestem na tyle zakręcona, że jestem prawie pewna, że gubiłabym je codziennie. Kiedy udało mi się wyciągnąć je ze specjalnego płynu i włożyć obie do oczu, zaczęłam zachwycać się kolorem moich źrenic. Gdyż ich błękit był tak intensywny, że wydawały się, jakby błyszczały. Oby tylko nikt nie uznał, że biorę narkotyki. Zaśmiałam się na tę myśl i już całkowicie przygotowana wyszłam do pracy.

Stojąc na światłach, usłyszałam w radiu głos jednej z moich ulubiony piosenkarek. Na dodatek leciała moja ulubiona piosenka, dlatego od razu pogłośniłam i zaczęłam cichutko śpiewać. Twe dłonie jak konwalie. Na mojej skroni tańcują już. Chwytasz moją talię… Jednocześnie, gdy światło zmieniło kolor na barwę trawy, usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Z tego powodu zjechałam na pobocze, gdzie w spokoju odebrałam komórkę i włączyłam na głośnomówiący. Nie czekając, aż rozmówca się odezwie, włączyłam kierunkowskaz i dołączyłam do ruchu. Kiedy to zrobiłam, usłyszałam głos komendanta.

- Sole gdzie jesteś?

- Nie daleko komisariatu, a co stenskinełeś się? - spytałam ze śmiechem. Mam naprawdę dobry humor. Rozpoczęcie dnia bieganiem, było jednak świetnym pomysłem. Mam wrażenie, że nikt i nic mi go nie popsuje.

- To nie jedź. Ruszaj do Balcksea, Adrien jest już w drodze.

- W porządku.

A mówi się, żeby nie chwalić dnia przed zachodem słońca. Już z lekko gorszym humorem ustawiłam GPS i ruszyłam w stronę, którą mi wskazał. Wykrakałam, chociaż może nie będzie tak źle?

N.A.R.A

Tylko mnie nie zrań [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz