Palce zatapiały się w miękkim cieście, powoli je ugniatając. Chwilami, jakby ich właściciel zapominał się lub przeżywał silniejsze emocje, robiły to mocniej, nie ważąc na ostrożność, jaką nakazywał przepis. W końcu całe dłonie chwyciły spory kawałek ciasta i rzuciły nim o blat obsypany odrobiną mąki.
— Co zrobiło ci to ciasto, że tak je karzesz? — zapytał jeszcze zaspany Quinn.
Chłopak potarł dłonią prawe oko. Jego rude włosy stały we wszystkich kierunkach każdy żyjąc własnym życiem. Kilka dni temu chłopak obciął już zbyt długą grzywkę i teraz miał ją dużo krótszą, obciętą w pazurki tak jak pozostałe włosy. Na policzku odznaczały się niknące już odgniecenia od poduszki. Nadal miał na sobie piżamę, a raczej coś co ją miało odgrywać, czyli zwykłe, przechodzone już dresy i rozciągniętą koszulką z nadrukiem jesiennych liści, którą jego tata chciał już dawno wyrzucić do śmieci.
— Nic mi nie zrobiło. Po prostu muszę wyrobić to ciasto i je wrzucić do lodówki na kilka godzin — odpowiedział Christopher.
Nie chciał zdradzać Greenwoodowi, dlaczego wszystkie swoje nerwy wkładał w wyrobienie ciasta. Ciasta, które powinien miesić delikatnie, a nie miętosić i rzucać nim jakby było piłką. Tą pewnie kopnął by z całej siły, gdyby pojawiła się na jego drodze. Może to przyniosłoby lepszy efekt niż mordowanie ciasta na placek. Od dwóch tygodni nie mógł pozbyć się targających nim negatywnych emocji. Zamieszkanie w domu Quinna, możliwość traktowania go niczym przyszłego brata, oglądanie go ciągle z Maxem, przyprawiały go jeszcze o złość, ale nie była to tak głęboka antypatia jakiej się spodziewał. To nie tak, że już nie żywił ciepłych uczuć do rudzielca. Ich tak łatwo nie da się pozbyć. Jednakże od kiedy zamieszkali pod jednym dachem, wszystko zaczęło ewoluować bardziej w stronę bliskości dwóch przyjaciół, czy silnie ze sobą związanych braci. Możliwe też, że zwyczajnie pomylił miłość z sympatią. Poza tym jak rozmyślał nad uczuciami do Quinna, nie było w tym pożądania. Dla niego związek łączy się z miłością i pożądaniem, które wynika zarówno z uczuć, jak i z chemii pomiędzy dwojgiem ludzi. Tutaj tego zabrakło, więc możliwe, że kochał Greenwooda, ale inaczej niż partnera. Dlatego nie denerwował go już tak bardzo związek Quinna z Maxem, aczkolwiek nadal nie lubił tego drugiego.
Sprawa miała się z goła inaczej, kiedy chodziło o relację z Tobiasem Grantem. Raczej trudno to nazwać jakąkolwiek ich relacją. Tej nie było żadnej. Chłopak nawet przez chwilę nie zwracał na niego uwagi. Nie chodziło tu przecież oto, że dał mu się wypieprzyć w chwili słabości, a potem oczekiwał od Granta wielkiej miłości. Zwyczajnie wkurwiało go, że przez traktowanie go niczym powietrze, w głębi duszy czuł się jak pierwsza lepsza dziwka. Wciąż czuł kaca moralnego po tej przygodzie w szkolnym schowku.
Pamiętał moment, kiedy zobaczył Tobiasa podczas rozpoczęcia roku szkolnego. Obaj patrzyli na siebie nie potrafiąc oderwać spojrzenia i w jakiś dziwny sposób Christopher miał nadzieję, że mogliby gdzieś razem wyjść, wypić piwo, zjeść pizzę i zwyczajnie pogadać. Nie oczekiwał randki, tylko spotkania. Może i seksu. Miał przecież osiemnaście lat i swoje potrzeby. Nie jak Elliot, który czekał na wielką miłość i nie zamierzał wcześniej iść z kimś do łóżka. Owszem, gdyby w tym co czasami robił była miłość, byłby bardziej usatysfakcjonowany. Podobałaby się jemu możliwość przytulenia po seksie, rozmowy zamiast zimnego łóżka. O ile byliby w łóżku. Rzadko miewał przygodnych kochanków. Czasami z kimś spotkał się kilka razy, ale nigdy o nikim nie myślał tak jak o Tobiasie. Zapewne nie bez znaczenia był fakt, że chodzili do tej samej szkoły i na domiar złego do tej samej klasy.
Nie zapomni dnia, kiedy nauczyciel angielskiego przedstawił klasie Tobiasa. Dziewczyny od razu śliniły się na widok chłopaka. Nic dziwnego, bo Grant przyciągał spojrzenie jak ogień ćmę. Chłopak od tamtego czasu, ani razu na niego nie spojrzał. Co więcej, zajął ławkę tuż obok niego i udawał, że go nie zna. Spotykali się na szklonym korytarzu, wszędzie i wciąż było to samo. Na początku próbował do niego zagadać, ale Tobias udawał, że go nie widzi. Najchętniej to walnąłby go w nos.Nos chłopaka miał lekki garb, jakby już raz był złamany i źle się zrósł. Dodawało to Grantowi zadziorności i uroku. Uderzyć go nie mógł, bo zaraz zostałby ukarany. W zamian za to mścił się na cieście już od świtu.
CZYTASZ
W rytmie miłości tom 1
RomanceMiłość jest niczym muzyka. Ma w sobie melodię, która dociera do duszy. Jest rytmem, w którym biją równo zakochane w sobie serca. Bez znaczenia, czy ktoś tego chce, czy nie, uderza w każdą strunę, tworząc więzi, budując związki. Czasami trąci złą nut...