1.

317 8 0
                                    

Sycylia. Piękna włoska wyspa. Na pierwszy rzut oka spokojna, pełna turystów, roślin, przytulnych restauracji i głośnych rozmów mieszkańców. Jednak moim jedynym marzeniem związanym z tym miejscem była ucieczka. Brzydzę się Sycylią. Nigdy nie czułam się tu tak jak przedstawiają na filmach. Wszędzie niebezpieczeństwo, przejmowanie wyspy przez mafijne rodziny, szemrane interesy, przekupiona policja. Nienawidziłam tam mieszkać. Dopiero kiedy wyjechałam na studia do Polski poczułam, że znalazłam swoje miejsce. Niestety, kiedy rok akademicki dobiegał końca musiałam wrócić do rodziny, udawać, że tęskniłam za sycylijskim życiem... Z zamyślenia wyrwał mnie głos pilota zwiastujący lądowanie samolotu. No to zaczynamy teatrzyk.

-Tu jesteśmy, bellisima!- zawołała mama, odbierała mnie z lotniska razem z moim bratem Marco. chociaż nieznosiłam tam być to tęskniłam za rodziną.

-Cześć! Dobrze was widzieć.-przytuliłam się do matki.- a gdzie tata?

-Tata nie mógł z nami przyjechać, miał sprawy do załatwienia.-rzuciła mama, ale widziałam, że wspomnienie taty wywołało u niej dziwny stres.

-Wszystko w porządku?- upewniłam się.

-Tak, chodź, jedziemy do domu.

W domu niewiele się zmieniło od mojej ostatniej wizyty. Rodzice nie skarżyli się na brak pieniędzy, więc budynek był dość duży, z zatrudnioną na stałe służbą. Nie wiem jak oni mogli czuć się tam komfortowo. Moje mieszkanie w Gdańsku było dwupokojowe i niewielkie, a czułam się tam dużo swobodniej niż kiedykolwiek tutaj, a przecież właśnie tu dorastałam.

-Cześć tato.-przywitałam się wchodząc do środka.

-Cześć córeczko, super, że jesteś.- rzucił nawet na mnie nie patrząc. Był pochłonięty jakąś papierkową robotą. Schudł. Zdecydowanie schudł i zbladł. Coraz bardziej wszystko mnie niepokoiło, coś było nie tak. Jednak dopiero przyjechałam i miałam jeszcze czas na zamartwianie.

-Pewnie jesteś zmęczona po podróży. Idź do siebie, zejdź na kolację, o dwudziestej.

-Jasne.- rzuciłam idąc do swojego starego pokoju. Rzeczywiście przyda mi się odpoczynek zanim będę musiała zmierzyć się z rzeczywistością. 

Nie wiem kiedy zasnęłam, ale wiem, że obudziły mnie obce głosy dobiegające z dołu. Rozmowa wydawała mi się kłótnią, więc postanowiłam sprawdzić, co się dzieje.

-Elio, Elio, Elio...Twój czas się powoli kończy.

-Nie, posłuchajcie, już prawie wszystko załatwione, potrzebuję paru dni.-tłumaczył nerwowo ojciec.

Szybko cofnęłam się do swojego pokoju, w którym, jak z resztą w każdym innym był ukryty pistolet. Nie mogłam zostać na górze, kiedy moja rodzina była w niebezpieczeństwie.

-Wasz czas się kończy jutro, jutro odpierdolę łeb każdego z was pokolei.- wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna stał do mnie tyłem i celował bronią w mojego ojca, kiedy mama z Marco byli na muszce pozostałych dwóch mężczyzn.

-A może już któreś z nich odpierdolę żebyś miał większą motywację do pracy? Wybieraj, żona czy dzieciak?- zaśmiał się oprawca, a mama zaczęła się modlić.

-Zrób komuś krzywdę, a ja odstrzelę łeb tobie!- krzyknęłam celując w mężczyznę. Dwoje pozostałych od razu wcelowało broń we mnie i czekali na rozkaz tego pierwszego. 

-A ty to kto, słoneczko?-zapytał nawet się do mnie nie odwracając.

-Zostaw ich powiedziałam!

-Ines proszę cię-błagał tata.

-Zamknij się, nie ty teraz mówisz.-uciszył go facet przykładając broń do jego skroni.-Ines, tak?

-Zostaw ich.-powtórzyłam nieco spokojniej.

-Nie będziesz odpowiadać na moje pytania?

-Proszę.- niemal szeptałam. Z  każdą chwilą sytuacja była coraz gorsza, moja odwaga mijała szybciej niż się pojawiła.

-O co prosisz?- zapytał wreszcie się odwracając. Był młody, nie wyglądał na więcej niż 30 lat, naprawdę dobrze zbudowany, czarna koszula idealnie opinała jego tors, był dużo wyższy od mojego taty, a ten miał ponad metr osiemdziesiąt. Brunet, o jasnych oczach. Nad brwią miał dość dużą bliznę, ale ani trochę nie odejmowała mu uroku. Nie spodziewałam się, że będzie taki przystojny.

-Nie zabijaj mojej rodziny.

-Rodziny? Elio, nie chwaliłeś się, że masz córkę.- mężczyzna dał znak swoim pomagierom, na co obaj opuścili broń i udali się w stronę wyjścia.

-Wrócimy jutro, podziękujcie córce.-rzucił chowając broń. Dalej stałam w miejscu z trzęsącymi się rękoma, serce waliło mi jak oszalałe, kiedy mężczyzna się do mnie zbliżał. Stanął jakieś dwadzieścia centymetrów ode mnie i opuścił swoją ręką moją broń.

-Następnym razem jak cię odwiedzę sugeruję jednak bez takich numerów.- szepnął tak, bym tylko ja słyszała, co ma do powiedzenia, po czym zgarnął z mojej twarzy kilka kosmyków włosów. Nie odrywał ode mnie wzroku, kiedy ja stałam w miejscu i patrzyłam w podłogę modląc się, żeby już poszedł. Stał tak jeszcze parę sekund po czym poszedł w ślad swoich ludzi i po chwili dom opustoszał. 

-Córciu.- westchnęła mama przytulając mnie mocno do siebie. 

-Co tu się dzieje?-zaczęłam płakać.-Dlaczego pozwoliliście mi tu przyjechać? Dlaczego Marco tu jest? Oni chcieli was zabić, rozumiecie? Musimy wyjechać, natychmiast! Oni jutro wrócą.

-Ines, oni rządzą miastem, nie damy rady stąd wyjechać.-powiedział zrezygnowany tata.

-To nas jutro zabiją!-krzyknęłam.

-Nie zabiją, ja to ogarnę.- dodał jeszcze tata wychodząc z domu.

-Mamo, powiesz mi o co chodzi?-dopytywałam skołowana.

-Skarbie, im mniej wiesz, tym bardziej jesteśmy w stanie cię chronić. Jutro wszystko będzie dobrze, tata to załatwi, idź do siebie.-dodała w popłochu i poszła razem z młodszym bratem do jego pokoju. 

Sycylia nigdy nie była przyjazną wyspą i już zawsze miała kojarzyć mi się z bólem.

capo dei capiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz