Rozdział 7

83 5 0
                                    

Od ostatnich wydarzeń minęły niemalże trzy miesiące, podczas których Ravidiel udowodnił prawdziwość swoich słów. Był to dość ciężki okres dla nas obojga. W pierwszych tygodniach dręczyły mnie koszmary, przedstawiały one głównie sceny tamtych zdarzeń, o których usilnie próbowałem zapomnieć. Przez nie właśnie praktycznie za każdym razem budziłem się z krzykiem, tuż po tym do mojego pokoju przychodził niebieskooki i zachowując bezpieczną odległość, by nie zwiększyć mojej paniki starał się mnie uspokoić. Byłem mu za to wdzięczny, ponieważ zazwyczaj po pewnym czasie rozmowy uspokajałem się i mogłem ponownie zasnąć. Teraz koszmary zdarzały się sporadycznie, dzięki czemu wysypiałem się i powoli zapominałem o tamtych dwóch tygodniach.

Również moje stosunki z Ravidielem wróciły do normy, a nawet lepiej, poprawiły się. Kiedy pokonałem pierwszy strach zgodziłem się, abyśmy codziennie przez kilka minut przebywali razem w jednym pomieszczeniu, nawet nie musieliśmy ze sobą rozmawiać, po prostu siedzieliśmy na przeciw siebie, zachowując znaczną odległość. Głównym celem tych spotkań było ponowne przyzwyczajenie się do jego obecności i uświadomienie sobie, że już nic mi nie grozi z jego strony. Następnie zaczęliśmy prowadzić krótkie rozmowy na różne tematy, z początku były bardzo zdawkowe i nic nie wnoszące, lecz dzięki nim pokonałem lęk przed rozmową z nim i wyrażeniem swojego zdania, co było dużym krokiem w poprawieniu naszych relacji.

Kiedy już przyzwyczaiłem się do tego wznowiliśmy nasze wcześniejsze długie rozmowy jeszcze z czasu, przed ostatnimi wydarzeniami i naszym pobytem w piekle. Wszystko to sprowadzało się do jednego, pomimo swobody w rozmowie, nadal zachowywaliśmy "bezpieczną odległość", a również to musiało zostać pokonane, jeżeli mieliśmy pomóc mi pokonać wszystkie lęki. Zniwelowanie tej właśnie odległości trwało najdłużej ze wszystkich rzeczy. Z początku każdy najmniejszy ruch, który powodował jego zbliżenie się do mnie, zapalał alarm w mojej głowie i ponownie zaczynałem panikować, choć jeszcze chwilę temu prowadziłem z nim normalną rozmowę.

W końcu Ravidiel doszedł do wniosku, że nie ma najmniejszego sensu w tym by on to robił, ponieważ właśnie to powoduje mój lęk, stwierdził, że ja, kiedy uznam to za stosowne mam zrobić choćby najmniejszy krok w jego stronę. Zgodziłem się na takie warunki i starałem się stawiać nawet najmniejsze kroczki w miarę regularnie by przywyknąć do tej myśli, że jeszcze trochę i dzieląca nas odległość zostanie zniwelowana do zera. Po pierwszych kilku razach, kiedy zauważyłem, że każdy ten malutki kroczek wywołuje również jakąś emocję na twarzy niebieskookiego, nabrałem trochę większej pewności i z każdym razem stawiałem odrobinę większy krok. W stawianiu ich pomagały mi również jego słowa, ponieważ nie tylko ze mną rozmawiał, ale dawał coś na wzór wsparcia, miejscami przerywając swoją bądź moją wypowiedź, chwaląc mnie za postawienie kolejnego kroku.

Tym właśnie sposobem nie tylko przez kilka tygodni ponownie mu zaufałem i zobaczyłem, że nie jest jednak tak złym, apodyktycznym, wyzutym z uczuć Upadłym, ale za to jest w nim pierwiastek dobroci i łagodności, poczułem również, iż więź, która między nami ponownie powstała była w pewnym sensie mocniejsza i w nas obojgu zrodziła pewne zmiany. Zdecydowanie były to dobre zmiany.

Na ziemi jak się okazało była już jesień, która powoli zaczynała ustępować zimie. Dlatego też nie wychodziliśmy już tak często do ogrodu, jak wtedy, gdy było lato. Mimo ogólnie panującego przygnębienia związanego z tą porą roku, lubiłem ją, była tą fazą przejściową między pogodnym, ciepłym latem, które ożywiało wszystko dookoła a zimą, w czasie której wszystko zamierało i czekało na nadejście wiosny. Nie zmieniało to jednak faktu, że biały puch, który za niedługo ponownie ozdobi ziemię nada jej magicznego uroku.

Dziś ponownie przechadzaliśmy się w ogrodzie, było chłodno a słońce zostało przysłonięte chmurami. Te warunki nie przeszkadzały nam w rozmowie, którą zaczął sam Ravidiel chcąc bym wytłumaczył mu niektóre z "ludzkich" uczuć, co uczyniłem z przyjemnością. W czasie upływu tych trzech miesięcy zauważyłem, że nastąpiły w nim drobne zmiany i do pewnych spraw podchodził inaczej, bardziej spokojnie i z rozwagą. Zbyt pochłonięci rozmową nie zauważyliśmy, kiedy przed nami pojawił się Asmodeusz wraz z innym upadłym, którego jeszcze nie widziałem.

Mój AnieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz