6. Dawne ścieżki

374 27 21
                                    

Matilde nie miała dla mnie dobrych wiadomości. Ponieważ jednak zdążyłam przyzwyczaić się do katastrof, które czaiły się za każdym rogiem, na wieść o tym, że koniecznie będę musiała pojechać do Włoch, zareagowałam całkiem spokojnie. Zdziwiło mnie tylko, że miałam być świadkiem Veroniki. Czego ona ode mnie chciała? To przecież przez jej działania zwolniono mnie z pracy i miałam  wszelkie powody, by życzyć jej jak najgorzej. Matilde pocieszyła mnie, że w razie czego wynajmie mi dobrego prawnika. Miałam jednak nadzieję, że nie będzie mi potrzebny. Zamierzałam po prostu odbębnić swoją powinność i wrócić do Łodzi. 

Zarezerwowałam bilet do Mediolanu. To tam miało się odbyć moje przesłuchanie. Pocieszałam się, że to duże miasto i uda mi się uniknąć spotkania z Damiano. Jeśli miałam być szczera, przerażało mnie ono bardziej ,niż wizja spotkania z karabinierami. Wyobrażałam sobie Mediolan, upstrzony świątecznymi paskudztwami. Widziałam Damiano i Coraline, którzy obściskują się pod monumentalną choinką. Albo robią bożonarodzeniowe zakupy. Do świąt zostały tylko dwa tygodnie, ludzie na pewno zdążyli oszaleć na puncie gwiazdek z cukru, czy skarpetek z reniferami. W tym roku nie miałam siły i ochoty, by do nich dołączyć. Zamierzałam spędzić Boże Narodzenie z butelką wina i maratonem filmów o seryjnych mordercach. 

Udało mi się zorganizować cały wyjazd tak, by nie opuścić ani jednego dnia w pracy. Planowałam wylecieć z Łodzi w czwartek rano, przetrwać popołudniowe przesłuchanie i załapać się na nocny kurs do Polski. W piątek  mogłam pojawić się w biurze jak gdyby nigdy nic. Chwała nauce za samoloty.

Wzięłam ze sobą tylko bagaż podręczny. Po chwili wahania spakowałam referencje z agencji pracy. Nie miałam pojęcia, w co gra Veronica, więc zamierzałam pokazać się od jak najlepszej strony.

Miłosz uparł się, że odwiezie mnie na lotnisko. Chociaż opuściliśmy mieszkanie przed czwartą nad ranem, nie narzekał na zmęczenie i niewyspanie. Moi współlokatorzy naprawdę się o mnie martwili i robili wszystko, bym nie została sama ze swoimi problemami. Na szczęście wyczuli, że nie chcę odpowiadać na ich pytania i nie naciskali. 

Lot miał potrwać dwie godziny. Gdyby nie odprawa, która potrafiła ciągnąć się przez eony, mogłabym wyjechać o wiele później, ale wolałam nie ryzykować.  

O tej porze roku na lotnisku nie było zbyt wielu pasażerów. Niestety, tylko jedne bramki były czynne i koniec końców i tak wylądowałam w ogromnej kolejce, która ciągnęła się przez całą halę. Zasypiałam na stojąco i czekałam tylko, aż znajdę się w wygodnym, samolotowym fotelu. 

Minęła ponad godzina, nim wreszcie zatrzymałam się przed pracownikiem lotniska. Położyłam torbę do przeskanowania, podałam mu dowód osobisty i przeszłam przez bramki. Ot, wzorowa pasażerka. 

Życzono mi udanej podróży, po czym zostałam skierowana do poczekalni. Gdy usiadłam na plastikowym krzesełku, niemal natychmiast zalała mnie kolejna fala senności. Próbowałam otrzeźwić się muzyką, ale nawet najbardziej energiczne melodie nie miały szans w starciu z tak wczesną godziną.  O wpół do szóstej mogłam wreszcie wejść na pokład. W moim rzędzie siedziała  para w średnim wieku, która na szczęście nie oczekiwała, że będę zabawiać ich rozmową. Mogłam zasnąć natychmiast po wylocie i skwapliwie z tego skorzystałam. 

Obudził mnie słodki głos stewardessy, informujący, że podchodzimy do lądowania. Zapięłam pasy i otarłam oczy. Byłam już jedną nogą we Włoszech. Opadanie samolotu sprawiło, że pospiesznie wetknęłam do ust miętówkę. Nic to nie dało, i tak zatkały mi się uszy, i opuściłam pokład półgłucha. 

Przeszłam kolejną odprawę na lotnisku. Na szczęście znacznie krótszą. Od przesłuchania dzieliło mnie jeszcze sześć godzin i mogłam wykorzystać ten czas, jak chciałam.

Sen zimowy ||18+|| Damiano David ff|| KontynuacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz