Rozdział 12

1K 53 8
                                    

Dodałam rozdział dziś, gdyż wróciłam z osiemnastki kuzyna i mam naprawdę dobry humor. Miłego czytania.

Ostrzeżenie!
Kursywą jest dokładny opis obrażeń ofiary, dlatego osoby które za takowymi nie przepadą polecam je ominąć.

- Mamy jeszcze jakieś plany na dzisiaj, w sprawie śledztwa? - zapytał chłopak. Nie miałam pojęcia co mu odpowiedzieć. Spotkanie z alfą na tyle wyprowadziło mnie z równowagi, że nie mam pomysłu co dalej. Jeszcze nigdy mi się to nie zdarzyło. Zazwyczaj w podpunktach rozpisywałam, co powinnam zrobić. Dzięki czemu łatwiej było mi dojść do sedna sprawy. Jednak teraz mam kompletną pustkę w głowie. Przez cały czas jak jechaliśmy w ciszy gdy, choć na chwilę zamykałam oczy, aby uporządkować myśli, widziałam jego zielone oczy. Nie wiem dlaczego, nie mogę ich wyrzucić z pamięci. Mam nadzieję, że już więcej nie będę musiała oglądać tego dupka. Moje przeklinanie w myślach, przerwał dźwięk telefonu. Szybko go odebrałam, może to pozwoli mi się otrząsnąć.

- Tu Sole, słucham?

- Hej tu Eks. Mam już wyniki sekcji zwłok.

- Tak szybko. - odparłam zdziwiona. - Zazwyczaj trwa to dłużej. Najmniej kilka dni. Tymczasem nie minęła nawet doba.

- To sprawa priorytetowa, więc miała pierwszeństwo.

- Dlaczego nie byłam na niej obecną? Czemu nikt mnie nie poinformował?

- Miałaś spotkanie w watasze, a lekarz medycyny sądowej nie chciał czekać.

- Kto przeprowadzał sekcje?

- Doktor Steven. - Ucieszyłam się, że właśnie on. Jest najbardziej doświadczonym lekarzem medycyny sądowej. Może i ma swoje dziwactwa, ale zna się na rzeczy.

- Od kiedy robisz za jego sekretarkę. Rozumiem, że ma hopla na punkcie inwigilacji, dlatego nie ma telefonu, ale zazwyczaj każe praktykantce zadzwonić, więc?

- No wiesz. Bo ja, ten. - zaczęła się plątać, a ja spojrzałam na chłopaka siedzącego obok. Oczywiście.

- Nie tłumacz się, rozumiem, że liczysz na nasze ponowne spotkanie. - Wyraźnie zaakcentował podmiot. Eks nie jest głupia i wychwyci, że się zorientowałam. - Będziemy za dwadzieścia minut.

Nie czekałam na jej odpowiedź, tylko się rozłączyłam.

- Kto dzwonił i gdzie jedziemy?

- Dzwoniła Eks. - Reakcja chłopaka potwierdziła moje przypuszczenia, że mają się ku sobie. - Jedziemy do zakładu medycyny sądowej. Jest w sąsiednim mieście.

Muszę przyznać, że trochę się przeliczyłam. Według Google Maps powinniśmy dojechać w pół godziny. Za to byliśmy raptem po kwadransie. Również lubię jeździć szybko, jednak tempo jak w formule jeden to dla mnie lekka przesada. No i co chwilę wyprzedzanie. Mam wrażenie, że jedyne co nas uratowało przed śmiercią, to wilczy instynkt i refleks, chłopaka.

- Idziesz?

- Ja tu chwilę postoje, ale ty możesz iść. - Machnęłam mu ręka i z trudem przełknęłam ślinę. Ten nie czekając ani chwili dłużej wszedł do budynku, a ja kucnęłam i próbowałam powstrzymać odruch wymiotny. Strasznie kręci mi się w głowie. Muszę na przyszłość pamiętać, żeby nie mówić mu, że jedziemy na spotkanie z Eks. Mogę drugi raz tego nie przeżyć. Na wiotkich nogach również weszłam do środka. Jednak zatrzymałam się przed automatem z napojami. Wyjęłam z portfela drobne i włożyłam do maszyny, po czym wdusiłam przycisk. Po minucie już piłam wodę niegazowaną, dzięki czemu od razu zrobiło mi się lepiej.

Już z korytarza słyszałam śmiechy, co w takim miejscu jest bardzo żadkie. Pewnie z powodu panującego odoru śmierci i formaliny. Gdyż ciała po śmierci są balsamowane i wstrzykiwano właśnie formalinę, która powodowała, że ciało robiło się szare. Gdyż dosłownie obok jest kostnica, dlatego ludzie wracający z prosektorium nasiąkają tamtymi zapachami. Weszłam do pokoju, w którym domyślałam się, po odgłosach z niego, że znajdę moich drogich znajomych. Nie pomyliłam się.

- Nie jest wam za wesoło. - odparłam na wstępie, ci jak oparzeni od siebie odskoczyli, choć nie robili nic takiego, tylko stali kilka centymetrów od siebie.

- Sole, wystraszyłaś nas.

- Do usług. Jakbyście chcieli pozbyć się czkawki, to służę pomocą. - Ci tylko przewrócili oczami na mój komentarz. - Masz raport z sekcji?

- Tak oczywiście. - Nerwowym krokiem podeszła do biurka i wyciągnęła z szuflady, obszerny raport. Trzy strony na opis obrażeń jednego ciała to sporo. To się nazywa prawdziwy raport, a nie te pięć kartek, które dał mi alfa na opis czterech ofiar.

Usiadłam wygodnie na krześle, a nogi położyłam na biurku. Tak wyciągnęłam się w czytanie, że nawet nie zauważyłam, jak gołąbki opuściły pokój.

Stężenie pośmiertne pojawiło się w obrębie pleców, wszędzie indziej było o wiele mniej zaznaczone. Zmiany te świadczą, że śmierć nastąpiła około trzech godzin wcześniej.
Biała koszula: rozszarpana z przodu, duża plama krwi w pobliżu klatki piersiowej i brzucha. Całkowite uszkodzenie materiału. Dziesięć ran, na głębokość dziesięć centymetrów, długości na pięćdziesiąt pięć centymetrów.
Plamy krwi na przedniej części paska ze skóry, na spodniach.
Obok miałam zdjęcie denata, a na nim odnotowane umiejscowienie każdej rany na rycinie ludzkiej sylwetki, oddającą kształt obrażeń oraz ich numerację.
Uszkodzenie płata potylicznego czaszki.
Zmiażdżone płuca, spowodowane ogromnym naciskiem. Najprawdopodobniej ponad stu kilogramów. Brak ran szarpanych, bardziej przypominają zadane nożem, czyli są to czyste rany cięte. Pojawiają się siniaki, lecz większość z nich są pośmiertne. Powstały w wyniku transportu ciała.
Doszłam w końcu do fragmentu o obrażeniach wewnętrznych.
Doszło do złamań i pęknięć w obrębie szkieletu kostnego klatki piersiowej.
Górna i dolna krawędź wszystkich ran były ostro zakończone. Jeden z kanału rany przebił mostek na wysokości trzeciego żebra, co spowodowało uszkodzenie serca. Rany przebiegają od klatki piersiowej do brzucha, trzy centymetry pod pępkiem. Zastosowano czyste cięcie chirurgiczne, dokładnie cięcie pośrodkowe. Przez co doszło do uszkodzenia narządów wewnętrznych, wątroby i jelit.
Zmiażdżenie płuca najprawdopodobniej spodowowało utratę przez niego przytomności.
Zgon nastąpił z powodu obszernych obrażeń i szybkiego wykrwawienia się. .

Czyli tak jak u poprzednich ofiar ciało zostało wręcz wyfiletowane, z tą różnicą, że napastnik nie zdążył rozszarpać mu gardła. Po chwili naszła mnie jedna myśl, dlatego wstałam i udałam się w stronę kostnicy.

- Gdzie masz rzeczy denata. - spojrzałam na akta. - Numeru 29.

- Tu są. - Przeźroczystą torebkę z jego ubraniami, podał mi młody mężczyzna.

- Dziękuję. - Od razu wyciągnęłam z niej buty, które najbardziej mnie interesowały. Tak jak podejrzewałam ich czerwona podeszwa, była praktycznie w nienaruszonym stanie. Co podczas spaceru po lesie jest praktycznie niemożliwe.

Poszłam szukać Adriena, w końcu ma zdanie do wykonania.

- Tu jesteście. - Znalazłam ich stojących koło automatu. Nim zdążyli coś powiedzieć, zwróciłam się od razu do chłopaka. - Musisz znaleźć samochód piątej ofiary.

-Słucham? - spytał zdziwiony.

-To, co słyszałeś, nie przyszedł do lasu pieszo.

-Dobrze, mam cię najpierw podrzucić do hotelu?

-Nie wezmę taksówkę. - Po chwili przypomniało mi się, co wczoraj odkryłam. - Przekaż policjantom, że ataki są podczas deszczu.

Każdy z nas udał się do wykonywania swoich zajęć. Dziewczyna do pracy jako technik, chłopak pojechał zrobić to, co mu zleciałam, a ja próbowałam złapać taksówkę.

N.A.R.A

Tylko mnie nie zrań [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz