Pierwszy dzień roku szkolnego w Hogwarcie. Na dziedzińcu szkoły plącze się masa dzieciaków, przetykana gdzieniegdzie jakimś nauczycielem. W tym tłumie toruje sobie drogę czterech chłopaków w barwach Gryffindoru. Kierują się oni do wieży swojego domu i stanowią dość nietypowy widok.
Na samym przodzie szkolny casanova, Syriusz Black z czarnymi, idealnymi jak zwykle włosami i krawatem przewiązanym jak przepaska na głowie. Ze szczęściem wypisanym na gębie puszcza oczka do dziewczyn i co jakiś czas szepta coś do pozostałych chłopaków.
Obok równie rozentuzjazmowany James Potter, niewiele ujmujący Syriuszowi w liczbie zakochanych w nim dziewczyn, którego brązowe włosy, jak zwykle w nieładzie, opadają na oczy oprawione w okrągłe okulary. Ma osmaloną szatę i głupkowaty uśmiech na równie osmalonej twarzy, który mocno kontrastuje ze strachem na twarzy chłopaka za nim.
Tego nikt nie rozpoznaje, mimo że od sześciu lat jest wszędzie tam gdzie Syriusz i James. Mowa oczywiście o Peterze Pettigrew, niskim bondynie ze strachem wypisanym w każdym ruchu, który niezgrabnie próbuje maskować go ilekroć któryś z przyjaciół na niego spojrzy.
Jeśli ktoś się przyjrzy, może dostrzec między nimi nienagannie ubranego ciemnego blondyna, czytającego jakąś książkę. Remus Lupin jest tym typem człowieka ktorego nie zauważamy w pierwszej chwili.
Nagle drogę zastępuje im paru Ślizgonów, na których twarzach widać złość. Severus Snape, któremu huncwoci przed chwilą zrobili okrutny kawał ma całą czerwoną twarz ze złości i niebieską skórę. Obok niego widać Regulusa Blacka, brata Syriusza z pogardą wypisaną na twarzy. Za nimi stoi jeszcze paru innych, którzy również mają złowrogie miny.
- Hej, braciszku! - woła Syriusz zanim Remus zdąży go powstrzymać. - Ten wyraz twarzy masz chyba wrodzony. Taki sam miałeś jak trzymałem cię na rękach. - Regulus nie zmienia miny, ale da się zauważyć że spina mięśnie. - Szkoda że cię wtedy nie upuściłem. - dodaje niewinnie, a tłum Gryfonów za nim, ktory zdążył się zebrać do tej pory, wybucha śmiechem.
- O, Smarkulesie, chyba czymś się ubrudziłeś - woła James zachęcany przez okrzyki zza pleców. - Czekaj, pomogę ci, Aquamenti! - woła i ze śmiechem patrzy jak na Severusa spadają litry wody z jego różdżki.
- Tego już za wiele! - krzyczy ktoś z tłumu i na przód przepycha się jakiś blondyn. - Drętwota! - wrzeszczy. Zaklęcie chybia i trafia w mur, ale blondynek rozpoczął prawdziwą wojnę. Zaklęcia padają jak szalone, z obu stron. Parę osób upada tkniętych Petrificus totalus lub Drętwotą, inni czołgają się po podłodze szukając swoich różdżek po trafieniu w nich Expeliarmusem. Walka zawzięcie toczy się dalej.
- Anteoculatia! - wrzeszczy James kierując różdżkę w stronę Regulusa, któremu w tym momencie ze skroni wyrasta poroże dorosłego jelenia. Chłopak przerywa atak na starszego brata i łapie się za głowę, a Syriusz wybucha śmiechem.
- Dobry wybór zaklęcia Rogaczu, hahahaha - woła w stronę przyjaciela pomiędzy salwami śmiechu i w tym momencie obrywa zaklęciem. Upada jak długi na ziemię, i zaraz przypada do niego Remus i przeklinając pod nosem głupotę przyjaciela, odpędza natrętne nastolatki próbujące pocałować Blacka póki jest nieprzytomny. Lupin mruczy pod nosem "Finite" jednak absolutnie nic się nie dzieje. Powtarza zaklęcie jeszcze parę razy, coraz to głośniej, ale nadal zero reakcji.
Łzy napływaja do jego miodowych oczu, obawiając się najgorszego, ale wstaje i bierze chłopaka na plecy, ignorując profesor McGonagall i paru innych profesorów probujących przywrócić spokój. Zaciąga Syriusza do wnęki, wstaje otrzepując spodnie i stając przodem do tłumku dziewczyn zaslaniając im chłopaka.
- Jeśli ktoraś z was, bedzie chciała choćby tknąć mojego przyjaciela, gwarantuje jej nieprzyjemny los. - powiedział spokojnie wyciągając różdżkę. Krukonka z samego przodu prychnęła ze śmiechem. - Bawi cię to? Jak masz na imię?
- Eva Warsen - powiedziała bez większych emocji.
- Posłuchaj Eva. Znam dwa razy więcej zaklęć niż ty. Potrafię też, gdybym chciał, zabić człowieka na 20 sposobów jednym palcem, a Syriusz jest dla mnie bardzo ważny i nie pozwolę żebyście się na niego rzucały. Zrozumiano?
Dziewczyna pokiwała głową, podobnie jak parę innych z tłumku i rozeszły się mrucząc coś o niesprawiedliwości.
Kiedy dziewczyny już się rozeszły, Remus wychylnął na chwilę zza kotary żeby zbadać sytuacje. Kiedy zobaczył Mcgonagall ciągnącą za ucho w stronę swojego gabinetu Jamesa Pottera, zawołał za nią:
- Pani profesor! Syriusz potrzebuję pomocy! Został spetryfikowany, ale nie potrafię go odczarować zwykłym Finite!
Gdy Mcgonagall słyszy co woła uczeń, wciąż trzymając głośno protestujacego Pottera za ucho, szybkim krokiem rusza w stronę wnęki w której leżał Syriusz. Dla pewności rzuca na chłopaka Finite, ale tak jak powiedział Remus, to nie działa.
- Potter, Lupin zanieście kolegę do skrzydła szpitalnego i wytłumaczcie co się stało, dlaczego i jakie są skutki.
- Dobrze pani profesor. - posłusznie, chyba pierwszy raz w życiu, James rzuca na Syriusza zaklęcie lewitujące i idzie w stronę skrzydła szpitalnego, a za nim Remus ciągnie lewitującego przyjaciela w tym samym kierunku.
Okej, to pierwsza część opowiadania które ma dość skomplikowaną akcję, bo dzieją się dwie historie naraz. Mam nadzieję że spodoba wam się to opowiadanie, bo wymyślałam i pisałam to 3 godziny, a pomysł od paru miesięcy łazi mi po głowie, więc w końcu postanowiłam przekuć to w słowa i mam nadzieję że nie jest tragicznie. Dajcie znać koniecznie co sądzicie. Jestem strasznie ciekawa.
CZYTASZ
Hey, it's me | era huncwotów
FanfictionKiedy na szóstym roku huncwotów dochodzi do poważnej bójki między gryfonami a ślizgonami, Albus Dumbledore postanawia położyć kres kłótniom między tymi dwoma domami i postanawia wprowadzić w życie akcje "Listowny przyjaciel". Niektórzy trafili słabo...