2. Prezent od losu

375 27 26
                                    

Niespełna tydzień po przybyciu do Polski miałam udać się na rozmowę kwalifikacyjną. Miłosz zapewniał, że to tylko formalność, ale mimo wszystko robiło mi się niedobrze na samą myśl o tym przedstawieniu. Nie byłam dobra w tego typu rozmowach. Po pierwsze, same pytania wydawały mi się absurdalne. Dlaczego chce pani pracować?  Byłam ciekawa, co by się stało, gdybym odpowiedziała, że wyłącznie z powodu chęci posiadania pieniędzy. 

Malwina pożyczyła mi beżową koszulę z rękawem do łokci, która od biedy mogła uchodzić za coś eleganckiego. Miłosz twierdził, że w biurze nikogo nie będzie obchodziło, jak się ubieram, ale wolałam zachować pewne pozory, dopóki nie podpiszę umowy. Tuż przed wyjściem wypiłam jeszcze szybką kawę z Malwą.

— Wiesz, co będzie pojutrze? — zapytała.

— Niedziela.

— Głupia! Masz urodziny, stara jędzo! 

Parsknęłam nerwowym śmiechem.

— Rzeczywiście — przyznałam po chwili. — Dobrze, że mi przypomniałaś, to kupię jakiś torcik, czy coś.

Malwina uniosła brew.

— Czy twój chłopak planuje coś z tej okazji?

— Nie sądzę. Wiesz, mamy się spotkać dopiero za kilka tygodni. 

— Szkoda.

— No szkoda. Lecę, bo się spóźnię. Trzymaj za mnie kciuki.

— Dostaniesz tę robotę — powiedziała Malwina z przekonaniem. — Chcesz kopa w tyłek na szczęście?

Spojrzałam na nią z zażenowaniem i wyszłam z mieszkania. Zupełnie zapomniałam, że niedługo mam urodziny. Nigdy szczególnie ich nie obchodziłam. Czasem wychodziłam ze znajomymi do klubu, ale teraz nie miałam takich planów. Choćby dlatego, że jeżeli wszystko poszłoby po mojej myśli, od poniedziałku miałam zacząć nową pracę.  W takiej sytuacji balowanie było kiepskim pomysłem. Poza tym, wyjście bez Damiano niezbyt mi się uśmiechało. Imprezy kojarzyły mi się z niezobowiązującym flirtem, a chciałam być wobec niego fair. 

Biuro, w którym miałam pracować, znajdowało się ledwie dwa przystanki od naszego mieszkania. Miłosz zwykle pokonywał tę drogę pieszo, bo zajmowała mu maksymalnie piętnaście minut. Sekretariat obsługiwał niewielką hurtownię zaopatrującą sklepy ze zdrową żywnością. Miałam nadzieję, że nikt nie zapyta mnie o sposób odżywania, bo czułam, że odpowiedź z marszu mnie zdyskwalifikuje. 

Obiecałam sobie w duchu, że nawet jeżeli nie dostanę tej pracy, spróbuję uniknąć zupełnej kompromitacji. Sam budynek utrzymano w stylu industrialnym, co bardzo przypadło mi do gustu. Podobno kiedyś znajdował się w nim magazyn, należący do jednej z łódzkich szwalni. Przed wejściem zerknęłam na swoje odbicie w wyświetlaczu telefonu, upewniając się, że moja twarz wygląda normalnie. 

Zapukałam do wskazanych drzwi. Ponieważ nikt się nie odezwał, śmiało je popchnęłam.

— Dzień dobry — przywitałam się. — Przyszłam na rozmowę kwalifikacyjną.

Biuro nie było duże. Składało się z dwóch pomieszczeń, a w każdym z nich ustawiono po trzy stanowiska z komputerami. Zza szklanych drzwi szafy wyglądały kolorowe grzbiety segregatorów. Przy jednym z biurek stał staromodny telefon stacjonarny.

W pierwszym pokoju, tym do którego weszłam, siedziały dwie kobiety. Obie niedawno przekroczyły trzydziestkę i miały podobne rozjaśniane włosy. Miałam nadzieję, że będę je rozróżniać. Wydawało mi się, że są do siebie bardzo podobne.

Sen zimowy ||18+|| Damiano David ff|| KontynuacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz