Rozdział 15

54 4 0
                                    

Następnego ranka nasi goście wrócili do swoich królestw, aby przekazać plan swoim wojskom i przygotować wszystko do bitwy. My mieliśmy się tam zjawić jutro z samego ranka u Asmodeusza. Dlatego też my również się przygotowywaliśmy, Ravidiel zaskoczył mnie, kiedy z piwnicy przyniósł różnego rodzaju broń. Spoglądałem na to wszystko z zaciekawieniem i lekką obawą. Nie ćwiczyliśmy nigdy walki z bronią i obawiałem się, że nie potrafiłbym się nią sprawnie posługiwać.

- Wiem, że nigdy tego nie ćwiczyliśmy, ale potrzebujesz tego by skutecznie pozbawić kogoś życia, oczywiście twoje zdolności same w sobie by wystarczyły, ale mamy paru dobrych szermierzy w tym Balberitha, który na pewno będzie w zamku razem z nimi. Jeżeli przyjdzie ci z nim walczyć uważaj na siebie, on lubi grać nieczysto i zazwyczaj w swoich szatach chowa sztylety.

- Będę uważać, zresztą dzięki tobie również znam parę sztuczek. - W odpowiedzi na moje słowa zaśmiał się i podał mi sztylet.

- Nada się do samoobrony lub ataku z zaskoczenia.

Gdy poczułem ciężar metalu w swojej dłoni, zrodziło się we mnie dziwne uczucie, którego nie potrafiłem określić. Spoglądałem na piękny długi, obusieczny sztylet wykonany z nieznanego mi dotąd metalu, który był błękitny, a na jego powierzchni były białe zdobienia przypominające gwiazdy. Czarna rękojeść miała na sobie postać przypominającą człowieka ze skrzyżowanymi rękoma, zaś na jelcu w kształcie litery "S", wprawiona była mlecznobiała perła. Pomimo tej dziwnej postaci, sztylet wygodnie układał mi się w dłoni.

- Podoba ci się?

- Nawet bardzo - odpowiedziałem, dalej spoglądając na broń w mojej dłoni.

- Cieszy mnie to - powiedział - chodźmy dokończyć przygotowania i na wieczór możemy już zawitać u Asmodeusza.

- Naprawdę? - zapytałem spoglądając na niego z podekscytowaniem, chciałem mu jeszcze raz podziękować za wczoraj.

- Tak, ale nie ekscytuj się tak bardzo. Przypominam, że jesteś mój - odpowiedział spoglądając na mnie karcącym wzrokiem.

- Wiem, ale jest on moim dobrym przyjacielem i chciałbym, abyś to w końcu zrozumiał. Nasze relacje są czysto przyjacielskie.

- Czyli tamten pocałunek nic nie znaczył? Myślisz, że ja nie wiem co on do ciebie czuje? - Czułem rosnącą w nim irytację i wiedziałem, że jeśli go zaraz nie uspokoję skończy się to kłótnią, która była teraz nam kompletnie niepotrzebna.

- Również zdaję sobie z tego sprawę, jednakże on wie, że nie odwzajemniam jego uczuć i nigdy tego nie zrobię. Dlatego też proszę cię, abyś się uspokoił. Zresztą coś ci obiecałem. - Na moje słowa westchnął i przez chwilę mi się przyglądał, jednak nic już więcej nie powiedział.

Do wieczora nie rozmawialiśmy za wiele, podejrzewałem, że potrzebował czasu, aby się uspokoić. Wieczorem, gdy wszystko było gotowe tak jak powiedział Ravidiel zeszliśmy do piwnic a stamtąd przenieśliśmy się do zamku Asmodeusza.

Miedzianowłosy przywitał nas z uśmiechem i zaprowadził do pokoju gościnnego, znajdował się on niedaleko sypialni czerwonookiego. Po tym zostawił nas mówiąc, że ma jeszcze coś do załatwienia.

Nasz pokój nie był zbyt duży, utrzymany w jasnych barwach, a jego centralny punkt stanowiło łóżko z baldachimem ustawione pod ścianą na przeciw kominka. Były również drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki. Okna pokoju wyglądały na ogród, który nie zmienił się od mojej ostatniej wizyty.

Będąc tutaj zaczęło do mnie docierać to co ma się wydarzyć w ciągu kilkunastu godzin. Zacząłem się obawiać, że coś jednak pójdzie nie tak i choć jeszcze nie tak dawno byłem pewien, że jestem gotów na ewentualną śmierć, tak teraz czułem, że nie chcę jeszcze umierać. Tym bardziej zacząłem martwić się o Ravidiela, nie mogłem go stracić, nie teraz.

Mój AnieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz