Rozdział 11

1K 59 6
                                    

Dziękuję, za trzysta wyświetleń z tego powodu postanowiłam dodać kolejny na dziś rozdział. Miłej nocy lub rana. 🤩

Wstałam dwie godziny przed dziesiątą, aby mieć całkowitą pewność, że nie spóźnię się na spotkanie z watahą Blackclaw. Co było naprawdę trudne, gdyż poszłam spać naprawdę późno. Musiałam użyć mojej determinacji i upartości. Oczywiście nie obyło się bez motywujących słów. Typu: dasz radę, wierzę w ciebie itp. Jak dobrze pamiętam, to to, co zrobiłam, nazywa się afirmowaniem. Czyli mówieniem do siebie, używając pozytywnych słów. Na szczęście pomogło.

Po szybkim prysznicu na otrzeźwienie zadzwoniłam do recepcji czy byłaby możliwość, aby ktoś przyniósł mi śniadanie do pokoju. Miałam szczęście, że się zgodzili, gdyż nie lubię wychodzić z domu bez zjedzenia czegokolwiek. Choć nie przepadam zbytnio za płatkami, ponieważ rzadko, kiedy się nimi najadam. Niestety innej opcji nie mam. Z westchnieniem podeszłam do łóżka, aby je zaścielić. Kiedy to zrobiłam, postanowiłam ułożyć na nim, zrobione dzień wcześniej notatki. Zdążyłam je tylko na szybko przejrzeć, gdy ktoś zapukał do drzwi. Wolałam jeszcze raz odświeżyć sobie wszystkie informacje.

- Dzień dobry, o to Pani śniadanie. - odparł z uśmiechem młody chłopak.

- Dziękuję. - odpowiedziałam, po czym dałam mu napiwek. Choć ze względu na moje skąpstwo, nie był zbyt duży, ale zawsze coś. Gdy odszedł, ze smakiem zajadałam się płatkami. Musiałam usiąść na podłodze, ponieważ na moim posłaniu, były notatki. No cóż, nie przemyślałam tego. Choć lepsze to od podeptania ich. Lecz nadal będę musiała uważać, jak chodzę, bo na podłodze walają się akta sprawy. Po skończonym posiłku odłożyłam miskę i poszłam umyć zęby. Muszę pamiętać, żeby przy wychodzeniu, ją zabrać.

W momencie, kiedy przemywałam twarz wodą, usłyszałam, jak ktoś puka do drzwi. Spojrzałam na zegarek i mogła być to tylko jedna osoba. Dlatego szybko ją wytarłam i otworzyłam.

- Cześć Adrien. Jesteś idealnie pół godziny przed czasem.

- Cześć. Tak, bo musimy wyjechać wcześniej, aby dojechać do watahy. Poza tym załatwiłem, to co kazałaś. Pomyślałem, że pewnie byś chciała do nich zajrzeć.

- Obie mapy? - Kiedy potwierdził, dodałam. - Świetna robota. Przejrzę je w samochodzie. Chodźmy.

W aucie porównałam mapy i tak jak się spodziewałam, wszystkie ataki były na terenie ich watahy. Ciekawe co ich Alfa będzie miał do powiedzenia. Już po niecałych dwudziestu minutach, byliśmy na miejscu. Postanowiłam wykorzystać tę chwilę czasu na zapalenie papierosa. Rzadko kiedy to robię, zazwyczaj, gdy się czymś bardzo stresuje, a ta sytuacja niewątpliwie do takich należy. W końcu niecodziennie zdarza się, że muszę współpracować z wilkołakiem w sprawie morderstw. Oczywiście do Adriena się przyzwyczaiłam, choć on jest naprawdę specyficznym zmiennym.

- Nie powinnaś palić. To niezdrowe.

- Naprawdę? Nie miałam o tym zielonego pojęcia. - odpowiedziałam z udawanym przejęciem.- Dobrze mamusiu już więcej tego nie zrobię. - Wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem na widok jego miny i ostentacyjnie zaciągnęłam się papierosem. - A tak całkiem serio, to palę sporadycznie, także jeszcze się trochę ze mną pomęczysz.

Chłopka nic mi nie odpowiedział, tylko czekał, aż skończę. Gdy tak się stało, udaliśmy się w stronę siedziby Alfy. Muszę przyznać, że widok jak zmienni krzywką nosy, gdy obok nich przechodziłam, bardzo mnie bawił. Mojego towarzyszą wręcz przeciwnie, w końcu będziemy wracać jednym samochodem. Weszliśmy do jego biura i muszę przyznać, że takiego porządku się nie spodziewałam. Wszystko było starannie uporządkowane. Wszystkie dokumenty były w segregatorach, które były starannie opisane. Ciekawe czy sam to zrobił, czy ktoś go wyręczył?

Moje rozmyślania przerwało wejście mężczyzny. Miał kruczoczarne włosy i wysportowaną sylwetkę, ale czego innego spodziewać się po wilkołaku. Jednak kiedy spojrzał na mnie swoimi szmaragdowymi oczami, przeszły mnie dreszcze. Pierwszy raz poczułam coś takiego.

- Witam was w moich skromnych progach. - Kiedy usłyszałam jakiego zwrotu użył, mój zachwyt natychmiast zmienił się w złość. Witam, jasno pokazuje jego stosunek do nas, czyli negatywny. Jasno pokazał, że niczym nie różni się od pozostałych istot nadprzyrodzonych. Zbyt pewny siebie dupek. Gdyby nie to, że jestem w pracy, to powiedziałbym gdzie ma sobie wsadzić, to witam. Choć, gdyby nie ona to nie musiałabym się z nim męczyć. Jedno ma związek z drugim.

- Dzień dobry Alfo. Przyszliśmy z tobą porozmawiać o morderstwach, w końcu mamy współpracować.

- Oczywiście całą zebraną przez nas dokumentację mam tutaj. - Wskazał na cienką teczkę. Przecież to bardziej przypomina ulotkę niż akta. Przejrzałam ją i jak się spodziewałam, nie było tam nic, czego byśmy wcześniej nie wiedzieli. A nawet mniej. Co wydało mi się naprawdę podejrzane, skoro ataki były na jego terenie, w końcu to on powinien się najbardziej nimi przejmować. Zwłaszcza że sprawcą może być ktoś z jego stada.

- Żarty sobie ze mnie robisz?- spytałam agresywnie. - Masz mnie za kompletną idiotkę. Jeśli to cała dokumentacja, to jesteście gorsi od policjantów z Balcksea.

- Nie możesz się tak do mnie odzywać! - warknął. Wzdrygnęłam się na chwilę, jednak zignorowałam swój lęk. W końcu na strach najlepszy jest, wkurw. Przynajmniej tak było w serialu Punisher. Z tego powodu równie, a może nawet bardziej od niego wkurzona odparłam.

- Co nie mogę?! Ja wszystko mogę. Skoro mamy razem współpracować to musisz dać mi pełne akta sprawy. Zwłaszcza że jesteś jednym z podejrzanych! - W momencie, kiedy poczułam, jak przyciska mnie do ściany, dotarło do mnie, że przesadziłam. Mój niewyparzony język, kiedyś mnie wykończy.

- Masz czelność mnie oskarżać?! Za kogo się uważasz? Jesteś nikim. - gdy to powiedział lub bardziej wykrzyczał. Jego czarne oczy uświadomiły mnie, jak bardzo był wściekły. Przypomniało mi się, jak wiele razy to słyszałam. Dziecko nigdy nie powinno słyszeć tych dwóch słów.

- Może usiądziemy i na spokojnie wszystko obgadamy. W końcu wszyscy jesteśmy zdenerwowani zaistniałą sytuacją i zależy nam na jak najszybszym jej rozwiązaniu. - Adrien byłby naprawdę świetnym mediatorem, gdyż oboje wróciliśmy na swoje miejsca. Z tą różnicą, że ja siedziałam z miną obrażonego dziecka, a Alfa próbował się uspokoić. Z tego powodu ciężko dysząc, przyciskał pazury do drewnianego biurka. Gdy zdołał opanować swoją złość, rozpoczął rozmowę.

- Trochę mnie poniosło. Jednak nie pozwolę, aby ktoś obrażał moją rodzinę. - Zrobił pauzę, pewnie myślał, że go przeproszę. Niedoczekanie jego. Moim milczeniem jasno dałam mu to do zrozumienia. Przynajmniej mam taką nadzieję. - Myślę, że na czas śledztwa, powinniście zatrzymać się w domu watahy.

- Nie ma mowy. Będziemy mieszkać w hotelu. - przerwałam mu. Ten spojrzał tylko na mnie wściekle, na szczęście przystał na moją propozycję.

- Dobrze, jednak przydzielę wam wilkołaka do pomocy w śledztwie. - Spojrzał na Adriena, po czym dodał. - Z mojej watahy, oczywiście. Wolę być na bieżąco informowany o postępach w sprawie, pasuje?

- W porządku. - Niechętnie się zgodziłam i już mieliśmy opuścić teren watahy, gdy ten musiał coś dodać.

- Tylko nie może Pani śmierdzieć papierosami. - spojrzałam na niego wściekle i zapytałam.

- Przeszkadza to Panu?

- Tak, zresztą nie tylko mi. - Spojrzał na mojego partnera, który już wiedział, co się szykuje. W końcu zdążył już trochę mnie poznać. Pochyliłam się na jego biurku i mówiąc mu kilka centymetrów przed twarzą, odparłam.

- Nie. Będę robiła, co tylko będę chciała. - Wyprostowałam się i dodałam. - Dowidzenia.

Opuściliśmy zdziwionego mężczyznę i udaliśmy się do samochodu.

- Musiałaś to zrobić?

Nic mu nie odpowiedziałam, tylko z uśmiechem na ustach wsiadłam do samochodu. Oczywiście, że musiałam. Nie dam się rozstawiać po kątach. Nigdy więcej.

N.A.R.A

Tylko mnie nie zrań [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz