Rozdział 14

48 4 0
                                    

W posiadłości było już ciemno i panowała wszechogarniająca cisza, w dodatku nigdzie nie wyczuwałem jej obecności, co oznaczało, że uciekła. Westchnienie pełne zawodu opuściło usta niebieskookiego, powolnym krokiem podszedł do schodów i usiadł na stopniu, chowając twarz w dłoniach. Podszedłem bliżej i usiadłem obok, po chwili poczułem jego głowę na swoim ramieniu. Nie musiałem nawet na niego spoglądać by wiedzieć, że jest tym wszystkim zmęczony i zaczyna mieć dość. Zresztą ja również byłem zmęczony ostatnimi wydarzeniami w dodatku widmo nadchodzącej wojny, co do której nie miałem wątpliwości, że nadejdzie, wcale nie pomagało uspokoić szarganych nerwów i emocji. Dlatego też nie widziałem sensu by się teraz odzywać i przez kilka kolejnych minut siedzieliśmy w ciszy.

- Wybacz, że od razu ci nie uwierzyłem. Zapewne, gdyby nie ty byłbym martwy, miała mnie jak na dłoni - wyszeptał, wyczułem w jego głosie nutę goryczy, którą zapewne kierował w swoją stronę.

- Zaprzeczyć nie mogę, ale to mnie chciała się pozbyć na początek - odpowiedziałem i zaśmiałem się cicho.

Ravidiel chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwało mu pojawienie się posłańca z królestwa, niebieskooki widząc go nie krył swojego zdziwienia, skinieniem głowy nakazał, aby ten do niego podszedł i wyciągnął dłoń w jego stronę. Mężczyzna skłonił się i podszedł do niebieskookiego, przekazując mu list. Gdy posłaniec odszedł Ravidiel odpieczętował list i zaczął go czytać.

Wiedziałem, że w tym liście nie ma nic dobrego, ponieważ niebieskooki przestał kontrolować swoje emocje. Czując jego cierpienie i wściekłość obawiałem się najgorszego, jednak cierpliwie czekałem na to co zrobi. Nagle wstał i spalił kawałek papieru trzymany w dłoni, po czym złapał pierwszą rzecz jaka była pod ręką i rozbił ją na sąsiedniej ścianie, a z jego gardła wydobył się krzyk zawierający wszystkie emocje, które się w nim teraz kłębiły.

- Mój ojciec nie żyje - wyszeptał - i to wszystko moja wina, gdybym tylko wtedy zgodził się zostać w królestwie z tobą i objął władzę nie doszło by do tego.

Po tych słowach wstałem i spoglądałem na niego w szoku, byłem więcej niż pewien, że to on za tym stoi, jednakże nie spodziewałem się, że Belzebub tak szybko wykona pierwszy ruch po objęciu tymczasowej władzy. Czułem, że miało to na celu osłabienie Ravidiela i jego woli walki przeciwko niemu. Wiedziałem, że muszę coś teraz zrobić, a tym bardziej nie mogłem pozwolić, aby niebieskooki zadręczał się poczuciem winy, gdzie ona wcale nie leżała po jego stronie. Co prawda dał się omamić Artemizji, ale kto by tego nie zrobił, widząc swoją dawną miłość żywą?

Podszedłem do niego i złapałem jego twarz w dłonie tym samym zmuszając by na mnie spojrzał. Gdy to zrobił w jego oczach po raz pierwszy widziałem tyle emocji smutek, złość, zwątpienie.

- To nie jest twoja wina, nawet nie warz się tak myśleć, Belzebub i tak by to zrobił, tylko wtedy mogło by być za późno i też byśmy skończyli martwi. Pamiętaj, że teraz możemy się na nim zemścić za jego wszystkie zbrodnie. Plus wojna do wygrania przed nami, a po niej będziemy potrzebować króla w pełni sił - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się delikatnie w jego stronę.

W odpowiedzi złapał moje dłonie i każda ucałował od wewnętrznej strony.

- Wiem - odpowiedział i ponownie przyłożył moje dłonie do swoich policzków - Dlatego też będę cię potrzebował, bardziej niż mógłbyś sobie zdawać z tego sprawę.

- Możesz na mnie liczyć. - Mówiąc nachyliłem się i na kilka sekund złączyłem nasze usta. Musiałem teraz przy nim być i go wspierać, nie mógł się poddać ani zacząć w siebie wątpić, to by oznaczało naszą porażkę.

Mój AnieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz