Rozdział 5

88 6 0
                                    

Kolejne dni mijały w można by rzec "spokojnej" atmosferze, każdego dnia poznawałem nowe zakątki ogrodu. Były to jedyne momenty w ciągu dnia, które sprawiały mi przyjemność, taką duchową. W ogrodzie właśnie uspokajałem się i mogłem od siebie odsunąć ponure myśli i wspomnienia treningów, mimo iż nie dostawałem już kar, rzeczy które kazał mi robić Ravidiel stawały się coraz bardziej brutalne. Podczas jednego z nich o mało mnie nie udusił, a podczas kolejnego z czystą premedytacją naciął mój nadgarstek i zlizywał wolno spływającą krew.

Dziś ponownie miałem okazję spędzić choć odrobinę czasu w ogrodzie. Usadowiłem się wygodnie na ławce umiejscowionej pod ogromnym starym dębem, tuż obok mnie siedział Ravidiel, a nasze kolana stykały się. Ja obserwowałem otoczenie i cieszyłem się z pięknej pogody, zaś mój towarzysz miał zamknięte oczy i zdawać by się mogło spał. Odwróciłem wzrok od kwiatów, na które spoglądałem i korzystając z okazji zacząłem badać każdą rysę jego profilu.

- Jeżeli dalej będziesz mi się tak przyglądał to wypalisz mi dziurę w głowie - powiedział, na co ja podskoczyłem z zaskoczenia i delikatny rumieniec wstąpił na moje policzki.

- Przepraszam - powiedziałem, czując, że go rozzłościłem.

- Nie przepraszaj, w końcu to nic takiego. Poza tym wy ludzie macie w zwyczaju obserwować to co wam się podoba prawda? - Byłem zaskoczony jego pytaniem, przez to na kilka sekund zapanowała cisza.

- Jeżeli mowa o rzeczach materialnych przykładowo obraz czy jakiś widok to tak, ale jeśli mowa o innych ludziach to raczej staraliśmy się unikać bycia przyłapanym - odpowiedziałem czym wywołałem jego śmiech.

- Doprawdy dziwne z was stworzenia, to już nie łatwiej wszystko powiedzieć drugiej osobie i mieć to z głowy?

- Oczywiście, że tak jest łatwiej. Jednak w nas ludziach jest pełno niepewności i strachu...W tym strachu przed odrzuceniem, dlatego też w wielu kwestiach milczymy.

- Ciekawe jako to jest odczuwać strach? - spytał bardziej sam siebie, czym wprawił mnie w niemałą konsternację.

- Nigdy nie odczuwałeś strachu? - Byłem ciekaw jego odpowiedzi i być może jej dalszego rozwinięcia.

- Oczywiście, że odczuwałem tak samo jak wiele innych emocji, jednak było to tak dawno temu, jeszcze nim zostałem wygnany, iż już nie pamiętam, jak to było mieć emocje. Tak jak większość upadłych wyzbyłem się ich, jedynym co nam wystarczy jest wiedza, jak ich używać względem was, aby sprawniej wami manipulować. - Jego odpowiedź mnie zaskoczyła, czułem, że kiedyś był inny, teraz dawny Ravidiel był tylko wspomnieniem.

- Nie potrafiłbym tak żyć.

- Co masz na myśli?

- Patrząc z mojej perspektywy, życie bez odczuwania jakichkolwiek emocji jest niemożliwe. Dla mnie jako człowieka emocje nawet te najdrobniejsze są ważne, one pomagają nam zrozumieć siebie nawzajem, ale też nas kształtują, nawet te najgorsze. One są naszym człowieczeństwem, a człowiek bez emocji wegetuje.

- Czyli logicznie myśląc twoje uczucia wobec mnie to w głównej mierze nienawiść, prawda? - Byłem zaskoczony jego słowami, w gardle pojawiła się ogromna gula, która jak na złość nie pozwalała mi wydobyć chociaż słowa. Jednak nie to było dla mnie zaskakujące, co ja tak właściwie wobec niego czułem? Nie mogłem tego uczucia nazwać czystą nieskazitelną nienawiścią... Było w tym coś jeszcze jednak nie byłem pewny co, być może delikatne współczucie i prymitywna chęć pomocy lub namiastka swego rodzaju sympatii, pomimo tego co mi zrobił do tej pory, potrafił okazać namiastkę dobroci i był dobrym rozmówcą. Mogła to być pozostałość jego anielskiej strony, ale tego nie mogłem być pewny.

Mój AnieleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz