Rozdział 13

52 5 0
                                    

Tak jak się spodziewałem przez następny tydzień Artemizja towarzyszyła nam na każdym kroku, co powoli zaczynało mi już działać na nerwy, jej obecność nie pomagała również w wyjawieniu Ravidielowi tego czego się dowiedziałem. Jedynym plusem całej sytuacji było to, iż nie próbowała mi podać jakiegokolwiek napoju, co było równoznaczne z tym, iż plan pozbycia się mnie przełożyła na inny dzień.

Każdą noc na jej prośbę spędzał u niej w pokoju, gdzie przez większość czasu rozmawiali, a ja siedziałem i myślałem nad tym, kiedy mu wszystko wyjawić, obawiałem się również jego reakcji na te wieści, ponieważ mógł dwojako zareagować, w najgorszym wypadku nie uwierzyłby mi i wyśmiał. W dodatku czułem, że wyjaśnienia należą się również Asmodeuszowi, który również był w to wszystko zamieszany. Razem musieliśmy wymyślić plan jak pokrzyżować im plany i nie dopuścić, aby to on objął władzę.

Ravidiel do naszego pokoju wrócił nad ranem, jednak po raz pierwszy widziałem go zmęczonego, miał sińce pod oczami, co wywołało u mnie szok. Bez słowa podszedł do łóżka i położył się obok mnie. Złapał moją dłoń i splótł nasze palce ze sobą, po czym zasnął. Skonsternowany spoglądałem na niego przez kilka następnych minut, zmartwił mnie jego kiepski stan. Postanowiłem czuwać przy nim do czasu aż się obudzi. Teraz wiedziałem, że muszę mu to jak najszybciej powiedzieć. Niebieskooki spał do końca dnia, obudził się, gdy zaczynało się ściemnieć, podniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się nieznacznie.

- Długo spałem? - Jego głosy był zachrypnięty i dało się wyczuć, że nie do końca się wybudził.

- Cały dzień - odpowiedziałem, spoglądając na nasze nadal złączone dłonie. Również na nie spojrzał i kciukiem pogładził wierzch mojej dłoni.

- Muszę iść do Artemizji, obiecałem jej, że dziś również ją odwiedzę. – powiedział, po czym zaczął powoli wstawać z łóżka. Złapałem jego dłoń i pociągnąłem w swoją stronę.

- Nie idź do niej – poprosiłem – nie widzisz, że z każą wizytą u niej słabniesz? Jeszcze nie widziałem, abyś spał w ciągu dnia. Tu chodzi o twoje i moje życie.

- Twoje i moje życie? Alex, proszę cię nie rozśmieszaj mnie, wiesz doskonale, że nie tak łatwo mnie zabić. – Jego wzrok wyrażał politowanie, kompletnie nie rozumiał, dlaczego się martwię, miałem ku temu powody.

Bez słowa zszedł z łóżka i zaczął kierować się w stronę drzwi, był tylko jeden sposób by go zatrzymać, jednakże potrzebowałem tutaj jeszcze jednej osoby. Musiałem sprowadzić Asmodeusza.

- Ravidielu poczekaj, jest coś czego nie wiesz, a powinieneś już od kilku dni. – Po moich słowach przystanął i odwrócił się w moją stronę.

- Czego nie wiem? – Pojawiła się w nim nuta złości i doskonale go rozumiałem, nie lubił niewiedzy.

- Ufasz mi prawda? – zapytałem, a jego zirytowanie lekko opadło.

- Tak.

- W takim razie, proszę usiądź w fotelu i poczekaj na mnie chwilę. – Zrobił o co poprosiłem i przypatrywał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy, który po chwili się zmienił, już wiedział, dlaczego poprosiłem, aby na mnie poczekał.

- Alex, nie wolno ci. – Jego ton był jasny, nie chciał w tej chwili spotykać się z Asmodeuszem, nie kiedy było widać, że jest osłabiony.

- Wybacz, ale muszę go tu sporządzić, to też go dotyczy.

Ravidiel wstał i zaczął kierować się w moją stronę, jednak nim zdążył złapać moją dłoń, pojawił się portal i po sekundzie znajdowałem się w doskonale mi znanym pokoju Asmodeusza. Ten siedział w fotelu, ubrany jedynie w satynowe spodnie od piżamy, widok jego nagiej klatki piersiowej wywołał u mnie zawstydzenie, przez co musiałem odwrócić wzrok. Miedzianowłosy spojrzał na mnie zaskoczony, po chwili jednak zorientował się, dlaczego na niego nie spoglądam.

Mój AnieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz