Smutek

720 50 4
                                    

KARMA

Myślałem, że zawału dostanę, a to wszystko przez nią... Po prostu myślałem, że zabije ją na miejscu, ale co poradzić, nikt nie mógł wiedzieć, że tak się stanie... W tej chwili czekam na szpitalnym korytarzu, aż jakieś wieści będę mieć i kiedy w końcu je dostałem to nie powiem, że byłem w szoku bo spodziewałem się tego. Ale jednak smutek jest, choć to nie moje dziecko było. Nagisa, pewnie jest zadowolony bo i tak go nie chciał. Poszedłem do jego sali bo mnie wpuścili i patrzyłem się tak na niego. On siedział oparty o poduszke i trzymał się za brzuch, patrząc się na niego. Jednak nie widzę na jego twarzy radości, raczej coś w rodzaju zmieszania... Pewnie jest w szoku, bo jednak to wszystko stało się tak nagle.

Podszedłem do niego i usiadłem na krześle. Delikatnie położyłem rękę na jego ramieniu. Nie wiem, co powiedzieć, więc po prostu tak siedziałem czekając na jego ruch.

- Karma... Myślałem, że będę się cieszyć... A nie czuje radości... To normalne..?

Westchnąłem i zabrałem jego rękę z brzuch łapiąc ją w obie ręce i gładząc.

- Jestem w szoku po tym wszystkim i sam nie umiesz określić co się dzieje. To normalne, że sam nie wiesz jak się zachować.

Było po nim widać jedną wielką nie wiedzę do wszystkiego... Szkoda mi go... Gdybym, wtedy sam ją od razu wygonił nie stało by się to.

- Ale ...ja go nie chciałem, więc czemu ...czuje taką pustkę...

- Jednak trochę go miałeś przywykłeś, że coś masz i to się rusza. Taki szok po utracie dziecka, nawet jak się go nie chciało. To jest normalne.

Patrzyłem na niego, ale ten cały czas miał wzrok na brzuchu... Naprawdę nie wiem, co mam zrobić... Skoro w tej sytuacji bardziej przyda mu się psycholog niż ja... Dałem delikatnego całusa w jego rękę i cały czas trzymałem. Pierwszy raz widzę go w tak kiepskim stanie. No może jak ojciec ich zostawił, ale i tak wydaje mi się, że było znacznie lepiej.

- Zostaniesz tu ze mną..?

- Tak spokojnie, będę z tobą tyle ile trzeba, nie zostawie cię.

Od razu go zapewniłem uśmiechając się delikatnie, a ten w końcu spojrzał na mnie. Ten ból ...czemu akurat na niego to poszło. Usiadłem w końcu na łóżku i przytuliłem go delikatnie, a on od razu się wtulił. Jak za dawnych czasów, ale tym razem to naprawdę coś poważnego. Mój maluch, będę o niego dbać jak najlepiej mogę by się nie załamał.

- Dlaczego to musi boleć... Tak go nie chciałem, a wyszło jak by było inaczej.

- Wiesz, ty sam może go i nie chciałeś, ale twój organizm mówi co innego. Ale będzie dobrze zobaczyaz, wszystko się ułoży.

Pogładziłem go po głowie, na co się bardziej wtulił. Jednak dalej jest takie kruchy jak był kiedyś.

Minęło parę dni i wróci do mnie, i dalej jest taki przybity. Cały czas, praktycznie leży i nie chce nawet jeść, nic. Martwi mnie to, bo całkiem zamyka się w sobie nawet dla mnie... I co ja mam z nim zrobić. Nawet wziąłem wolne, by mieć dla niego swój pełny czas, a co do Roxi, to nie kontaktuje się z nią od tamtego dnia, nawet jak sama dzwoni. Przesadziła z tym, i dobrze o tym wie. Też jej wina, to jest, że Nagisa, jest jaki jest teraz. Nigdy jej tego nie wybaczę.

- Nagisa, chodź zjedz choć trochę. Zrobiłem twoje ulubione spaghetti.

- Hmm...

- Nagisa, no trochę, byś się lepiej poczuł.

Położyłem talerz na szafce obok i kucnąłem przy nim. Odkryłem go trochę i widząc tą jego twarzyczke, aż mnie coś boli od środka. Taki blady, sińce pod oczami, jedno wielkie nieszczęście...

- No parę widelców weź, a będę zadowlony i dam ci spokój.

- ...Nie chce ...

- Od dwóch dni nic nie wziąłeś... Musisz jeść, nie ma, że boli, chce byś miał siły na co kolwiek.

On jednak tylko popatrzył na mnie i odwrócił się plecami... Ehhh... z nim jak z dzieckiem, ale tu byle szantaż nie pomoże.

- Karma ...a ...

- No? O co chodzi.

- A nakarmisz mnie...? Wtedy ...coś zjem...

...Karmić go? Tego jeszcze nie było, ale jeśli to mu pomoże, to niech będzie.

- No okej, ale nie licz, że będę robić tak zawsze.

- Dobrze...

Wstał do siadu i poprawił trochę włosy. W takich chwilach, te długie mu trochę przeszkadzają. Uśmiechnąłem się i usiadłem przy nim biorąc talerz i karmiąc go powoli. Widząc te delikatne rumience, pewnie jest mu głupio, że o to prosił, ale skoro teraz tak mu lepiej, mi to nie przeszkadza, ważne żeby coś zjadł.

- No i pięknie. Połowe zjadłeś, to nawet więcej niż chciałem, ale chyba teraz jest lepiej na żołądku, co?

- Tak, trochę tak ...dziękuje, że się mną zajmujesz. Naprawdę bardzo to doceniam.

- Od czego mnie masz. Pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć, przy mnie nie będziesz czuł się gorzej.

- W to nie wątpie, ale ...co z Roxi... Wiem, że ona się przyczyniła do tego jak teraz jest, ale znasz ją tyle lat.

- Dla mnie temat skończony. Jeśli ma być taka zazdrosna, to oczywiste, że nie chce takiej kobiety, to stanowcza przesada. Niech nie myśli, że będę tylko jej i nie mam prawa spotykać się z innymi.

- Dla innych, to by było urocze, choć nie każdego, ale ona taka jest co zrobić.

- Właśnie, co... Po za tym, chyba mieliśmy już tę rozmowę o nas, prawda? Dla mnie moje serce należy do ciebie, i zdania tym bardziej nie zmienie, zaakceptuj to Nagisa.

- Ja to wszystko wiem, ale sam fakt... Tak nagle odbieram jej faceta.

- Ja z nią w sumie, nigdy do końca nie byłem. Bo ty jesteś tu od bardzo dawna.

Pokazałem na miejsce gdzie mam serce. Ja o niego będę walczyć zawsze, nie ważne co, ale tej suce nigdy nie wybaczę, że doprowadziła go do takiego stanu... Przytuliłem go mocno dając całusa w czółko. Pomogę mu, choć by nie wiem co, ale sprawie, że będzie szczęśliwy, bo zasługuje na to


~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam!!

Jak myślicie Karma, teraz będzie takim ochroniarzem" nie da się nikomu zbliżyć do niego. Zawsze w sumie jest taki zaborczy, ale może być jeszcze bardziej ^^. To już zależy od tego jak sytuacja się potoczy, a mam mały plan, zobaczy się, czy się uda. No nic, miłego dnia dla was i do zobaczenia za tydzień, Misie!!!

Przeznaczenie || KarmaGisa [OMEGAVERSE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz