Zapraszam na kolejną część. :)
Gerard Frost lubił się dobrze zabawić, więc kolejna impreza była ku temu świetną okazją. To nic, że ta odbywała się w szkole, w trzech dostępnych salach gimnastycznych. To nic, że oficjalnie nie wolno było wnosić alkoholu. Nieoficjalnie prawie każdy coś przyniósł i ukrywał przed wzrokiem nauczycieli, którzy opiekowali się wszystkim. Każdy sposób na wyrwanie się z domu, spotkanie z kumplami z drużyny był dobry. Nawet spotkanie ze swoją dziewczyną, która nie mogła dzisiaj być obecna. Nie miał pojęcia czy cieszy się z tego czy nie. Możliwe, że cieszy, bo każde spuszczenie ze smyczy jest czymś dobrym.
— Frost, może ochrzcimy poncz? — zapytał Martin Reynolds jeden z najbliższych kumpli, którego mógł nazwać przyjacielem. — Mam coś mocniejszego niż ten soczek, który tam mają. — Chłopak pokazał, że pod letnią kurtką, jaką nosili wszyscy z drużyny Gerarda, ma schowaną butelkę mocnego alkoholu.
— Jeżeli cię złapią to wylecisz z drużyny — powiedział, spoglądając na bardzo przystojnego blondyna. — Jesteś moją prawą ręką.
— Nie przejmuj się stary. Avery stanie na czatach i jakby dyrka lub któryś z belfrów coś zauważyli to będzie wiedział co robić. Lowell mu pomoże, zanim sam się dorwie do butelki. To, że ty nie lubisz alko nie znaczy, że nikt inny się nie napije.
Wzrok Martina utkwił gdzieś ponad ramieniem Gerarda a ten odwrócił się w tym samym kierunku w jakim patrzył chłopak. Uznał, że nie ma nic interesującego w tym przygłupim, jego zdaniem, Elliocie Rossie oraz jego ciotowatym przyjacielu, którzy właśnie weszli na salę, podchodząc do miejsca gdzie stały stoły z przekąskami i napojami. Jedyną osobą, którą szanował z tej małej grupki to towarzyszący im Christopher Nicholls. Chłopak nie był słaby jak inni, a Gerard nie znosił słabości. Pedałów też nie znosił, ale to należało do innej pod kategorii tego czego nie lubił.
— Moglibyśmy ich kiedyś pognębić — burknął dołączający do Gerarda i Martina Avery o wyglądzie przeciętnego amerykańskiego nastolatka. — Gdzie te stare czasy, kiedy mogliśmy skopać dupę komu chcieliśmy?
— On ma rację — przyznał Martin wpatrując się w Quinna. — Nienawidzę tego rudego, bym go chętnie...
— Siedźcie cicho, jeżeli nie chcecie wylecieć z drużyny — zagroził Frost.
Nie to żeby obchodził go Greenwood. Nie chciał stracić chłopaków z drużyny piłkarskiej. Zapowiadał się naprawdę udany sezon, a ci dwaj, poza nim, dobrze grali. Tym razem mogli wygrać puchar szkół. Zapaśnikom od dwóch lat nie udało się tego zrobić, więc może tym razem oni by wywalczyli mistrzostwo w swojej kategorii sportowej.
— Idźcie zrobić to, co mieliście zrobić i nie dajcie się złapać. Ja się rozejrzę.
Nie zwracając już uwagi na kolegów, powolnym krokiem chodził wśród coraz większej ilości zbierających się osób. Z sali obok, gdzie można było potańczyć dolatywała muzyka. Nudząc się pozwolił, by jego nogi poniosły go w tamto miejsce. Po drodze nalał sobie niechrzczonego ponczu, uprzednio wąchając uważnie to, co miał w kubku. Nie znosił alkoholu, ale jak inni chcieli pić, niech piją, on nie musi tego robić.
Jego ponura mina i odpychająca postawa sprawiały, że każdy kto chciał choćby powiedzieć mu „cześć" czy zagadać w jakikolwiek inny sposób, natychmiast opuszczał głowę i uciekał. Nie zamierzał się z nikim zadawać. Na pewno nie dzisiaj. Wszedł do sali, której podłoga była wyłożona specjalną matą zabezpieczającą przed zniszczeniem parkietu. To tutaj głównie odbywały się zawody zapaśników. W tej chwili, poza ławkami przy ścianach, nic nie przypominało o tym jak na co dzień podczas roku szkolnego wygląda to miejsce.
CZYTASZ
W rytmie miłości tom 1
Roman d'amourMiłość jest niczym muzyka. Ma w sobie melodię, która dociera do duszy. Jest rytmem, w którym biją równo zakochane w sobie serca. Bez znaczenia, czy ktoś tego chce, czy nie, uderza w każdą strunę, tworząc więzi, budując związki. Czasami trąci złą nut...