Rozdział 9

64 4 0
                                    

Przebieg następnego dnia był podobny do poprzedniego, wraz z niebieskookim prawie cały dzień spędziliśmy w piwnicy dokańczając wszystko co jest potrzebne do tego rytuału, którego obawiałem się co raz bardziej. Tym razem jednak pomagałem Ravidielovi zapisywać runy na ścianach. Gdy skończyliśmy z kufra, który stał w kącie piwnicy wyjął dwa srebrne kielichy o bogatych roślinnych zdobieniach, gdzieniegdzie wysadzanych diamentami, po czym dał mi jeden z nich i kazał oczyścić. Niedługo po tym wszystko było gotowe i kiedy wyszliśmy z piwnicy na zewnątrz robiło się ciemno.

Przez cały dzień towarzyszyły mi wspomnienia z poprzedniej nocy, pierwszy raz On był delikatny względem mnie i poniekąd było to zastanawiające, nie potrafiłem również zrozumieć siebie i tego, że z taką łatwością mu uległem. Próbowałem znaleźć odpowiedź na moje pytania jednak nie potrafiłem, gdzieś w głębi chciałem to zaliczyć do momentu słabości i poddania się chwili, ale czułem, że nie tylko to było powodem wczorajszych wydarzeń, podświadomie wiedziałem, że on to sobie zaplanował i zaakceptowałem to. Tej nocy również nie miałem koszmarów i mogłem się wyspać.

Dziś był piątek, czyli dzień mojego narodzenia się na nowo, umrę jako człowiek, a narodzę się jako jeden z nich. Nie chciałem tego, ale innego wyboru nie miałem to była wola Ravidiela. Od samego rana byłem poddenerwowany i niepewny, cały czas czułem swój przyśpieszony puls, który pod żadnym pozorem nie chciał się uspokoić. Nawet podczas posiłku zjadłem niewiele, co niebieskooki zauważył i ku mojemu zdziwieniu starał się mnie poniekąd uspokoić, jednak nie za bardzo mu się udało. Mimo to byłem wdzięczny, że spróbował. Widziałem również, że sam jest zdenerwowany, byłem jednak pewny, iż nie były to obawy o to czy wszystko się uda, obawiał się, że ktoś złamie barierę i dostanie się do wewnątrz, co jest równoznaczne z moją rychłą śmiercią i klęską całego rytuału.

Czas do wieczora dłużył się niemiłosiernie, żadna czynność nie przyspieszała jego nadejścia ani nie zajmowała mnie na tyle bym zapomniał o tykaniu zegara.

- Czy to będzie bolało? - Pytanie padło z moich ust, gdy siedzieliśmy w salonie, a między nami panowała kompletna cisza.

- Będzie i to praktycznie od samego początku, najgorszy ból poczujesz, kiedy wypijesz moją krew, wtedy też umrzesz, ale tylko na chwilę. Nawet nie myśl o rezygnacji lub samobójstwie to ci w niczym nie pomoże, w dodatku gdybyś się zabił twoja dusza i tak została by potępiona i trafiła do piekła, a tam z łatwością bym ją znalazł i sprawił, że i tak byłbyś jednym z nas, przed tym nie uciekniesz. Nie pomoże ci nawet fiolka z trucizną od tamtego doktora. - Byłem w szoku skąd on wiedział o jej istnieniu? Co gorsze po jego słowach wiedziałem, że ostatnie deski ratunku jakie miałem, gdybym się na nie zdecydował zostały zniwelowane. On wiedział o wszystkim od początku i doskonale to zaplanował.

- A co będę czuł już po przebudzeniu się?

- Ciężko stwierdzić, na pewno poczujesz ogromny przypływ siły, będziesz szybszy, zwinniejszy, silniejszy, twoje zmysły się wyostrzą, będziesz szybciej przyswajał wiadomości, a co najlepsze już nigdy się nie zestarzejesz i nic nie będzie w stanie ciebie zabić, oprócz jednego z nas, tylko inny upadły może zabić drugiego. W dodatku zyskasz unikalne zdolności zależne od twojego charakteru i wnętrza, czyli twoich uczynków w czasie życia.

- Rozumiem. - Zaciekawił mnie tylko kwestią tych unikalnych zdolności, w końcu miały być tylko moje.

Między nami ponownie zapanowała cisza, jednak teraz byłem pochłonięty myśleniem o tych zdolnościach była to naprawdę ciekawa rzecz, ponieważ jeżeli działało to identycznie u nich, zastanawiało mnie jakie zdolności mają inni. Byłem pewien, iż Balberith potrafi posługiwać się lodem, a Belzebub zmienia się w muchę. Nie byłem pewien Asmodeusza, ponieważ oprócz leczenia nie widziałem, aby używał innych zdolności.

Mój AnieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz