Rozdział 16

64 4 0
                                    

Dryfowałem w nicości, wokół mnie panowała niczym niezachwiana cisza i spokój. Było tutaj tak przyjemnie, nie chciałem opuszczać tego miejsca. Tutaj nie było bólu, smutku, zła, nie było niczego co mogło mi zaszkodzić. Czułem jednak, że coś wypycha mnie na powierzchnię, wyrywa z mojego małego azylu.

- Mówię ci, że on w końcu się obudzi!

Były to pierwsze słowa, które nie do końca wyraźnie dotarły do moich uszu, gdy powoli zaczynałem odzyskiwać świadomość. Jęknąłem z bólu, który rozniósł się po całym moim ciele i powoli zacząłem otwierać oczy. Pierwszym co zobaczyłem były dwie pary oczu wpatrzone we mnie z ulgą.

- Widzisz, mówiłem ci! - krzyknął Asmodeusz, przez co się skrzywiłem, głowa mi pękała z bólu.

- Ciszej, błagam - powiedziałem zachrypniętym głosem, spoglądając na niego.

- Wybacz, ale nawet nie wiesz jakie stracha nam napędziłeś, a w szczególności jemu. - Mówiąc wskazał na Ravidiela, który przez cały ten czas wpatrywał się we mnie z lekkim niedowierzaniem i ogromną ulgą, wymieszaną z radością.

- Cóż nie sądziłem, że Blaberith okaże się tak trudnym przeciwnikiem do pokonania.

Chciałem podnieść się do siadu, jednak nie udało mi się to, zachwiałem się niemal upadając. Zdziwiło mnie to i spojrzałem w stronę, gdzie powinna być moja lewa dłoń, jednak od łokcia w dół nie było jej. Wtedy też dotarło do mnie, że przecież ją straciłem.

- Robiłem co w mojej mocy, ale niestety nie udało mi się jej tobie przywrócić. - Spojrzałem na miedzianowłosego i uśmiechnąłem się w jego stronę.

- To nic, liczy się, że jeszcze trochę pożyję - odpowiedziałem, jednak gdzieś w głębi ta wiadomość zdołowała mnie.

Ravidiel, który do tej pory milczał odchrząknął i znacząco spojrzał na Asmodeusza. Ten jakby rozumiejąc o co mu chodzi, uśmiechnął się jeszcze raz w moją stronę i wyszedł z pokoju. Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły poczułem silne ramiona oplatające mnie, przez początkowy szok nie wiedziałem co zrobić. Dopiero po chwili odwzajemniłem uścisk i ułożyłem głowę w zagłębieniu jego szyi, wdychając jego zapach.

- Nigdy więcej tak nie rób - wyszeptał do mojego ucha.

- Nie mam takiego zamiaru.

Jeszcze kilka minut siedzieliśmy połączeniu w uścisku.

- Długo spałem? - zapytałem, gdy odsunęliśmy się od siebie.

- Równy tydzień, w tym czasie, zdążyliśmy naprawić większość szkód, a za kilka dni odbędzie się moja koronacja. - Ucieszyła mnie ta wiadomość, nie chciałem by to mnie ominęło.

- Odpocznij jeszcze, a ja idę zająć się przygotowaniami do bankietu.

- Dobrze.

Nim wstał ucałował mnie w czoło. Po tym wyszedł z pokoju, a ja zostałem sam. Wspominałem bitwę i wiedziałem, że nigdy nie chcę czegoś takiego powtarzać. Nadal czułem ogromne zmęczenie fizyczne i psychiczne, dlatego też po niedługim czasie zasnąłem.

***

Po dwóch dniach dostałem pozwolenie na wstanie z łóżka. W ciągu tych dwóch dni Asmodeusz wyleczył resztę moich ran. Ucieszyłem się, kiedy w końcu mogłem wstać i się poruszać. Zaangażowałem się w pomoc przy organizacji bankietu i pilnowaniu, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Miałem też wrażenie, że Ravidiel zachowywał się inaczej niż zazwyczaj i był bardziej opiekuńczy w stosunku do mnie. Pilnował mnie na każdym kroku i upewniał, że nic mi nie jest. Muszę przyznać, że nie przeszkadzało mi to a nawet podobało i sprawiało przyjemność.

Mój AnieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz