Rozdział 14

133 10 1
                                    


Quinn ledwo przekroczył próg domu od razu zrzucił buty tuż przy wejściu, nie kłopocząc się ich równym ustawieniem. Chwilę później dołączył do nich plecak, który zazwyczaj jego właściciel zanosił do swojego pokoju. Tym razem jednak wyglądało to tak, jakby plecak wiszący na ramieniu Greenwooda miał mu przeszkodzić w szybkim dotarciu do pokoju, więc chłopak wolał się go pozbyć. Potem Quinn pokonał wysokie schody, przypominające te z filmów o bogaczach. Przebiegł korytarz, docierając dość szybko do ostatnich drzwi po prawej stronie. Wpadł do pokoju jak burza i uruchomił komputer. Mógłby interesujące go informacje sprawdzić w telefonie, ale wolał takich rzeczy szukać na większym ekranie. To było według niego znacznie wygodniejsze.

W czasie kiedy komputer uruchamiał się, Quinn skorzystał z łazienki, a potem przebrał się w coś wygodnego do chodzenia po domu. Usiadł z westchnieniem przed biurkiem i wpisał hasło do profilu. Pić mu się chciało, ale uznał, że wytrzyma tę niedogodność. Ważniejsze na tę chwilę było dowiedzenie się tego czego chciał. Kliknął na ikonkę przeglądarki, jednej z kilku jakie miał zainstalowane. Nie był przywiązany do jednej. Przygryzł dolną wargę, kiedy w okienku wyszukiwania wpisał interesujące go hasło. Uważnie obserwował wyniki pojawiające się na ekranie. Kliknął w pierwszy link, który jego zdaniem odpowiadał na to czego chciał się dowiedzieć. Wzrokiem prześledził widoczny tekst, a potem z jego ust padło:

— Ona zwariowała.

— Nie wiem kto, ani dlaczego zwariował, ale zdradzisz mi, synu, dlaczego hol wygląda jakby przeszedł przez niego huragan o imieniu Quinn?

Chłopak odwrócił się na obrotowym krześle stronę taty. Harry stał w otwartych drzwiach oparty o framugę i patrzył na syna z wysoko uniesionymi brwiami.

— Śpieszyłem się. Zaraz zejdę i wszystko poukładam. Plecak też zabiorę. Musiałem coś sprawdzić. — Z powrotem odwrócił się w stronę komputera. — Pani Clay chce wpakować mnie w coś takiego. Sam zobacz.

Harry wszedł do pokoju i przysunął sobie krzesło do biurka. Usiadłszy obok syna, spojrzał na ekran komputera.

— Co to jest? Opowiesz w skrócie?

— Informacja o muzycznym konkursie stanowym. Po raz pierwszy jest to organizowane. Biorą w nim udział szkoły z naszego regionu. Każda taka szkoła zgłasza swoich kandydatów na konkurs składający się z trzech etapów. Pierwszego dnia uczestnicy mają zagrać klasyczne, drugiego jakiegoś klasyka w wersji rockowej. Co do dnia trzeciego, to nie doczytałem jeszcze o co tam dokładnie chodzi. W każdym razie dopiero po wszystkim jest wyłonienie kandydatów.

— Może sprawdź co trzeba grać dnia trzeciego, jak mówisz.

— Są chyba wymienione utwory i można coś sobie wybrać — odpowiedział Quinn spoglądając na listę. — Tak, wybiera się jeden z nich.

— O, tam chyba przewinęły się Piraci z Karaibów. Dobrze to grasz.

— Dlaczego mówisz, że miałbym to grać? — Spojrzał na tatę jak na kosmitę. Nie zamierzał nic grać. Nie z Martinem. Nie zamierzał również uczestniczyć w żadnym konkursie. Sam tak, ale nie z Reynoldsem.

— Synu, przypuszczam, że pani Clay chce cię zgłosić na ten konkurs. Inaczej byś się tym nie interesował.

— W tym właśnie problem co ona chce zrobić. Wszystko byłoby dobrze, gdyby na tym konkursie chcieli solistów. Oni chcą duety. — Zrobił taką minę, jakby właśnie zjadł całą cytrynę.

— No i? — Harry nie widział w tym problemu.

Quinn ponownie spojrzał na swojego tatę ze zgrozą w oczach.

W rytmie miłości tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz