5. Długa, mroźna noc

390 31 30
                                    

(Dobra, udało mi się oporządzić rozdział wcześniej. Trochę zagięłam czasoprzestrzeń)

Wspaniałomyślnie dałam sobie trzy dni, żeby doprowadzić się do stanu używalności. Miłosz dzielnie utrzymywał, że zmagam się z potwornym zatruciem pokarmowym, które absolutnie uniemożliwia podjęcie pracy. Gdy w końcu dostałam esemesa od zatroskanej księgowej, która poleciła mi jakieś specyfiki na odbudowę flory bakteryjnej, uznałam, że zaszło to już za daleko i po prostu wróciłam do życia.

Telefony od Damiano ustały dopiero po dwóch tygodniach odkąd dowiedziałam się o jego relacji z Coraline. Należy dodać, że ustały wyłącznie dzięki temu, że zablokowałam jego numer. Gdy rozmawialiśmy po raz pierwszy od wiadomości Victorii, miałam jeszcze nadzieję, że wszystkiego się wyprze. Chciałam nawet, żeby mnie okłamał i zapewnił, że nic ich nie łączy. By wymyślił cokolwiek. Że biedaczka przeraźliwie marznie w nocy i muszą spać w jednym łóżku. Że musiał ją przenocować ileś tam razy. Że to część jej terapii.

Ale stało się inaczej. Kiedy do niego zadzwoniłam, Malwina siedziała obok. Nie znała włoskiego, ale chciała mnie wesprzeć. Gdy usłyszałam jego głos, coś we mnie pękło. Nasłuchiwałam, przełykając łzy. Czekałam aż usłyszę w tle Coraline, ale nic takiego się nie stało. I całe szczęście, bo tego bym nie zniosła.

— Chyba powinniśmy pogadać — powiedziałam jednym tchem.

— Olga... — Ścisnęło mnie w gardle, gdy wymówił moje imię. Przez chwilę nie mogłam się odezwać.

— Powiedz mu, że masz nadzieję, że szlag go trafi — podpowiedziała szeptem Malwina.

— Wiem o Coraline — wypaliłam. — I naprawdę nie mam pojęcia, co mam ci powiedzieć. Że to...

— Błagam, daj mi wyjaśnić...

— Chcę tylko wiedzieć, czy to prawda. Jesteście ze sobą?

— Przepraszam. Olga, to nie miało być tak. Ona tylko tu mieszka, nie miała gdzie się podziać...

— Spałeś z nią?

Westchnął.

— Raz. I naprawdę tego żałuję, ale...

— Życzę wam szczęścia, Damiano.

Rozłączyłam się. Próbował do mnie oddzwonić, ale natychmiast odrzuciłam połączenie. Wreszcie mogłam rozpłakać się nad własnym nieszczęściem. Malwina mocno mnie przytuliła.

— Faceci są nic nie warci, Olga. Jeśli masz fuksa, możesz liczyć tylko na tatusia.

Wybuchnęłam histerycznym śmiechem.

— Kurwa, Malwa, mój tatuś też ma mnie w dupie!

Szaleńcza wesołość ustąpiła szlochaniu. Drżałam przez chwilę, starając się nad sobą zapanować.

— Muszę się ogarnąć — powiedziałam wreszcie. — Naprawdę muszę... Jestem za stara na takie przeżywanie, ale...

— Ale boli jak cholera?

— No właśnie.

Malwina znów mnie przytuliła. 

— Najważniejsze, że masz już to za sobą. Co on ci właściwie powiedział? Że to wyszło jakoś przypadkiem, czy...

— Nie wypierał się. Mówił, że z nią spał, konkretnie raz, i że u niego pomieszkuje. 

— Pomieszkuje u was — poprawiła mnie Malwa. 

— Nawet mi nie przypominaj.

Tamtego dnia pękłam i opowiedziałam jej o Corze. O tym, że walczyła z nałogiem. O tym, że w pewnym sensie sama wysłałam ją na odwyk. I o tym, że bardzo naiwnie sądziłam, iż uczucia Damiano w stosunku do niej wygasły. A przecież widziałam, jak bardzo się o nią martwił. Jak poświęcał własną przyszłość, by trwać obok niej, chociaż sytuacja była beznadziejna. 

Sen zimowy ||18+|| Damiano David ff|| KontynuacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz