Epilog: A po zbrodni przyjdzie kara

359 29 13
                                    


Proces Veroniki zaczynał się o dziewiątej rano. Pojawiłam się w gmachu sądu znacznie wcześniej, tak, jakbym miała nadzieję, że dzięki temu będę szybciej miała ten koszmar za sobą. Na korytarzu spotkałam Matilde. Pomachała mi, lecz bardzo szybko wróciła do rozmowy z jednym z adwokatów. W białej garsonce i gładko zaczesanych włosach była jak współczesna wersja bogini Minerwy. Przyszła do sądu po sprawiedliwość. Ja — po święty spokój. Damiano nie odchodził ode mnie nawet na chwilę.  Zdawał sobie sprawę, że jestem kłębkiem nerwów, choć lekarz przepisał mi małe dawki hydroksyzyny, które jakoś utrzymywały mnie przy zdrowych zmysłach.

— Już niedługo, Olga — powiedział. — Wytrzymaj jeszcze to i koniec.

Pokiwałam głową. 

— Patrz, prowadzą Veronicę.

Wcale nie chciałam na to patrzeć. Asekurowało ją czterech karabinierów, którzy najwyraźniej bali się rozróby. Po korytarzu rozeszły się gwizdy. Ładna, oliwkowa twarz Veroniki pozostawała niewzruszona. Być może wzięła sobie coś na uspokojenie. Cóż, pewnie nie byłam jedyną osobą, która nie zamierzała przechodzić tego koszmaru na trzeźwo. Prawnicy obstawiali, że wsadzą Veronicę na piętnaście lat. Albo i jeszcze więcej, jeżeli sędzia nie uwzględni, że poza jednym wypadkiem była wzorową obywatelką.

Proces był jawny, dlatego po korytarzu kręcili się dziennikarze. Usiadłam na końcu ławeczki i zakryłam twarz dłońmi, jakbym to ja była oskarżana o wszystkie przestępstwa świata. Nie minęła chwila, a usłyszałam nad sobą:

— Jaki jest pani pogląd na sprawę? Ile lat dostanie Veronica Moretti?

— Ona nie mówi po włosku — warknął Damiano.

— A może pan nam powie...

— Nie jestem świadkiem, nie wiem nic o sprawie, przykro mi.

Dziennikarz odszedł od nas zawiedziony.

— Nie zniosę tego — wyszeptałam. — Mam ochotę stąd zwiać.

Gdy wreszcie mogliśmy wejść na salę rozpraw, Damiano niemal mnie tam zawlókł. Nasze miejsca były opisane. Nie miałam pojęcia za jakie sznurki pociągnęła Matilde, by mógł mi towarzyszyć. 

Ludzie zachowywali się tak, jakby trafili na premierę kinową. Sala była zapełniona po brzegi. Przez dziennikarzy, zwykłych gapiów, w których części rozpoznawałam mieszkańców Dello, i świadków. Wolałam nawet nie myśleć, ile godzin zajmie przesłuchanie tylu osób.

Zobaczyłam też dwóch chłopców, synów Veroniki. Zerkali zrozpaczeni w stronę matki. Towarzyszył im dziadek, który postarzał się o dobre dziesięć lat. Spojrzenia moje i pana Morettiego spotkały się. Przełknęłam ślinę. Prawdziwe piekło miało dopiero nadejść.

Veronica nie tylko nie przyznała się do winy, lecz także odmówiła złożenia jakichkolwiek zeznań. Miałam nadzieję, że dzięki temu proces skończy się odrobinę szybciej. Gdybym już wtedy miała świadomość, że przyjdzie mi spędzić w sądzie długie godziny, chyba bym tego nie przetrwała. Cały czas podtrzymywałam się na duchu perspektywą szybkiego wyjścia.

Choć bardzo dobrze znałam włoski, stres sprawił, że nie mogłam skupić się na wypowiadanych słowach. Ledwo docierały do mnie kolejne zeznania. Nie mogłam słuchać prokuratora, który przedstawiał kolejne, najwyraźniej bardzo poważne dowody. Mówił coś o odciskach palców, zatrzymanej korespondencji... Z wielkim trudem wyłapywałam poszczególne fragmenty jego wypowiedzi.

Otrzeźwiły mnie dopiero słowa pana Morettiego, który musiał zeznawać na siedząco, tak bardzo osłabł. Było mi go żal, nic nie mogłam na to poradzić.

Sen zimowy ||18+|| Damiano David ff|| KontynuacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz