4. Dni do raju

431 28 29
                                    

Mam nadzieję, że cieszycie się na zwiększoną liczbę rozdziałów. Niestety, w tym tygodniu może być ciężko z regularnością, bo dopadła mnie choroba zwana życiem.

Miałam wrażenie, że znalazłam się w raju.  Choć na kolejne spotkanie z Damiano musiałam czekać znacznie dłużej, tęsknota wydawała mi się mniej paląca. Wiedziałam, że do mnie przyjedzie. Że wkrótce się zobaczymy. Że myśli o mnie poważnie.

W połowie października dotarła do mnie świetna wiadomość. Damiano dostał pracę w popularnym mediolańskim klubie. Znalazł nam ładne mieszkanie na obrzeżach miasta, które bez problemu mogliśmy utrzymać. Nie mogłam uwierzyć w nasze szczęście. Miałam wrażenie, że ciągle śnię. Odliczałam dni do końca semestru i cieszyłam się, że w przyszłym roku na stałe wyprowadzę się do Włoch. Nie byłam jeszcze pewna, jaka przyszłość mnie tam czeka. Zaczęłam powoli dbać o międzynarodowe certyfikaty, które ułatwią mi podjęcie pracy. Liczyłam też, że obecne doświadczenia pomogą mi rozpocząć karierę za granicą. Bo chociaż moja praca przy fakturach nie była zbyt porywająca, nauczyła mnie naprawdę wielu rzeczy.

Dziewczyny z biura się do mnie przekonały, nie miałam też problemów z Adamem. Zarabiałam na tyle, by móc się z tego utrzymać. Tak, to był najpiękniejszy okres w moim życiu.

Wreszcie przyszedł listopad. Złotą jesień wyparły ołowiane chmury, które panoszyły się na niebie. Dni kurczyły się w oczach. Każdego ranka coraz więcej kałuż lśniło od lodu. Ziemia przygotowywała się do długiego snu. Choć podobna pogoda zwykle bardzo mnie przygnębiała, tym razem nie odczuwałam zmiany aż tak dotkliwie. Skupiałam się na przyszłości, na lecie, które przecież musiało w końcu nadejść. Wyobrażałam sobie cudowne dni we Włoszech, nasze mediolańskie mieszkanie i dziką euforię, z którą wiązałby się każdy kolejny dzień. 

Któregoś poranka, wyjątkowo zimnego, zadzwonił do mnie Damiano. Czasem zaczynaliśmy dzień w ten sposób. Piliśmy kawę przy telefonie, albo rozmawialiśmy przez kamerkę. Choć nie umywało się to do chwil przy Stella Notturna pomagało mi przetrawić oczekiwanie na kolejne spotkanie. 

— Cześć. — Miło było słyszeć jego głos. Miałam jednak wrażenie, że brzmi dość dziwnie, jakby smutno.

— Hej. Coś się stało?

Westchnął do słuchawki.

— Chyba tak. Stara Moretti nie żyje. Miała zawał. Dowiedziałem się przed chwilą.

— O. — Nie wiedziałam, jak mam to skomentować. Pojawiło się we mnie wiele sprzecznych uczuć.

— Posypała się po aresztowaniu Veroniki — dodał ponuro Damiano. — Zresztą jej mąż też wygląda marnie i chyba niedługo do niej dołączy.

— Kiedy umarła?

— Trzy dni temu. Wczoraj był pogrzeb.

— Ciekawe, jak to się odbyło? Gdzie ją pochowali?

— W Dello. Victoria się wybrała. Mówiła, że było mnóstwo gapiów, a mało żałobników. Właściwie trudno się temu dziwić. Veronica nawet nie dostała przepustki.

—  W sumie to chyba przesada. To jednak była jej matka.

— Też tak uważam.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. Dziwnie było mi oswoić się ze świadomością, że Lisy Moretti już nie ma. Choć uważałam ją za potwora w ludzkiej skórze, sądziłam, że dobije przynajmniej dziewięćdziesiątki. Kiedy się nią zajmowałam, była zdrowa i żywotna. Nie wyglądała na osobę, która łatwo rozstanie się z tym światem.

Tego dnia miałam iść tylko na uczelnię. Nie miałam zbyt wielu zajęć, ale do tej pory nie pozwoliłam sobie na żadną nieobecność. Po wiadomości o śmierci pani Moretti czułam się naprawdę nieswojo i mało brakowało, a spóźniłabym się na tramwaj. 

Sen zimowy ||18+|| Damiano David ff|| KontynuacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz