Rozdział 27

908 55 4
                                    

- Gdzie mnie ciągnięcie?! - Krzyczałam, gdyż coraz bardziej ogarniała mnie panika.

- Zobaczysz. - odparł jeden z pachołków Fiodora.

Po naszej rozmowie, do pomieszczenia, w którym mnie przetrzymywał, weszło dwóch osiłków. Obaj wyglądali jakby, żywili się tylko sterydami i spędzali każdą wolną chwilę na podnoszeniu ciężarów, nie chodziło nawet o ich masywne ramiona, a o te chude jak patyki nóżki. Wyglądali jak takie dwa koguciki, choć z zachowania przypominali pieski. W końcu bez refleksyjnie słuchają się socjopaty.

Czułam się jak w jakiejś marnej dramato-komedi. Fiodor kazał im mnie gdzieś zabrać. Sam ze śmiechem wyszedł i mówiąc, że zabawę czas zacząć. Pieprzony sadysta. Nagle mężczyźni stanęli przed windą, gdy drzwi się rozsunęły, wrzucili mnie do niej. Szybko próbowałam dobiec do zasuwających się drzwi, lecz nic to nie dało, byłam za wolna i zbyt obolała, by coś osiągnąć. Wściekła uderzyłam z całej siły w metalowe wnętrze. Z głośnych hukiem, usiadłam na podłodze.

Nie miałam już siły walczyć. Na domiar złego tabletki przestawały działać, przez co ból całego ciała, momentalnie wzrósł. Czułam wewnętrznie, że to już jest mój koniec. Dlatego zaczęłam analizować całe swoje życie. Które było po prostu puste. Nigdy nie miałam odwagi nikomu zaufać, a tym bardziej pokochać. Rodzina skrzywdziła mnie do takiego stopnia, że z góry uznałam, że na nią po prostu nie zasługuje. Z tego powodu skupiłam się na pracy.

Teraz to nie miało znaczenia. Może do dobrze, że się dla nikogo nie liczę? Przynajmniej nie będą cierpieć po mojej śmierci. Może Eks, Adrien i Leon będą smutni, ale minie to, gdy z powrotem skupią się na swoim życiu. Co do Lucasa, to czy nie poczuje się lepiej? W końcu nie musi być z człowiekiem, którego ledwo toleruje tylko dlatego, że los tak chce. W końcu nic na siłę. Przecież nie mogło mu na mnie zależeć, w końcu jestem popsuta, jak całe życie słyszałam. Nie miłe wspomnienia, znów wdarły się do moich myśli i po raz kolejny spowodowały mój wewnętrzny ból. Tym razem jednak pozwoliłam im na to, jak również łzą, aby spływały po moich policzkach. Przymknęłam oczy i szepnęłam: wybaczam wam. Te dwa proste słowa, przyniosły mi ulgę, której nie odczuwałam przez całe swoje życie. Gdyż nigdy nie była w stanie tego zrobić, jednak teraz kiedy jestem chwilę przed śmiercią, nie moja uraza nie ma większego sensu. Poza tym nie chcę, by moja dusza była udręczoną i snuła się nieszczęśliwie po ziemi, a przeszła na drugą stronę. To jedyne co się w tej chwili dla mnie liczy. Moja nadzieja na ocalenie się skończyła. Jednak nadal liczę, że uda im się odkryć prawdę i powstrzymać plan tego potwora.

Nagle poczułam, jak mechanizm windy zaczyna strasznie trzeszczyć i zwalniać. Gdy drzwi się otworzyły, moim oczną ukazała się ogromne pomieszczenie. Zaciekawiona opuściłam windę -  co było największym błędem, jaki w życiu popełniłam - gdyż natychmiast się zamknęły. Zaczęłam się rozglądać i dopiero wtedy zobaczyłam ogromnego szarego wilka, który pożerał innego mniejszego. W całym pokoju było czuć, zgniłym mięsem i krwią, której było na tyle dużo, że można by wysnuć wniosek, iż było tu stanowczo więcej ofiar. Wilk był zbyt zajęty posiłkiem, by mnie zauważyć, jednak miałam pewność, że kiedy skończy, to natychmiast mnie zaatakuje. Niespodziewanie z głośnika zawieszonego w prawym górnym rogu, dobiegł odgłos bestii w ludzkiej skórze.

- Zapomniałem wspomnieć. Przed sobą masz obiekt trzynasty, któremu podano źle odmierzoną dawkę substancji. No cóż w końcu na błędach człowiek się uczy, nieprawdaż? - jego paskudny śmiech, który odbijał się od ścian pustego pomieszczenia, wywołał u mnie odruch wymiotny. - Ale to nie to jest teraz istotne, ważne co przez to powstało. A powstała żądna krwi bestia, która nie ma żadnych zahamowań, ani nie można nad nią zapanować. A szkoda, bo byłby z niego świetny żołnierz, ale jak to się mówi, nie można mieć wszystkiego. Zapomniałem też wspomnieć, że ta krew pochodzi, od członków jego watahy, którą zmienni uważają za rodzinę, mam rację? - Nie musiałam go widzieć, by wyobrazić siebie jego paskudny uśmiech. - Także miłej zabawy. Daswidania.

Komunikat dobiegł końca, a ja spanikowana myślą, jak bolesna śmierć mnie czeka, rozglądałam się za drogą ucieczki. Niestety nadaremnie, a czasu miałam coraz mniej. Poza windą nie było żadnego wyjścia. W pomieszczeniu było strasznie duszno, jednak nie na tyle, żebym miała problem z oddychaniem. Co było zastanawiające, gdyż byliśmy kilka jak nie kilkanaście metrów pod ziemią. Właśnie to uświadomiło mi, że musiała tu być jakaś wentylacja. Oby nie była koło tego wilkołaka, pomyślałam i zaczęłam iść wzdłuż ściany.

Z całych sił próbowałam i ignorować jego obrzydliwe mlaskanie, aby móc usłyszeć wiatr dobiegający z wentylacji. Miałam wrażenie, że ktoś nade mną czuwa, gdyż udało mi się go wychwycić. Dzięki czemu znalazłam ją, była dosłownie centymetr od podłogi. Szybko ukucnęłam i próbowałam zdjąć kratkę. Los się do mnie znów uśmiechnął i to również mi się udało. Z ogromnym trudem, ale w końcu się przycisnęłam. Jak to się mówi, jak głowa przejdzie, to reszta też się zmieści. Również używa się stwierdzenia, że jak się popieści, to się wszystko zmieści lub jak ja wolę, na chama wszystko wejdzie. Od tej całej adrenaliny mam naprawdę głupie myśli. Kiedy już cała byłam w przewodzie wentylacyjnym, usłyszałam głośne warczenie. Najwyraźniej wilkowi nie spodobało się, że przystawka mu uciekła. Mimo całej grozy mojej obecnej sytuacji chciało mi się śmiać, gdy ten próbowała przecisnąć się przez mikroskopijny otwór w ścianie. To jakby słoń chciał zmieścić się do mysiej dziury.

Mimo panującej ciasnoty, jak i wiatru wiejącego prosto w oczy, uparcie parłam do przodu. Skupiłam się jedynie na moim oddechu, aby wdychać nosem powietrze, a wydychać ustami. Starałam się ignorować ból w całym ciele, który najbardziej doskwierał mi w rękach i nogach, gdyż to one umożliwiły mi poruszanie się. Jedyny plus był taki, że miałam długie spodnie i rękaw, dzięki czemu nie powinnam mieć zbyt dużych otarć. Nie wiem jak długo trwała moja podróż, jednak coraz bardziej było mi słabo, lecz zdawałam siebie sprawę, że jeśli bym zemdlała, to nikt by nie znalazł mojego ciała, co z jednej strony nie byłoby takie złe. W końcu Fiodor chciał, aby ludzie zobaczyli moje rozszarpane zwłoki. Z drugiej, jednak jeśli tu umrę, to nie opowiem, im czego się dowiedziałam. Ta myśl zmotywowała mnie do dalszej drogi. Nagle dotarłam do końca szybu, dalsza droga prowadziła do góry. Jednak nie mogłam się teraz poddać. Aby się zmotywować, zaczęłam cicho nucić swoją ulubioną piosenkę.

I'm just a step away
I'm just a breath away
Losin' my faith today
(We're fallin' off the edge today)

I am just a man
Not superhuman (I'm not superhuman) Someone save me from the hate
It's just another war
Just another family torn
(We're falling from my faith today)
Just a step from the edge
Just another day in the world we live

I need a hero to save me now
I need a hero (save me now)
I need a hero to save my life
A hero'll save me (just in time)

Kiedy zaczęłam z całych sił śpiewać refren piosenki, zdawało mi się, że słyszę moje imię. Z wrażenia o mały włos nie ześlizgnęła się w dół. Pośród kilku głosów jeden udało mi się rozpoznać.

- Lucas? - spytałam niepewnej, jak i z rosnąca nadzieją.

- Tak, to my. Jak dostałaś się do wentylacji?

-To długa historia. - Nie wiem dlaczego, ale chciało mi się śmiać, być może dopiero teraz napięcie zaczęło ze mnie schodzić. Co nie wróżyło nic dobrego, gdyż to oznaczało, że adrenalina również. A tylko ona zmniejszała mój ból oraz zapobiegała mojemu omdleniu. - Musicie mi pomóc. Robi mi się coraz słabiej, a jestem na tyle wysoko, że mogę się jeszcze bardziej połamać.

- Jak to jeszcze bardziej!? - Jeszcze tego mi brakowało, spanikowany alfa.

- Możesz dać kogoś kompetentnego! - Nagle dotarło do mnie, kto jeszcze może być u góry .- Adrien daj line, albo coś, tylko szybko.

Na szczęście ten nigdy nie zawodzi i już po chwili trzymałam się grubego sznurka. Już po kilku minutach, wciągnika mnie na górę, byłam na zewnątrz. Dzięki czemu mogłam swobodnie oddychać. Jedyne co miałam siłę powiedzieć, to imię tego bydlaka. Gdy po chwili całkowicie wycieńczona odpłynęłam w ramionach Lucasa.

N.A.R.A

Tylko mnie nie zrań [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz