13.

194 8 12
                                    

Od rana nad Sycylią świeciło piękne słońce, miałam wrażenie, że wszystko zaczynało się układać. Dzisiaj minęły dwa miesiące od kiedy wzięłam ślub. Dwa, pełne miesiące siedzenia w tym bagnie. Ale co tam dwa, jeszcze tysiące takich miesięcy. 

Luca siedział w jadalni i coś czytał. Jak zawsze wstał szybciej ode mnie. 

-Jak się spało?- zagadał nie odrywając wzroku od kartki papieru.  Nie mam pojęcia jak on to robi, że zawsze wie kiedy jestem w pobliżu, nawet, gdy mnie nie widzi. 

-Dobrze. Musimy porozmawiać.-przeszłam od razu do sedna sprawy.

-Musimy dziś? 

-A kiedy niby?- Nie wiedziałam, o co mu chodziło.

-A co chcesz? Jakiś problem?

-No trochę tak. Dzisiaj mijają dwa miesiące od kiedy tu jestem.

-Wiem, szybko zleciało, co?

-No nie wiem, duszę się tu.

-Co masz na myśli?- oderwał wzrok od papieru i spojrzał mi w oczy. Nienawidziłam, gdy to robił.

-Nie chciałam nic mówić, ale ja mam tego dość, tego kraju, tego domu, tej samotności...

-I mnie?- przerwał mi.

-Ciebie to zawsze, ale akurat nie o tym mówię.- sama już nie wiedziałam, czy to był sarkazm, czy nie. Jakby nie patrzeć on mi w ogóle nie przeszkadzał. Nie sądziłam, że do tego dojdzie, ale jego powrót do domu był moją ulubioną częścią dnia. Bez niego czułam się tu obco. Nie chciałam żeby o tym wiedział.

-To co proponujesz?-zapytał.

-Możemy gdzieś pojechać? Coś zrobić?- zaczęłam nieśmiało. Luca cały czas nie odrywał ode mnie wzroku. 

-Patrz na mnie, kiedy mówisz.- odpowiedział mi po chwili zastanowienia nad moimi słowami.

-Tyle masz mi do powiedzenia?-skomentowałam dalej na niego nie patrząc. 

-Dopóki na mnie nie spojrzysz nie będziemy rozmawiać.-stwierdził i wyszedł do ogrodu.

Po prostu wyszedł. 

-Po prostu sobie wychodzisz?!- krzyknęłam idąc za nim.

-Nie drzyj się.-upomniał mnie.

-Nie rozumiesz, że ja ci o poważnych sprawach mówię? Nie myśl sobie, że ty nie wiadomo kim jesteś!- Kontynuowałam, a on tylko patrzył.

-Widzisz? Lekko cię zdenerwować i od razu patrzysz mi w oczy. To mów dalej.

-Teraz to spierdalaj.- powiedziałam spokojnie i tym razem to ja wyszłam. Z nim się nie dało rozmawiać.  Żałuję, że w ogóle pomyślałam, że mógłby mnie zrozumieć. 

Po kilku minutach wrócił do domu:

-Dobrze, Ines, mów

-Nie chcę mi się z tobą rozmawiać, bo to jak gadanie do ściany. Nie wiem, po co w ogóle zaczynałam. 

-Powiedz, bambino. Nie obrażaj się już, przepraszam.- usiadł obok i objął mnie ręką. Nie wiem kiedy tak zdurniałam, że zaczęły działać na mnie jego przeprosiny i czułe słówka, ale ewidentnie działały:

-Męczę się tu, ciebie ciągle nie ma, ja nikogo nie znam, nie lubię Włoch, nie wytrzymam tu. 

-Masz wszystko, czego ci potrzeba.

-To nie znaczy, że czuję się dobrze.

-Za miesiąc zaczynają się twoje studia to będziemy w Polsce, musisz wytrzymać. Postaram się częściej być w domu. Nie wiedziałem, że w ogóle odczuwasz moją nieobecność, myślałem, że chcesz rozwodu.- nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Nie chciałam z nim rozwodu. Nie chciałam też tego przed sobą przyznać. Co za wstyd.

capo dei capiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz