14. Droga do domu

440 30 23
                                    

Omg, 1k wyświetleń, dziękuję 🥰

Lorenzo przyjechał wcześniej niż zapowiedział. Najwyraźniej punktualność znaczyła dla niego za mało. Wszedł do mieszkania w chwilę po tym, gdy udało mi się dopiąć ostatnie guziki koszuli, którą pożyczył mi Damiano. Była na mnie trochę za duża, ale po wetknięciu jej w jeansy mogła udawać dość elegancki strój. Nie wiedziałam, czy istnieje dress-code na podobne życiowe wypadki, ale wolałam prezentować się w miarę schludnie.  Damiano uparł się, że pojedzie z nami na komisariat. Stwierdził, że z moim szczęściem karabinierzy znów wsadzą mnie na dołek i będę potrzebowała kogoś, kto złoży za mnie poręczenie. Gdyby nie wydarzenia z ostatnich dni, uznałabym te żarty za całkiem zabawne.

Lorenzo kilkanaście razy sprawdził, czy mamy wszystkie niezbędne dokumenty z rzekomo sfałszowanym dowodem osobistym na czele. Damiano nabijał się, że przez tyle czasu mogłam spokojnie zatroszczyć się o lepszą podróbkę. Prawnik musiał wyczuć, że atmosfera między nami bardzo się zmieniła. Zniknął żal, przestaliśmy unikać swoich spojrzeń, a w którymś momencie Damiano spontanicznie złapał mnie za rękę.  Cóż, Lorenzo poniekąd przyczynił się do naszego pojednania. 

Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Patrzyłam na szerokie, jasne ulice Mediolanu, tak bardzo różniące się od znanych mi łódzkich zaułków. Choć planowałam niebawem tu wrócić, czułam że czekają mnie długie tygodnie tęsknoty. Nie tylko za Damiano, lecz także za miastem; wdzięcznym i strojnym niczym panna młoda. 

Lorenzo przez całą drogę zapewniał mnie, że to już ostatnie formalności. Przygotował także wzór wniosku o odszkodowanie. Zamierzał domagać się dla mnie sześciu tysięcy euro. By, jak stwierdził, wypłacili mi cztery. Popłynął nieco w opowieściach o moim aresztowaniu, publicznym upokorzeniu, nieocenionych stratach moralnych i zawyżonych kosztach życia, które musiałam ponosić. Przekonywał jednak, że właśnie w ten sposób należy do tego podejść. Jego zdaniem szłam na małą wojnę. Cóż, to on był prawnikiem, nie ja. 

Gdy dojechaliśmy na posterunek karabinierów, poprosił, by zostawić całą sprawę jemu. Mieliśmy z Damiano tylko przytakiwać. 

Lorenzo, z wesołego, rumianego mężczyzny w średnim wieku, w jednej chwili przemienił się w lwa, gotowego rozszarpać swoją ofiarę. W tym przypadku padło na karabiniera. Wparował na komisariat, a ja i Damiano niepewnie ruszyliśmy za nim.

Nie przywitał się ani słowem, po prostu zaczął działać.

— Przychodzę w sprawie pani Karczewskiej — powiedział zimno do funkcjonariusza, który był najbliżej. — Nie mamy czasu. Pani Olga musi bezzwłocznie wrócić do kraju. Gdzie są dokumenty?

Karabinier, przysięgam, w jednej chwili zmalał. Być może nasłuchał się tego i owego od swojego kolegi, który miał wątpliwą przyjemność przetrzymywania mnie w areszcie.

Nim funkcjonariusz zdążył sięgnąć po właściwą teczkę, Lorenzo podjął swoją tyradę.

— Jest absolutnym skandalem, że obywatelka Polski była bezprawnie przetrzymywana przez tak długi czas. Pański przełożony będzie się z tego tłumaczył przed dziennikarzami!

— Nie przesadzajmy, dobry człowieku. Sprawa została rozpatrzona w kilka dni. — Karabinier najwyraźniej odzyskał resztki rezonu. 

— Tak? Był pan kiedyś przez, jak pan mówi, kilka dni w obcym kraju, nie znając własnej sytuacji prawnej? Ma pan komplet dokumentów? Proszę mi je pokazać. Co do skandalicznej sytuacji z lotniska, proszę, by wyraźnie zaznaczono przebieg aresztowania. Począwszy od bezpodstawnego  wezwania służb i zatrzymania na komisariacie, z wyszczególnieniem, który funkcjonariusz podjął taką decyzję. 

Sen zimowy ||18+|| Damiano David ff|| KontynuacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz