Rozdział 12

47 4 0
                                    

- Ja... - Umilkłem na moment, uprawniając się, że moja odpowiedź będzie słuszna - Ja przepraszam, ale nie mogę mu tego zrobić, nie kiedy ponownie zaczął się otwierać i zakończył konflikt z Tobą po tak długim czasie. Nie mogę też dopuścić do tego by jakaś kobieta to wszystko zaprzepaściła. Nie zaprzeczę również, że twoja propozycja była kusząca i gdyby nie okoliczności może bym się zgodził.

- Rozumiem, nie powiem żałuję, że padła taka, a nie inna odpowiedź, ale nie będę Cię do niczego zmuszał kochany. - Na jego słowa moje serce jakby drgnęło, a miłe ciepło rozlało się w moim wnętrzu. Uśmiechnąłem się w jego stronę, co odwzajemnił i dotknął mojego policzka, gładząc go kciukiem. Przymknąłem oczy na miły gest, a otworzyłem, gdy przestał. - Chcesz spędzić noc tutaj czy wolisz wrócić?

- Mogę zostać tutaj jeśli bym nie przeszkadzał.

- Gdzież by znowu. To będzie przyjemność gościć Cię w moich progach, chociaż na krótką chwilę. A mogę mieć ostatnią prośbę?

- Oczywiście.

- Czy spędzisz tę noc ze mną? - Widząc moją zdziwioną minę najwidoczniej zrozumiał jaki wydźwięk miało jego pytanie. - Znaczy nie w tym sensie, po prostu chciałbym zasnąć obok ciebie, chociaż ten jeden raz. - nie miałem serca się nie zgodzić widząc jego minę. Poza tym ufałem mu jak mało komu i wiedziałem, że nie zrobi nic co miło by mi się nie spodobać. W odpowiedzi pokiwałem głową, wywołując u niego jeszcze szerszy uśmiech. - Dziękuję.

- Nie masz za co dziękować - odpowiedziałem łapiąc jego dłoń.

- Uwierz mi, że mam. Co powiesz na kolację?

- Z chęcią.

Głową wskazał bym poszedł za nim. Wyszliśmy z jego pokoju i przez kilka minut szliśmy zawiłymi korytarzami, doszliśmy do schodów, gdy z nich zeszliśmy moim oczom ukazał się główny hol zamku. Był bogato ozdobiony, na każdej ze ścian wisiał jakiś portret, w srebrnej ramie, obok stały kamienne kolumny, na których stały piękne kwiaty w przeróżnych kolorach. Z sufity zwisały kryształowe żyrandole, a podłogę zdobił czerwony dywan. Idąc dalej za Asmodeuszem nie mogłem wyjść z podziwu. W końcu doszliśmy do drewnianych drzwi, które otworzył strażnik. Jak podejrzewałem znajdowaliśmy się w jadalni. Na środku stał podłużny stół wykonany z marmuru, krzesła były wykonane pod kolor stołu. Całą jedną ścianę stanowiły okna, za którymi widać było balkon i ciemniejące już niebo w o dziwo odcieniu czerwieni.

Asmodeusz jedną rękę położył na moich plecach i poprowadził w stronę majestatycznego stołu. Usiedliśmy na przeciw siebie, a tuż po tym obok nas pojawiła się służąca, miedzianowłosy poprosił ją by przyniesiono kolację, ta tylko pokiwała głową i wyszła przez boczne drzwi.

- Widzę, że wystrój ci się podoba.

- Jest cudownie i panuje tutaj inna atmosfera niż tam.

- Też nie lubię przebywać w zamku Lucyfera, ale ze względów politycznych muszę tam się co jakiś czas pojawiać. Najbardziej denerwujący i tak jest Belzebub ze swoją manią szpiegowania, wszystkiego i wszystkich, wszędzie wysyła te swoje muszyska.

- Naprawdę? Kiedy tam byłem, nie pamiętam, abym natknął się na jakąś muchę.

- To akuratnie zasługa Ravidiela, już kiedyś zagroził, że go zabije, jeśli w pobliżu jego komnat pojawi się jakiś owad. A ostatnio był naprawdę blisko zabicia go, oczywiście gdyby całemu zajściu nie zapobiegł sam Król. Biedny Belzebub stracił swoje piękne złote oko i przez następne dwa tygodnie regenerował swoje obrażenia. - Byłem tym zaskoczony, Ravidiel nie powiedział mi aż tak wiele na ten temat. Wiedziałem również, że był silny, ale nie podejrzewałem, iż jego siła była tak wielka. Zrozumiałem także, że podczas treningów najwidoczniej się powstrzymywał. Nie zdążyłem nic na to odpowiedzieć, ponieważ pojawiła się służba z naszą kolacją. Musiałem przyznać, iż nie spodziewałem się aż tylu potraw z mojego świata. Spojrzałem na Asmodeusza zaskoczony, lecz ten tylko uśmiechnął się do mnie z miną niewiniątka.

Mój AnieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz