Rozdział 25, część II

756 28 1
                                    

Każdy dzień spędzałem na rozmyślaniu o zdrowiu mojej ukochanej i oczekiwaniu na jej wybudzenie. To dziś miał być ten moment, kiedy podane zostaną leki, które pomogą otworzyć jej te piękne oczy. Nie mogłem się doczekać. Wspólnie z Oskarkiem i mamą Daphne oczekiwaliśmy na korytarzu na efekty. Po podaniu leków w przeciągu 20-30 minut Daph powinna do nas wrócić. Narazie wszystko szło tak, jak trzeba. Dostawała codziennie kroplówki, które ją odżywiały, miała też kilkakrotnie przetaczaną krew. Lekarze określali jej stan, jako stabilny. Prosiłem doktora prowadzącego, aby nawet, gdy Daphne się obudzi i trochę dojdzie do siebie, nie wspominał nic o ciąży. Nie chcę, aby to rozstroiło ją znowu. Kiedy przyjdzie właściwa pora o wszystkim jej powiem. Teraz ona jest najważniejsza i to, by wróciła do mnie. Do naszego mieszkania. Na pewno wezmę rok przerwy od zajęć i może dobrze by nam zrobił powrót do Ameryki. Może warto byłoby zacząć studia tam? Albo studiować z domu? Wtedy oboje moglibyśmy być ciągle razem. Miałbym na nią oko. Oskarek towarzyszył mi w szpitalu od kilkunastu dni i był naprawdę dzielny, jakby totalnie rozumiał, że nie może naskakiwać na Daphne. Kładł się przy łóżku na wysokości jej stóp i czuwał. Moment moich rozmyslań przerwał lekarz wychodzący z sali.
- Jest dobrze. Jest naprawdę dobrze. Pacjentka zaczęła się wybudzać.
- Kiedy będę mógł ją zobaczyć? - chciałem wbiec do sali, utulić ją i ucałować. Być, jak najbliżej.
- To potrwa. Myślę, że za kilka godzin. Musi stabilnie się wybudzić i być świadoma tego, co się dzieje. Chyba Pan rozumie. - skinąłem głową i mój entuzjazm opadł. Czekam już tak długo, każda sekunda trwa dla mnie wieczność. Ale będę czekał tyle, ile trzeba.

Zjadłem obiad w szpitalnym bufecie. Jedzenie nie było najgorsze. Kiedy wróciłem, lekarz zapraszał matkę Daphne, by do niej weszła. Gdy tylko mnie ujrzała, powiedziała, bym wszedł jako pierwszy. Ja i Oskar. W sali nie było nikogo poza nami. Daphne miała włożone jeszcze tylko rurki do nosa, by łatwiej było jej oddychać. O kroplówkach nie wspomnę, coś musi ją odżywiać.
- Skarbie. - usiadłem natychmiast obok niej i ująłem jej dłoń.
- Dylan? - zapytała zdziwiona. - Co Ty tutaj robisz?
- Czekałem, aż się wybudzisz. - odparłem. Myślałem, że jest w szoku po tym wszystkim.
- Gdzie są moi rodzice? I Nicholas? I Colette? Co ja tu właściwie robię? -
Boże, niczego nie rozumiem. Dlaczego ona pyta o Nico i Coco? O co tu, kurwa, chodzi?
- Dlaczego o nich pytasz? - patrzyłem na nią.
- Nicholas jest moim chłopakiem, a Coco najbliższą przyjaciółką. - westchnęła. - Masz ładnego pieska. Jak się wabi?
Nie wierzę. Po prostu w to nie wierzę. Ona mnie nie pamięta? Postanowiłem dać jej spokój, bo ledwo mówiła. Miała straszną chrypkę. Zostawiłem Oskara w sali i wyszedłem na korytarz.
- Ona mnie nie pamięta, pyta o Nico, o Coco. Twierdzi, że jest w związku z Nicholasem. - oznajmiłem jej mamie. Jestem załamany. Jakby tego wszystkiego było mało, Daphne mnie nie pamięta. Nie pamięta o miłości do mnie. Jak to możliwe?
- Porozmawiaj z lekarzem. Nie wiem, co mam powiedzieć, Dylan. Tak mi przykro. Dziś Twoi rodzice tutaj przylatują.
Kompletnie nie miałem pojęcia, że mama i John wzięli wolne i będą mi towarzyszyć. Najchętniej zostałbym sam.

- Utrata pamięci może być chwilowa, ponieważ pacjentka jeszcze nie wybudziła się całkowicie. Mózg dopiero zaczął pracować, musi przeanalizować wszystko i wrócić na poprawne tory. - powiedział lekarz. - Oczywiście, może być też długotrwała, ale nie doszło do urazu w obrębie głowy, abym miał podejrzewać coś takiego. Proszę dać jej kilka, może kilkanaście godzin. Wszystko powinno się unormować. Mówiłem, że wypadek był bardzo poważny. To tylko ludzki organizm.
Jestem już cholernie zmęczony czekaniem. Każdy mówi, że to tylko kilka godzin. Dla mnie to są żmudne godziny czekania. Czekania ciągle na coś nowego. Na ustabilizowanie sytuacji, na wybudzenie, na powrót pamięci. Na co jeszcze? Czy już niewystarczająco się nacierpiałem? Decyzja o stażu w Japonii była najgorszą, jaką kiedykolwiek podjąłem. Nie wiem, jak długo będę znosił jeszcze jej konsekwencje. W tej samej chwili zadzwonił mój telefon.
- Witam. Prowadzę sprawę postrzału Pańskiej narzeczonej. William Phlew. - przedstawił się funkcjonariusz. - Podejrzany został zatrzymany. Dziś odbędzie się jego przesłuchanie. Czy chce Pan uczestniczyć?
- Tak, oczywiście. Chcę słyszeć, co ten dupek ma do powiedzenia. O której i gdzie mam być? - zapytałem. Policjant podał mi adres i godzinę, na którą mam się stawić. Postanowiłem pojechać do mieszkania, wziąć prysznic i się przebrać. Są tutaj rodzice Daphne, Zayn i Kylie, a także Miley. Oskar został u Daphne, ponieważ dobrze się dogadywali. Z bólem serca wychodziłem ze szpitala. Nie wiem, ile jeszcze jestem w stanie znieść. Myślałem, że gdy się obudzi, będzie szczęśliwa, że mnie widzi, że jesteśmy razem. A ona tęskni i pyta o człowieka, który wyrządził jej w życiu największą krzywdę. Jestem po prostu zdruzgotany.

Widząc Nicholasa miałem ochotę go zabić. Skrzywdzić go tak, jak on skrzywdził Daphne. Jak skrzywdził mnie i skazał na największe cierpienia. Prowadzący sprawę dopiero zasiadał naprzeciwko Nico. A mnie coraz bardziej nosiło. Policjantka, która była ze mną starała się mnie uspokoić.
- Mamy niezbite dowody, że to on. Mamy jego odciski palców. Wcale nie zaplanował tego, albo chciał zostać schwytany. Nawet broń wrzucił do śmietnika za blokiem. - oznajmiła.
- Jestem wściekły. Chciałbym skrzywdzić go tak, jak on skrzywdził nas. - zacisnąłem dłonie w pięści. - Najgorsze jest to, że kiedyś był moim najlepszym kumplem. Jest szalony, totalnie postradał zmysły.
Rozpoczęło się przesłuchanie. Nico do wszystkiego się przyznał. Nie zaprzeczał wcale, opowiedział, jak wszystko zaplanował, że chciał zostać schwytany. Chciał ukarać mnie, że mu ją odebrałem. Wyjaśniłem wszystko, że od lat jestem z Daphne, że Nico sam ją pozostawił dla kogoś innego, że całe jego wyobrażenie o sytuacji nie ma nic wspólnego z tym, jak było. Po wyjściu z komisariatu postanowiłem zadzwonić do Colette. Przecież Nicholas skrzywdził też swoją rodzinę. Pozostawi ich samych sobie na pastwę losu. To coś strasznego. Mają małe dziecko. Ich córka ma dopiero niespełna 3 latka. Zranił tak wiele osób wokół siebie. Nie pomyślał, że zostaną bez funduszy do życia, bo Coco nigdzie nie pracuje. Może chociaż jego rodzice poczują się do winy i pomogą swojej wnuczce. Kiedy wsiadłem do auta, rozdzwonił się mój telefon. Mama Daphne.
- Dylan, kiedy będziesz? - zapytała zaniepokojona. - Daphne o Ciebie pyta. Chyba wraca do siebie.
To była najlepsza wiadomość, jaką tylko mogłem dostać.
- Zaraz będę. - odparłem. Muszę ją zobaczyć.

Wróg Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz