Rozdział 27, część II

769 26 2
                                    

Więc udało nam się wrócić do Ameryki. Ja chciałem studiować, Daphne nie. Miała zająć się poszukiwaniami odpowiedniego miejsca dla naszego domu.
- Może przeniósłbym się na Yale, albo Harvard? Może studiowałbym zdalnie, tylko na zajęcia praktyczne bym dojeżdżał? Co Ty na to? - zapytałem Daphne. Nie była tym jakoś szczególnie zainteresowana. W zasadzie od czasu śpiączki nie była zainteresowana niczym, tylko sobą i zakupem ziemi. Trochę mnie to męczyło. - Hej, Daph, słuchasz mnie?
- Mhm, tak, tak. - mruknęła, po czym oderwała się od laptopa. - Możesz powtórzyć, co mówiłeś?
- Nic, najwidoczniej jesteś zajęta. - ucałowałem ją we włosy. - Idę na siłownię z chłopakami. Wrócę niedługo.
Daphne machnęła zdawkowo i nadal była zajęta sobą.

- Rozmawiałeś z nią o tym? - zapytał Morgan, kiedy opowiedziałem mu, co się dzieje między mną, a Daphne.
- Trochę. Powiedziała, że wszystko wyolbrzymiam, a ona po prostu szuka nam idealnego, bezpiecznego miejsca,  projektuje, aby wszystko było doskonałe. - westchnąłem. - Nie wiem, dlaczego tak się zmieniła. Coraz mniej rozmawiamy, praktycznie nie spędzamy razem czasu. Jestem rozczarowany.
- Hm, ciężki temat. Myślę, że powinniście naprawdę to przegadać, powinieneś zabrać ją gdzieś i postawić sprawę jasno. Takie związki nie mają racji bytu. Mogła się zestresować wypadkiem i dlatego się od Ciebie oddala, bo chce osiągnąć nieosiągalne. Ale w ten sposób straci Ciebie. - powiedział mój przyjaciel.
- Jest moją narzeczoną, w przyszłym roku bierzemy ślub. To oczywiste, że od niej nie odejdę.
- To ona od Ciebie odchodzi mentalnie. Jak długo dasz radę to ciągnąć?
- Nie wiem. - wzruszyłem ramionami. Prawda była taka, że już tęskniłem za Daphne i nie wiem, jak długo to zniosę.
- No właśnie. - odparł Morgan. W tym momencie rozdzwonił się mój telefon. To Colette. Obiecałem jej, że zajmę się May, kiedy ona pójdzie na rozmowę o pracę.
- Muszę spadać. Złapiemy się jutro na siłowni. - zbiłem z kumplem piątkę i przeszedłem do szatni.

- Cześć. - Colette uśmiechnęła się, otwierając mi drzwi. - Obiecuję, że szybko wrócę. May zaraz powinna zjeść obiad, wszystko jest przygotowane na kuchni. Dopiero wstała z drzemki i nie zdążyłam jej nakarmić.
- Jasne, na pewno damy sobie radę. - wszedłem do mieszkania i zamknąłem drzwi. Wtedy May wybiegła zza rogu z radosnym krzykiem.
- Dylan. - zasepleniła i wyciągnęła rączki w moim kierunku. Wziąłem ją na ręce, a ona ucałowała trochę mój policzek, a trochę nos. Chciałbym mieć już dzieci z Daphne.
- Witaj, maluchu. - uśmiechnąłem się. - Idziemy jeść obiad, a później będziemy się bawić?
- Tak. - May zaklaskała w łapki.
- Bądź grzeczna i nie dokuczaj wujkowi. Mamusia niedługo wróci. - Coco przytuliła do siebie May, a następnie wyszła.

May grzecznie zjadła obiad, wypiła herbatkę dla dzieci i była gotowa, byśmy wyszli na plac zabaw. Pogoda była słoneczna, więc zgodziłem się na jej słodkie prośby. Uwielbiałem spędzać czas z tą dziewczynką. Była śliczna i nie przeszkadzało mi, że jest dzieckiem Nico. Przecież to nie jej wina, że jej ojciec jest chodzącym psychopatą. Dziś miała na sobie piękną niebieską sukienkę z falbankami, a jej ciemne kręcone włosy falowały wokół jej małej buzi. Zdecydowanie chciałbym mieć dziecko. May ujęła moją dłoń i pomaszerowaliśmy wspólnie na plac zabaw.

Aktualnie huśtałem brunetkę, kiedy wypatrzyła nas Daphne. Spacerowała z Oskarkiem. Niestety, mój błąd, ale nie poinformowałem swojej ukochanej o tym, że będę dziś pomagać Colette. Nie chcę nawet myśleć, jak to się skończy.
- Dylan? - popatrzyła na mnie. - Czy Ty przypadkiem nie miałeś być na siłowni z chłopakami?
Była szczerze zaskoczona tym, że mnie tu zobaczyła.
- I byłem. Obiecałem Colette, że zajmę się dziś May. Ona ma rozmowę o pracę. - odparłem zgodnie z prawdą.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - była zraniona. - Masz przede mną tajemnice? Dobrze wiesz, że nie ufam Coco. Już raz zniszczyła mój związek.
- Nie wiem, nie umiem odpowiedzieć na to, dlaczego Ci nie powiedziałem.
- Przecież ja też chętnie spędziłabym czas z May. - Daphne pogłaskała pieska. Czułem się kurewsko źle, że jej nie powiedziałem.
- Nie układa się ostatnio między nami. Ty żyjesz w swoim świecie, a ja w swoim, Daph. Jesteś po prostu wyłączona z życia. To nie jest pierwszy raz, kiedy pomagam Colette, a Ty dowiadujesz się o tym dopiero teraz. Nawet nie zauważyłaś, że nie ma mnie w domu. - odparłem zgodnie z prawdą.
- Szukam dla nas idealnego miejsca na dom. - posmutniała. Nie chciałem tego, ale Daphne musi być świadoma tego, co się dzieje. I że prędzej lub później któraś ze stron nie wytrzyma. - To nie jest tak, że o Tobie zapomniałam.
- Ale ja tak się czuję. O czymkolwiek bym nie mówił, Ty mnie nie słuchasz. Przytakujesz w ciemno i nawet nie wiesz, o czym Ci opowiadam, o czym Cię informuję. Mam już tego dość. Tęsknię za Tobą, Daphne. - mruknąłem. Daph pokiwała smutno głową.
- Masz rację, Dylan. Ostatnio się od Ciebie odsunęłam. Przepraszam. - moja ukochana podeszła do mnie i po prostu wtuliła się w moje ciało. Bardzo mi tego brakowało. Objąłem ją jednym ramieniem i ucałowałem we włosy. - Obawiam się, że znowu będzie taka sytuacja. Wiem, że Nico jest w więzieniu, ale lęk mnie nie opuszcza, dlatego tak bardzo angażuję się w ten dom. Przepraszam najmocniej. Nie chcę, abyś ode mnie odszedł.
- Nigdy nie odejdę. Przecież Cię kocham najmocniej na świecie. - uśmiechnęła się i ucałowała moje usta.
- Fuuuuj. - usłyszeliśmy i oboje się zaśmialiśmy. May zrobiła kwaśną minę. - Chcę do Daphne. Chcę bawić się z pieskiem.
- Już, już. - Daph wyjęła May z siedziska huśtawki i wzięła ją na ręce. Wyglądały uroczo. Zupełnie tak, jak matka z córką. Oskarek podszedł powoli do May i liznął ją po ramieniu, co wyraźnie rozbawiło małą. - Nie chcę, żebyś chodził do Colette bez mojej wiedzy. Nie ufam jej.
- Powinnaś jej wybaczyć. Minęło już sporo czasu. Wspólnie moglibyśmy jej pomagać. - zaoferowałem, z czego Daphne nie była zadowolona.
- Kocham May. - popatrzyła na dziewczynkę, która aktualnie przytulała się do Oskarka. - Ale nie wybaczę nigdy ani Coco, ani Nico. Oboje bardzo mnie skrzywdzili.
- Lepiej popatrz na plusy. Gdyby nie ich romans, my nigdy byśmy nie byli razem. - przytuliłem ją do siebie. - Jesteś głodna? Może poszlibyśmy do restauracji obok coś zjeść?
- Nie, nie mam apetytu. - ciągle zasmucało mnie to, że Daphne nie chce jeść. Kupiłem jej nawet witaminy, gotowałem i zamawiałem to, co lubi, ale ona jadła naprawdę niewiele.
- Jeśli chcemy mieć własne dziecko, to musisz zacząć już teraz zdrowo się odżywiać. - zaznaczyłem.
- Nie chcę mieć dzieci, dopóki nasz dom nie zostanie wybudowany. - westchnęła, nie patrząc na mnie. - Wszystko musi być bezpieczne teraz.
- Czyli zaprzestaniemy żyć, bo coś takiego może znowu się przydarzyć? Daph, wiem, że się boisz, ale nie popadaj w paranoję. Jaka jest szansa na to, że ponownie spotka Ciebie lub mnie taka sytuacja? Jedna na milion? - byłem zły, marzyłem o naszym własnym dziecku. I to bardzo. Nie chcę czekać kolejnych 2, może 3 lat, by zostać ojcem i stworzyć prawdziwą rodzinę. Popatrzyłem na May. Tak, zdecydowanie chcę zostać ojcem.

Wróg Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz